Trochę trwa, zanim dowiadujemy się, że najciekawsi są ci, którzy wydają się niezbyt ciekawi.
Okulary w cenie autka, torby formatu billboardu nie dają się przeoczyć i nieco zasłaniają nam widok.
Świat gastronomii oglądamy tymi samymi, efekto-wrażliwymi oczyma. Kiedy więc spróbujemy już alg, karczochów i papai, (nie jestem gastro-patriotką, naprawdę nic przeciwko nim nie mam), naszą uwagę przenieśmy na warzywo tak zapomniane, że aż prawie egzotyczne. Oh, ja wiem, nikt nie zapomniał marchwi, przesadzam. Tylko co umiecie z niej przyrządzić? Dobrze, jeśli ciasto marchewkowe. Rosół i surówkę, to pewne. No, w ogóle, dodaje się ją do zupy... Taak, jako mało ważny składnik. Mam nadzieję nie usłyszeć o marchewce z groszkiem. Bardzo zmęczona sobą para, już dawno po rozwodzie. Wiadomość ta nie dotarła jeszcze tylko do polskich szpitali.
I ja jestem tu, w blogowym świecie, jak marchew. Też nikt się mną nie interesuje, nie dostaje na mój widok kulinarnych rumieńców, nie płonie choćby gazowym, czy elektrycznym żarem.
Ale ja mam receptę i znam recepturę! (przepisy na 4 porcje)
Marchew niezwłocznie pojedzie na sesję zdjęciową, gdzie podda się procesowi zwanemu Metamorfozy.
Na zdjęciu "Przed" będzie jeszcze zwykłą, prostą marchwią, ale już na zdjęciu "Po" -marchewką, a może nawet karotką z Vichy.
Pierwsze ujęcie - mała zmiana, nic spektakularnego, a efekt końcowy wcale smaczny.
Kremowy serek marchewkowy może być pastą do smarowania pieczywa albo wrapsa- wtedy do środka idą kawałki kurczaka z patelni grillowej, (marynowanego przedtem choćby chwilę w łyżce oliwy i łyżce ulubionych przypraw) i koniecznie dużo zieleniny.
Może spodobać się komuś do warzyw z patelni, albo udawać niezydentifikowaną kulkę niby- lodów na sałatce z plasterkami młodego buraczka (dobre są w Lidlu, już ugotowane i zapakowane próżniowo). W uporządkowanym świecie u Państwa Dietetycznych pojawi się jako dip obok równiutko ułożonych, surowych warzyw. W zabałaganionym pokoju przytuli się do nachosa (może uda się nie zaplamić kanapy). Dziewczyna w okularach doda łyżkę do miseczki z zupą, a dziecko nierówno posmaruje nią naleśnik. Jeśli posypie cukrem, nadal wszystko będzie grało.
I zobaczcie co się stało - dwie marchewki i zwykły śniadaniowy serek jak kostki domina pociągnęły za sobą ciąg dalszy. Właśnie ten proces tak bardzo lubię, właśnie on wciąga mnie w korkociąg gotowania i każe obwołac się szoferem perpetuum culinaris.
250 g marchwi
sól, cukier
200 g serka śmietankowego (najlepszy jest Twój Smak Piątnicy)
kawałek świeżego imbiru - ok. 2 cm
pieprz, mielona kolendra
Marchewkę pociąć w kawałki i gotować ( 15 min), w małej ilości wody lekko osolonej i z dodatkiem szczypty cukru. Wodę odlać , marchew przetrzeć robotem na puree, dodając przy tym trochę serka. Masę lekko wystudzić , wymieszać z pozostałym serkiem. Obrany imbir przecisnąć do pasty przez praskę do czosnku (doprawi pastę samym sokiem), doprawić solą, pieprzem i ewentualnie mieloną kolendrą.
Kolejne ujęcie -
proszę cię, marchewko, teraz zrobimy cię na hinduskie bóstwo. (Jedno więcej... )
Z szuflad trzeba wyjąć rzadko używane przybory i barwniki, konieczny będzie też moździerz i parę rzewnych melodii Bollywoodu. Przed Państwem:
Marchewki Tandoori z bakaliowo-pistacjowym ryżem basmati i orientalnym jogurtem (jak zabrzmiało?)
Do wyjaśnienia nazwy tej prostej, indyjskiej potrawy ktoś kulinarnie niezorientowany mógłby zadać może nawet cztery pytania. Co prawda, tu są sami zorientowani, ale przecież nie mogę ominąć tak fascynującego tematu. Musimy zajrzeć do pieca Tandoori. Zagląda się do niego, jak do otwieranej od góry pralki. Zagłębienie mniej więcej tak samo głębokie i półokrągłe, sam piec gliniany, opalany węglem drzewnym. Płaskie chlebki, typowe indyjskie pieczywo, przylepiane do jego pionowych ścianek w okamgnieniu gotowe są do jedzenia. W powoli stygnącym piecu, który ciągle jest jeszcze bardzo gorący, piecze się potem mięso, na przykład najbardziej znany "Tandoori chicken". "Tandoori" oznacza także, że mięso marynowane było przez noc w pikantnej mieszance przypraw, na którą starannie utarto chili, kardamon, czosnek, kolendrę, kurkumę, szafran i tamaryndowiec. Od tego momentu lepka masa zwie się już "masalą".
