Nie ma nierozwiązywalnych dylematów moralnych... bywa tylko zbyt mało czasu na refleksję.
Unia Europejska i miliony na promocję mięsa
W Walentynki The Guardian opublikował artykuł, w którym informuje, że Unia Europejska wydaje dziesiątki milionów euro, próbując odwrócić ogólną tendencję, jaką jest spadek spożycia mięsa (1). Pieniądze mogą być wydawane na poprawę percepcji spożycia konkretnego rodzaju mięsa, np. cielęciny i wieprzowiny oraz kontrę wobec coraz częściej pojawiających się argumentów, które przetworzone mięso wymieniają jako czynnik rakotwórczy lub przyczynę cierpienia zwierząt.
Według The Guardian powołującego się na duńską organizację Wakker Dier, w ostatnich 3 latach Unia Europejska przeznaczyła 60 milionów euro na 21 kampanii marketingowych promujących mięso. Kampania Pork Lovers Europe (Europejscy Miłośnicy Wieprzowiny) otrzymała 1,4 miliony euro na marketing, gdyż odnotowano „spadek spożycia mięsa wieprzowego w Europie w ostatnich latach”. The Guardian informuje również o planowanej przez Stowarzyszenie Przetwórców Drobiu i Handlu Drobiem kampanii, która będzie „kosztowała podatników UE 4,4 miliony Euro” i w sześciu państwach członkowskich będzie przez 2 lata zajmować się „obalaniem mitów i fałszywych newsów” dotyczących chowu kurcząt. Prawdopodobnie kampania jest związana ze spowolnieniem dotychczas galopującego wzrostu zapotrzebowania na mięso drobiowe. Kolejne 6 milionów euro przeznaczone zostanie na promocję cielęciny. Według organizacji Wakker Dier takie działania są „całkowitym ignorowaniem interesów konsumentów i klimatu”.
Czy to najlepszy moment na promowanie mięsa?
Przypomnijmy, że hodowla zwierząt jest dziś odpowiedzialna za ok. 14,5% produkowanych przez człowieka gazów cieplarnianych, w tym 60% gazów produkowanych przez gospodarkę rolną (2). Jednocześnie zużywanych jest na nią 83% powierzchni ziem rolnych, a dostarcza nam jedynie 18% zapotrzebowania kalorycznego i zaledwie 37% zapotrzebowania na białko (3). Prawdopodobnie przeciętny Amerykanin jedzący wołowe burgery w ciągu zaledwie miesiąca przyczynia się do emisji takiej samej ilości gazów cieplarnianych, co podczas lotu z Nowego Jorku do Londynu (4). Coraz więcej specjalistów klimatycznych twierdzi więc, że redukcja spożycia mięsa i spożywanie jak największej ilości dań roślinnych jest jedną z ważniejszych rzeczy, jaką jednostka może zrobić nie tylko dla klimatu, ale również środowiska. Naukowcy opublikowali oficjalny list, wzywając większość państw do wyznaczenia tzw. punktu kulminacyjnego dla mięsa — momentu, od którego zaczniemy masowe zmniejszanie jego produkcji i spożycia niezbędnego dla zminimalizowania wylesiania, ochrony klimatu i bioróżnorodności (5). Organizacja CE Delf po przeanalizowaniu kosztów związanych z emisją gazów, zanieczyszczeniem wód i powietrza oraz utratą dzikich gatunków, zaproponowała zwiększenie cen wołowiny o 25%. Przewiduje się, że zwiększenie cen mięsa w Unii Europejskiej zmniejszyłoby do 2030 roku spożycie wołowiny o 67%, wieprzowiny o 57% i drobiu o 30%, plus spowodowałoby wpływ 32 miliardów euro rocznie do budżetu UE (6).
Nie należy również zapominać, że już w 2015 roku WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) uznała przetworzone mięso za kancerogenne: „50g przetworzonego mięsa dziennie — mniej niż dwa plastry bekonu — zwiększa ryzyko rozwoju raka jelita grubego o 18%” (7). Mamy 2020 rok i kolejne badania nie przynoszą dobrych wieści dla amatorów wędlin. Prawdopodobnie „spożywanie dwóch porcji mięsa czerwonego, przetworzonego lub drobiowego - ale nie ryb - tygodniowo wiązało się z większym o 3 do 7 procent ryzykiem wystąpienia chorób układu krążenia” (8). Jest to jednak słabszej jakości badanie. Twierdzi się jednak, że Europejczycy spożywają około 50% mięsa więcej, niż jest zalecane dla zdrowej diety (6). Być może więc redukcja spożycia mięsa mogłaby przyczynić się też do zmniejszenia wydatków na służbę zdrowia. Z pewnością wszelkie doniesienia o powiązaniach spożycia mięsa z rakiem napotykają na opór ze strony przemysłu mięsnego. Jedna z organizacji na rzecz walki z rakiem musiała pod naciskiem producentów wycofać się z kampanii propagującej redukcję spożycia mięsa (9).
