
Reklama.
Kocham drobne gesty w małych prywatnych pensjonatach i ośrodkach. Nienawidzę czuć się bankomatem w pięciogwiazdkowych hotelach.
Uwielbiam drobne gesty, na które stać tylko te miejsca, w których właściciel jest blisko procesu obsługi Klienta. Darmowa kawa „na do widzenia” przy tygodniowym pobycie nie zmniejsza znacząco zysku pensjonatu, a pozostawia niesamowicie dobre wrażenie (efekt świeżości). W pięciogwiazdkowym hotelu – nawet nie ma co liczyć na taki podarunek. W ich słowniku zamiast słowa „gift” jest słowo „charge".
Minęło 5 lat odkąd byłem w hotelu pod Koszalinem. Spośród setek innych odwiedzonych w tym czasie „noclegów” – pamiętam akurat tamten. Nie ze względu na pokój (trudno by mi było wydobyć z pamięci szczegóły) czy sale konferencyjne. Nie ze względu na pracę recepcji czy serwisu. Nie ze względu na okolicę. To co mi zostało w głowie z tej wizyty, to kanapki. 3 bułki na drogę, które dostałem od nich przy wyjeździe. W skali całego zamówienia (grupa ok. 100 osób przez 3 dni) – drobiazg.
Nie lubię być w hotelu anonimowy. W wielkich kombinatach niestety jestem. Ten sam firmowy uśmiech, te same beznamiętne formułki. To samo myślenie o Kliencie w bardzo wąskich ramach zakresu obowiązków. Czy to w Wiśle, czy pod Rawą Mazowiecką. Myślę tylko kiedy z ust recepcjonistki czy recepcjonisty padnie „Następny proszę”.
Byłem niedawno w Kościelisku. Wynajęliśmy ze znajomymi na tydzień fajny domek z jacuzzi, sauną, bilardem i innymi atrakcjami. Właścicielka tak dbała o Klienta, że w sobotę o 8:30 rano dowiozła nam brakujące tabletki do zmywarki. Bez dopłaty. Po prostu. Koszt: kilka złotych i odrobinę zainteresowania. Efekt promocyjny – dużo większy niż 1000 ulotek.
Nienawidzę labiryntów korytarzy. Pretensjonalnych wystrojów wnętrz i całego blichtru na pokaz. Zegarów pokazujących czasy w 5 światowych stolicach. Oderwania od tu i teraz. Nienawidzę hoteli-twierdz. Wypiętych na okolicę. Osaczających gości swymi murami. Miejsc w swym luksusie tak homogenicznych, że rano muszę się zastanawiać w jakim mieście się obudziłem.
Uwielbiam proste, naturalne podejście. Lubię być traktowany jak człowiek. Nie jak bankomat. Nie chcę być numerem pokoju. Drobiazg?
Uwielbiam drobne gesty, na które stać tylko te miejsca, w których właściciel jest blisko procesu obsługi Klienta. Darmowa kawa „na do widzenia” przy tygodniowym pobycie nie zmniejsza znacząco zysku pensjonatu, a pozostawia niesamowicie dobre wrażenie (efekt świeżości). W pięciogwiazdkowym hotelu – nawet nie ma co liczyć na taki podarunek. W ich słowniku zamiast słowa „gift” jest słowo „charge".
Minęło 5 lat odkąd byłem w hotelu pod Koszalinem. Spośród setek innych odwiedzonych w tym czasie „noclegów” – pamiętam akurat tamten. Nie ze względu na pokój (trudno by mi było wydobyć z pamięci szczegóły) czy sale konferencyjne. Nie ze względu na pracę recepcji czy serwisu. Nie ze względu na okolicę. To co mi zostało w głowie z tej wizyty, to kanapki. 3 bułki na drogę, które dostałem od nich przy wyjeździe. W skali całego zamówienia (grupa ok. 100 osób przez 3 dni) – drobiazg.
Nie lubię być w hotelu anonimowy. W wielkich kombinatach niestety jestem. Ten sam firmowy uśmiech, te same beznamiętne formułki. To samo myślenie o Kliencie w bardzo wąskich ramach zakresu obowiązków. Czy to w Wiśle, czy pod Rawą Mazowiecką. Myślę tylko kiedy z ust recepcjonistki czy recepcjonisty padnie „Następny proszę”.
Byłem niedawno w Kościelisku. Wynajęliśmy ze znajomymi na tydzień fajny domek z jacuzzi, sauną, bilardem i innymi atrakcjami. Właścicielka tak dbała o Klienta, że w sobotę o 8:30 rano dowiozła nam brakujące tabletki do zmywarki. Bez dopłaty. Po prostu. Koszt: kilka złotych i odrobinę zainteresowania. Efekt promocyjny – dużo większy niż 1000 ulotek.
Nienawidzę labiryntów korytarzy. Pretensjonalnych wystrojów wnętrz i całego blichtru na pokaz. Zegarów pokazujących czasy w 5 światowych stolicach. Oderwania od tu i teraz. Nienawidzę hoteli-twierdz. Wypiętych na okolicę. Osaczających gości swymi murami. Miejsc w swym luksusie tak homogenicznych, że rano muszę się zastanawiać w jakim mieście się obudziłem.
Uwielbiam proste, naturalne podejście. Lubię być traktowany jak człowiek. Nie jak bankomat. Nie chcę być numerem pokoju. Drobiazg?