Właśnie zakończył się siódmy już Kongres Kobiet. To dobra okazja do refleksji oraz podsumowań, jak przez ostatnie lata zmieniła się sytuacja żeńskiej połowy ludności. Udało się nam zwiększyć obecność w polityce i życiu publicznym, odczarować wiele postulatów o równym traktowania. Dlaczego więc nie udało się zwiększyć rangi macierzyństwa?
Pamiętam, jak bodajże w 2009 roku po raz pierwszy wybierałam się na Kongres Kobiet. Byłam wtedy wicemarszałkiem województwa warmińsko – mazurskiego. Moja decyzja przez wielu kolegów traktowana była jako demonstracja walczącego feminizmu. Często docierały do mnie ironiczne czy wręcz prześmiewcze komentarze.
Dziś już nikogo nie dziwi, że kobiety mają swój kongres. Stało się normalne, że chcemy pracować, działać społecznie. Robić kariery i zarabiać tyle co mężczyźni na podobnych stanowiskach. Kobieta jest premierem, kobieta jest kandydatką na premiera partii prawicowej. Stereotypy mają się dobrze jedynie wśród zwolenników Janusza Korwin – Mikke, których na szczęście jest coraz mniej.
O tym, że sytuacja zmieniła się na lepsze w tak krótkim czasie, zdecydowały nasza odwaga i determinacja. Udowodniłyśmy, że nie boimy się pracy, że chcemy i potrafimy rozwijać swoje zdolności. Dlaczego więc boimy się macierzyństwa? Dziś coraz mniej kobiet rodzi dzieci, robiąc kariery odkładamy dzieci na później. I wcale nie decydują o tym względy wyłącznie ekonomiczne.
Tym bardziej, że państwo też staje się coraz bardziej przyjazne wobec młodych matek. Wystarczy wymienić wprowadzenie rocznych urlopów macierzyńskich czy tysiąca złotych dla niepracujących kobiet (także studentek, rolniczek) przez rok po urodzeniu dziecka. W tym miejscu muszę zauważyć, że decyzje podejmował minister Władysław Kosiniak – Kamysz z PSL.
W pewnych kręgach macierzyństwo po prostu stało się niemodne. Dobrze zarabiająca "kobieta sukcesu" nie chce rezygnować z przyjemności, nie chce zamieniać wygodnego życia na „zupki i kupki”. Z litością patrzy na pchające wózki młode matki z kilkoma zbędnymi kilogramami pozostałymi po ciąży… Nie biologia, ale ona sama chce o sobie decydować.
Tymczasem macierzyństwo jest piękne. Wiem, co piszę, bo sama mam blisko 2-letniego synka. Byłam wysoko postawionym, samorządowcem, byłam ministrem, jeździłam po świecie, zarządzałam ludźmi. Jednak dopiero po urodzeniu dziecka poczułam się naprawdę spełniona, naprawdę szczęśliwa. Z własnego doświadczenia wiem, że można pogodzić karierę z macierzyństwem. Że nie jest łatwo? To co przychodzi nam z trudnością, lepiej doceniamy…
Nie lubię radykalizmu w żadnej sferze życia i odnoszę wrażenie, że niektóre ikony ruchu feministycznego nie walczą o prawa kobiet, tylko o nowy wspaniały świat. Tak jak Marks czy Lenin nie walczyli o prawa robotników. Dlatego nie chcę mylić radykalnego pseudofeminizmu z rzeczywistymi staraniami o prawa kobiet. Dając sobie prawo do kariery nie zabierajmy sobie prawa do macierzyństwa. Spełniajmy się w każdej sferze życia. Bądźmy szczęśliwe.