Promocja mięsa z pewnością nie opłaca się zwierzętom. Organizacja Compassion In World Farming Polska przeprowadziła śledztwa na polskich fermach cieląt, konkludując, że zwierzęta zamknięte w ciasnych kojcach cierpią z powodu izolacji, głodu, możliwości swobodnego poruszania się, niskich temperatur i stresu (10). Raport o stanie hodowli brojlerów (kur przeznaczanych na mięso) w Polsce, organizacji Otwarte Klatki, był równie alarmujący. Zwierzęta żyją non stop w sztucznym świetle, nie mogą realizować naturalnych potrzeb, mogą występować u nich pęcherze, przewlekłe zapalenia skóry, choroby nóg, chroniczny ból dzioba. Mogą być odwodnione, kuleć, cierpieć na martwicę mięśni (11). Śledztwo na fermach świń w 2017, również prowadzone przez Compassion Polska, ukazała oczom setek tysięcy Polaków rzeczywistość kojców porodowych stosowanych u loch, które uniemożliwiają im swobodne poruszanie się (chodzenie, obracanie), „zestresowane świnie żuły własne języki, gryzły metalowe pręty…” czytamy w wynikach śledztwa (12). Również w hodowlach karpi możemy mieć do czynienia z naruszeniem dobrostanu, rozwojem wirusów, bakterii i grzybów. Zestresowane ryby są bardziej podatne na atak pasożytów, rozwój stanów zapalnych, a tym samym cierpienie, również z uwagi na mechaniczne uszkodzenia łusek czy skóry, które mają miejsce, np. przy odłowie - czytamy w raporcie Otwartych Klatek (13). Widok radosnych zwierząt hodowlanych wydaje się więc reklamowym mitem. Czy zatem naprawdę warto promować mięso?
Przemysł mięsny a gospodarka
Pod koniec 2019 Forbes opublikował głośny artykuł „Hodowla zwierząt kosztuje więcej w szkodach zdrowotnych, niż przynosi gospodarce” (14). Powołując się na najnowsze badania prowadzone w USA, artykuł porównuje koszt przedwczesnych śmierci na skutek zanieczyszczeń powietrza spowodowanych przez fermy zwierząt z korzyściami gospodarczymi. Badanie dotyczyło jedynie zanieczyszczeń powietrza (nie brano pod uwagę kosztów związanych ze spożyciem mięsa, czy innych form wpływu na środowisko). Za największe zanieczyszczenia odpowiadała według naukowców produkcja drobiu. Konkluzją przeprowadzonej analizy było stwierdzenie, że koszty w zniszczeniach zdrowia i środowiska przewyższają zyski gospodarcze (14). Niestety nie dysponujemy podobnymi badaniami dla Europy, ale już domaganie się przez naukowców podwyżek cen mięsa o 25%, by zrekompensować ponoszone straty (6), sugeruje, że może to nie być najbardziej opłacalna gałąź gospodarki. W najbliższym czasie to Dania może stać się prekursorem zmian cen mięsa tak, by uwzględniały koszty środowiskowe, gdyż pomysł spotkał się tam z poparciem 63% konsumentów (15). Bruce Friedrich z organizacji the Good Food Institute twierdzi, że to, w jaki sposób dziś uprawiamy rośliny, by następnie zjadać karmione nimi zwierzęta, jest szalenie niewydajne, dlatego jego zdaniem do 2050 roku powinny je zastąpić na rynku produkty roślinne oraz mięso z hodowli komórkowych (16). Większość sieci hipermarketów w Europie oferuje już zresztą roślinne zastępniki mięsnych przysmaków, łącznie z produktami, które są niemal identyczne w smaku, np. burgery. Również najwięksi światowi producenci mięsa, jak Tyson, Smithfield, Perdue, Nestlé zapełniają półki roślinnymi burgerami, klopsikami, czy odpowiednikami drobiowych nuggetsów, a najpopularniejsze fast-foody, jak Burger King, McDonald's, Pizza Hut, czy KFC zaczynają oferować całkowicie roślinne posiłki. CEO marki Impossible Foods (producenta roślinnych burgerów, które uwielbiają również amatorzy mięsa) