„Niewidoczne życie sióstr Gusmão” to bez wątpienia jeden z najlepszych filmów bieżącego roku. Intymna, kameralna opowieść pozostaje długo w pamięci. I w sercu.
Film zrelizowany został na podstawie powieści Niewidzialne życie Marthy Batalha, która nastrojem przywołuje książki innej południowoamerykańskiej pisarki – Chilijki, Isabell Allende.
I w książce, i w filmie przenosimy się do Rio de Janeiro połowy XX wieku. Tętniącego życiem miasta, z jego barwnymi mieszkańcami, wąskimi uliczkami biedniejszych dzielnic, podejrzanymi spelunami i przedzierającą się wszędzie bujną roślinnością.
To historia dwóch sióstr – Guidy i Eurídice – które od życie chcą więcej niż ich całkowicie zdominowana przez ojca matka, a także inne „niewidoczne” kobiety z ich otoczenia. Spragniona szalonej miłości Guida stawia wszystko na jedną kartę i potajemnie opuszcza rodzinny dom. Oczywiście u boku ukochanego. Młodsza Eurídice ma jedno pragnienie – studia w wiedeńskim konserwatiorium. Nie tego jednak oczekuje od niej rodzina. A Eurídice stara się te oczekiwania spełniać i akceptuje role narzucone jej przez ówczesne normy społeczne. Do czasu…
To opowieść o siostrzanej miłości. O przymusowej rozłące, która łamie ludzkie życie. O rodzinnych tajemnicach, które prędzej czy później zostaną ujawnione. I przed wszystkim o kobiecej walce o prawo do życia według własnych pragnień, do własnych wyborów i do marzeń. O prawo do bycia „widzialną” w patriarchalnym, mizoginstycznym i aż kipiącym od maczyzmu świecie.
Nietrudno wyobrazić sobie, że właśnie w takim świecie wychował się Jair Bolsonaro. I mimo że od Brazylii lat 50. dzieli nas siedem dekad, jej obecny prezydent stara się kontynuować te niechlubne tradycje. Co może stanąć mu na drodze? Mam nadzieję, że właśnie kobiety.
Niewidoczne życie sióstr Gusmão, reż. Karim Aïnouz.