Piec pochodzi z Kaszmiru. Nie jest jedynie obrazkiem ze skansenu. Buduje się go w mniej i bardziej eleganckich indyjskich i pakistańskich restauracjach na świecie. Nowocześnie obudowany, był też w orientalnej sekcji restauracji jednego z egipskich hoteli. Obsługiwany przez indyjskiego kucharza, z którym, ( jak prawie z każdym kucharzem), łatwo było mi się "zaprzyjaźnić". Każdy posiłek rozpoczynałam od pysznego, chrupiącego i gorącego chlebka, który przygotowywał na mój widok. Mój stół zawsze pełen był okruchów.
pęczek marchewki
2 łyżki oleju
150 g dobrego jogurtu naturalnego
120 g ryżu basmati
50 g orzechów - migdały, laskowe, pistacje
3 łyżki rodzynek
łyżeczka curry
szczypta cayenne albo chili
sól, pieprz
świeża mięta albo natka (niekoniecznie)
marynata do zrobienia w moździerzu:
łyżka kminu rzymskiego
łyżka kolendry
łyżka kozieradki
łyżka gorczycy
kawałek strączka chili
ząbek czosnku
pomidor obrany ze skórki
sól
Marynata: w moździerzu utłuc ziarna przypraw (można najpierw podprażyć je na patelni bez tłuszczu, będą jeszcze bardziej aromatyczne), dodać pokrojony drobno kawałek chili ( od razu potem porządnie umyć ręce), sól, czosnek i pokrojony w kostkę pomidor. Wszystko utrzeć na gładką masę, dodać łyżkę oleju. W razie braku moździerza, należy szybko naprawić ten błąd, a na razie wymieszać olej z przyprawą Lula Kebab Kotanyi, która, trzeba przyznać, całkiem im się udała. Jeśli brakuje Wam jakiegoś składnika zastąpcie go innym, nawet posiekaną natką, którą też trzeba utrzeć w moździerzu. (Takiej marynaty, czy ekspresowej, czy z moździerza, można też użyć do natarcia mięsa przed położeniem na grilowej lub zwykłej patelni). Po przyprawy warto pójść do sklepów ze zdrową żywnością.
Marchewki stare obrać, młode wyszorować, pokroić ukośnie w kawałki wielkośći ok. 3cm. Jeśli marchew jest gruba, najpierw przekroić ją wzdłuż na pół. Teraz można ją podgotować ok. 6 min. w małej ilości wrzątku, co bardzo skróci późniejszy czas pieczenia. (Zaraz po gotowaniu jeszcze ciepłą marchew połączyć z marynatą).
Do marynaty dodać łyżkę jogurtu, w żaroodpornej formie wymieszać z marchewką, zostawić na ok. 30 min.
Piekarnik rozgrzać do 180 st.
Marchewkę piec ok. 30 - 40 minut.
Ryż dobrze opłukać, osączyć na sicie. Orzechy pokroić na grube kawałki (nie rezygnujcie z pistacji, nawet mała ich ilość dodaje daniu mnóstwo smaku, zapachu i orientalnego charakteru).
Łyżkę oleju rozgrzać na głębokiej patelni, Na małym ogniu (rodzynki łatwo przypalić), lekko podsmażyć orzechy, rodzynki i ryż. Leciutko oprószyć curry i cayenne, zalać 200 ml zimnej wody. Zagotować , od razu zmniejszyć ogień i dalej gotować pod pokrywką przez ok. 15 min. (Jeśli brakuje pokrywki, patelnię można przykryć folią aluminiową).
Pozostały jogurt wymieszać z pokrojonymi drobno świeżymi ziołami. Ryż doprawić solą i pieprzem, podawać z jogurtem i pieczoną marchewką. To wszystko razem jest zdumiewająco pyszne.
Różnica między nami a Francuzami, dotycząca kulinarnego podejścia do zwykłego, rosnącego dość nieelegancko pod ziemią warzywa, przypomina mi dziecięcą zabawę "widzę coś, czego ty nie widzisz i to jest...". To jest bardzo ładnego koloru, zdrowe i niedoceniane, ale komu przyszło by tutaj do głowy gotować marchewkę w wodzie mineralnej (to właśnie karotka Vichy), nie mówiąc już o szampanie, co też zdarzyć się może tylko w tamtym kraju.
Jeśli więc miałabym jeszcze raz się urodzić, serdecznie proszę o naprawienie błędu i przeniesienie na placówkę do Francji.