Cyfrowa rewolucja sprawiła, że nie jesteśmy już przywiązani do jednego miejsca. Wiele zadań możemy wykonywać zdalnie. I nie ma znaczenia, czy robimy to z naszego mieszkania, które jest dwie ulice od naszego biura, czy z drugiego końca świata. Ważne, żeby był szybki internet.
Lubię ludzi. Lubię odkrywać naszą różnorodność. Szukać wartości na styku światów
Wśród informatyków i wszelkiej innej maści cyfrowych nomadów najpopularniejszym ostatnio kierunkiem jest Daleki Wschód – Indonezja, Filipiny, Tajlandia. Justyna Broniecka, bohaterka wywiadu z cyku „Wysłuchał: Tomasz Staśkiewicz” wybrała zupełnie inny kierunek – przeprowadziła się do Gambii, skąd prowadzi swoją firmę w Polsce.
Podjęła odważną decyzję, bo mieszka w kraju, w którym jak sama mówi – konta bankowe zakładane są w Wordzie, regularnie są przerwy w dostępie do wody pitnej, a prąd jest wyłączany niemal codziennie. Z wyścigu szczurów trafiła do rzeczywistości, którą nazywa gambian time.
– Kiedy kogoś spytasz, czy coś zrobił, zazwyczaj usłyszysz „soon” albo „on-the-way”. A to wcale nie znaczy, że zamierza to zrobić, na przykład wyjść z domu, w najbliższym czasie. Dlatego moje plany redukuję o 50 procent. Nigdy nie wiem, czy załatwienie sprawy będzie trwało trzy minuty, czy trzy godziny – mówi w wywiadzie dla „Wysłuchał: Tomasz Staśkiewicz”.
Pomimo tego, że warunki życia są obiektywnie trudne, to właśnie w Gambii odnalazła miejsce, o którym marzyła od dzieciństwa: – Zanim się zdecydowałam, zwiedziłam chyba ze 30 krajów. I rzeczywiście, nie jest to wybór oczywisty. Dla wielu Europejczyków warunki tutaj byłyby nie do zaakceptowania – mówi.
Odwagi wymagało również przeprowadzenie się do kraju, który jest w 95 procentach muzułmański. Choć sama mówi, że w Gambii islam jest w wersji light, a do meczetu ludzie chodzą głównie w piątki, to jednak pozycja kobiety jest znacznie słabsza niż w Europie. Ale pomimo wszelkich niedogodności, to właśnie w Czarnej Afryce spotkała najszczęśliwszych ludzi. I sama także znalazła równowagę.