Zacznę, ale nie od początku. Z tego co pamiętam, pierwszy w kolejności powinien być rachunek sumienia. Co mi tam, przejdę od razu do rzeczy - wyznam grzechy. Raz (tak, tylko raz!) widziałem teledysk „My Słowianie”, będący w jednym komicznym zakończeniem hip – hopowej kariery Donatana i przykrą wróżbą dla zespołu Weekend, że oto narodził się nowy król remizowych potańcówek. Ot wszystkie refleksje związane z youtube’owym seansem, bo ani głębia tekstu nie wzbudziła katharsis, ani teledysk nie skradł serducha. Ba! Nawet biodra jakoś nie specjalnie chciały współpracować z beatem.
Odpustowy kicz. Designerskie uniesienie a’la Jola Rutowicz. Sobotnia balanga na wiejskiej dyskotece, na którą tęsknie wyczekuje połowa Polaków, nostalgicznie wyrywając kolejne kartki z kuchennego kalendarza. Wyczucie smaku odbijające się w oczach Donatelli Versace.
Wszystkie kryteria spełnione.
Donatan i Cleo? Idealni reprezentanci biało – czerwonych barw na konkursie Eurowizji - corocznym przaśnym jarmarku rodem z Krupówek, przypominającym milionom telewidzów, że może jednak faktycznie warto pozbyć się telewizora. Konkursem obciachu, zbliżającym się poziomem do zawodów na najgłośniejszego bąka wieczoru.
I choć, co do zasady, zgadzam się z Kingą Matusiak w aspekcie artystycznym (a nawet emocjonalnym) całego przedsięwzięcia, to byłbym daleki od porównywania niezbyt smacznej choreografii z zaproszeniem do łóżka, utożsamiania głębokich dekoltów z głębokimi gardłami, a przede wszystkim od poszukiwania na środku wiejskiego parkietu „wizytówek” narodu. To tak jakby w każdym z nas poszukiwać szarej polskości, bijącej z reprezentujących nas na światowych festiwalach filmów, czy skazywać na bycie nieudacznikiem porównywanym do statystycznego piłkarskiego kadrowicza. To trochę tak, jakby mierzyć etos pracy amerykanek przez pryzmat kariery zawodowej Jenny Jameson.
Nie jest zamachem na moralność także seksualność całego show. Wystarczy rzucić okiem na Instagram, aby uświadomić sobie, że dziewczyny mogące być córkami Donatana wyginają się przed lustrem w pozach, które faktycznie powinny zaniepokoić nie tylko episkopat. Media są seksistowskie. Późna wiosna i całe lato są seksistowskie. Nawet obrażony tors Balotellego, nie potrafiącego powstrzymać emocji po zwycięskiej bramce, nosi takie znamię, (przedstawiony w odpowiednim aspekcie).
Pastisz nawet niesmaczny, to jednak nadal tylko pastisz.
Tak jak chałtura w centrum handlowym, nie zmieni się nagle w bal w Operze Wiedeńskiej, na który przyjeżdżamy z Kopciuszkiem w karocy z dyni, tak „My Słowianie” nie wyjdzie nigdy poza ramy naszych emocji, a może nawet skrywanych pragnień.