Gdy parę lat temu usłyszałem, że z niewiadomych przyczyn przełożony o 3 lata jest start obowiązkowych dla wszystkich zajęć w szkole dla 6-latków, aż jęknąłem z niedowierzania. Zastanawiałem się - po co? Co się zmieni przez te 3 lata? I mam wrażenie, że moja intuicja mnie nie zmyliła. Jestem blisko edukacji, ale nie słyszałem, by przez ten czas pojawiły się jakieś znaczące środki, działania, które ułatwiłyby pracę z 5-latkami w zerówkach czy 6-latkami w pierwszych klasach. Za to rodzice, którzy zaufali państwu polskiemu i wysłali wcześniej dzieci do szkoły, mają pełne prawo czuć się oszukani. W naszym nastawionym na zdawanie testów systemie edukacji ich pociechy musza konkurować z dziećmi o rok od nich starszymi. W wielu miejscach, gdzie samorządy obcinają wydatki na edukacje, łączone są klasy z dzieci z różnych roczników. Rząd zrobił krok w tył, a konsekwencje zostawił rodzicom i ich potomstwu. To tak, jakby wysłać na froncie do walki dywizję, obiecując, że za natarciem pójdą posiłki, a po dotarciu na pole bitwy powiedzieć żołnierzom: wiecie co - rozmyśliliśmy się. Radźcie sobie sami, my tu jeszcze wyślemy żołnierzy, ale za 3 lata.
Kibicuję bardzo "Rzecznikowi Praw Rodziców", choć chyba na żadne z ich pytań nie odpowiedziałbym "tak". Z dwóch powodów. Po pierwsze uważam, że potrzebujemy narodowej dyskusji o szkole. O jej filozofii, metodach, bolączkach, które wynikają z cech środowiska edukacyjnego, ale i problemów społecznych, które odbijają się na na relacjach panujących w szkołach, choć nauczyciele nie są za nie w żaden sposób odpowiedzialni. Po drugie - zmusiłoby ono rząd do rzeczywistego zaangażowania się w sprawy edukacji i wzięcia odpowiedzialności za reformy, które wprowadza. Również finansowej.
Warto tu przytoczyć, jakie pytania chcieliby umieścić w referendum rodzice ze stowarzyszenia i fundacji "Rzecznik Praw Rodziców", bo dotyczą one nie tylko 5latków w szkole:
1. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków? Stowarzyszenie, jak rozumiem mówi tak, gdyż nie ma infrastruktury, program zmusza dzieci do odrabiania zadań domowych, a rząd ma brzydką motywację: chodzi o to, by ludzie szybciej pracowali.
Ja generalnie jestem za zniesieniem obowiązku edukacyjnego rozumianego jako przymus chodzenia do szkoły w ogóle, więc nie ma sensu zwalniać z niego tylko jednego rocznika. Uważam także, że kiedyś trzeba zacząć i że zawsze będzie coś na starcie brakować. Zastanawiam się także, skąd wiadomo, że nie ma infrastruktury? Skąd stowarzyszenie bierze dane? Ciekawy jestem.
Co do brzydkiej motywacji rządu, to i tak chyba niewiele przyniesie taki zabieg. Wielu moich nieco młodszych kolegów kończących 30 lat w dalszym ciągu uważa się za młodych, niedoświadczonych, bardziej jeszcze uczniów niż stabilnych dorosłych. Dojrzewanie to proces, który nam się bardzo rozciągnął. Widać to po wieku, w którym kobiety decydują się na dziecko - pełnienie dorosłej roli w życiu. Jest to tendencja światowa, a to, że skończy się szkołę średnią rok wcześniej niewiele tu zmieni. I tak 24-latek nie będzie płacił zusu.
Trudno zmieniać podstawę programową, gdy mamy na jednym poziomie edukacyjnym dzieci z różnych roczników. Nie da się stworzyć rozwiązania dobrego zarówno dla 6-latków jak i 7-latków - na poziomie tego, co dziecko "powinno umieć, robić" Zbytnie obniżanie wymagań będzie powodować, że kumate 7-latki z nudów będą stawać na głowie. Problemem jest przeciąganie się procesu, nie taka czy inna podstawa programowa.
2. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku przedszkolnego pięciolatków?
Stowarzyszenie mówi tak, bo nie ma miejsc w przedszkolach. To zróbmy miejsca, a nie likwidujmy obowiązek. Chyba, że wszystkim.
3. Czy jesteś za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów?
Według "Rzecznika" tak, bo już 15-letnie dzieci muszą wybierać specjalizację, a to "według niektórych za wcześnie". Ciekawe według których? Według mnie, im szybciej dziecko zacznie samodzielnie decydować o tym, co jest jego pasją, tym lepiej. Już 10-letnie dzieci potrafią spędzać długie godziny nad swoim hobby. Oddzielną sprawą jest wybieranie swojego zawodu, ale podyskutujmy w takim razie nad tym mechanizmem. Dziwi mnie także sformułowanie "pełny kurs historii". Nie da się nauczyć całej historii. W tym, czego ja się uczyłem nie było słowa o Indiach, Chinach, USA pojawiało się sporadycznie. I bardzo tego żałuję. A według Rzecznika przechodziłem "pełen kurs historii.
A co do innych przedmiotów - XIX wieczny pomysł nauczania w szkole według "nauk" uważam za całkowicie przestarzały i szkodliwy.
4. Czy jesteś za stopniowym powrotem do systemu: 8 lat szkoły podstawowej + 4 lata szkoły średniej?
Tak - bo młodzież w okresie buntu trafia w nowe środowisko i sprawia kłopoty wychowawcze - twierdzą Rodzice. A ja twierdzę, że problem jest z budowaniem więzi chroniącej przed kłopotami (dziecko - dorosły) a nie z gimnazjum jako takim. Ten problem ma przede wszystkim źródła rodzinne, drodzy rodzice, choć nauczyciele też często nie ułatwiają dziecku wejście w relacje z nimi. Przebudujmy działania w gimnazjum, tak by znacznie więcej czasu poświęcić na oddziaływania wychowawcze, a nie na powtarzanie materiału ze szkoły podstawowej - przyniesie to dużo większe korzyści, niż likwidacja tego etapu edukacji.
5. Czy jesteś za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli?
Dosyć idiotyczny postulat. Jak? Demografii ustawą nie pokonamy. Inną kwestią jest, że marnujemy szansę na stworzenie porządnej edukacji - mamy nauczycieli i infrastrukturę, więc można by właśnie teraz zainwestować w mniejsze klasy, stworzenie warunków do bezpiecznego rozwoju. To się opłaci, również finansowo dla państwa w przyszłości.
A Wy - co sądzicie?