Niedawno wróciłem z Madery. Piękna, fantastyczna wyspa. Jak Madera to Cristiano Ronaldo. Choć nie za wszelką cenę, bardziej dla przyjemności, postanowiłem ruszyć śladami CR7.
Szczerze mówiąc zdziwiłem się, że w stolicy Madery, Funchal, Cristiano Ronaldo nie wyskakuje zza każdego rogu - nie wita turystów, którzy w większości, mówię o facetach, wiedzą, że właśnie tutaj urodził się najlepszy portugalski piłkarz.
Niedaleko portu sklepik z pamiątkami, a tam tandetna koszulka z podobizną CR7. To wszystko - w promieniu kilku kilometrów. Żadnych pamiątek, zdjęć, koszulek, szalików, a nawet naciągaczy, którzy chcieliby opowiedzieć o lokalnej gwieździe. Tylko jedna, jedyna koszulka w przpełnionej witrynie. W dodatku strasznie brzydka...
Ronaldo nie mieszkał w centrum Funchal. Wychował się na północnych wzgórzach, gdzie pogoda jest tak samo zmienna jak nastroje kobiet- mniej więcej trzydzieści razy dziennie. Subtropikalny klimat i wulkaniczna ziemia sprawiają, że cokolwiek rzucisz na ziemię - na pewno urośnie. Jest naprawdę zielono - po prostu pięknie. Santo Antonio to dzielnica stolicy, dość biedna, gdzie zawodnik Realu mieszkał z rodzicami - zanim ruszył do szkółki Sportingu Alcochete. Niestety, ze starego domu, a właściwie lepianki w której mieszkał, nie zostało nic. Został zburzony. Nie wiem, czy z powodu fatalnego stanu budynku, a może na życzenie rodziny Ronaldo, która chciała zapomnieć w jakiej biedzie przyszło jej żyć jeszcze kilkanaście lat temu.
Skoro nie dom to może klub. Wybrałem ten pierwszy poważny, czyli Nacional Madera. Nie specjalnie napalałem się, aby czas na wyspie spędzić pod dyktando życiorysu Ronaldo, dlatego pominąłem jego pierwszą drużynę CF Andorinha choć wiem, że akurat tam powstało coś na wzór ołtarzyka Cristiano Ronaldo.
Wieżdżamy jeepem naprawdę wysoko. Madera może niektórym kojarzyć sie z wysokimi temperaturami, słońcem itd. To jednak wyspa dużych kontrastów klimatycznych. Na dole ciepło, na górze, wiatr, deszcz i mróz. Najwyższa góra ma tu ponad 1800 m. I właśnie stadion Nacionalu leży dość wysoko w górach. Czasami odwółują tu mecze, bo zwyczajnie nic nie widać. Murawa i trybuny są spowite chmurami, pada lekka mżawka. Ale obiekt jest ładny - niedawno modernizowany. Stadion, a wokół niego kilka boisk, gdzie od wczesnych godzin porannych szkoli się dziesiątki przyszłych, przynajmniej taka nadzieję mają działacze, Cristiano Ronaldo. Do tego wszystkiego fantastyczny widok na Funchal - nie bez przesady nazywane małą Lizboną.
Dość przypadkowo trafiłem jeszcze na butik "CR7" w zamożnej dzielnicy Lido, który prowadzi siostra Ronaldo. Dość nieprzyjemna osoba. Zreszą trzeba podkreślić fakt, że generalnie Cristiano Ronaldo nie jest lubiany w swoich rodzinnych stronach. Może właśnie przez tych, którzy tu zostali i żyją teraz w luksusie grając trochę na nosie większości społeczentwa, które ledwo wiąże koniec z końcem. Mój kolega Victor mówi wprost: "siostra Ronaldo to po prostu suka." Kiedyś wyrzuciła turystkę ze sklepu. Stwierdziła po jej ubiorze, że i tak nie będzie jej stać na to, co znajduje się w butiku. No właśnie, a propos asortymentu "CR7". DRAMAT! Wszystko w stylu "białych kozaczków". Jakieś dziwne spodnie z frędzlami po bokach, koszulki z cekinami i dodatki z logo CR7, które mogą bardziej straszyć niż zachwycać. Wszystko w granicach 200 euro i wyżej. Tylko portfele i bielizna nieco tańsze.
.
To by było na tyle Ronaldo na Maderze. Przyglądałem się dzieciakom, które grały na szkolnych boiskach bądź podwórkach. Koszulek Portugalii lub Realu z siódemką na plecach brak.
Na zakończenie tej piłkarskiej opowieści z Portugalii. Chciałem pójść na jakiś mecz. Jedyny w tym czasie to krajowy puchar. Maritimo kontra Vitoria Setubal. Mecz o 15 więc fajnie. Dotarłem na stadion położony jakieś półtora kilometra powyżej portu. Jest około godziny 14. Cisza, pustka. Pytam policjanta. Mówi, że mecz dopiero o 19. Zmienili w ostatniej chwili. Sory, odpuszczam sobie. Aż tak starcie Maritimo z Vitorią mnie nie kręci. Zajrzałem jeszcze na remontowany Estadio dos Barreiros. Chwała, że go remontują, bo warunki gorsze niż na Polonii Bytom. Kto był, ten wie.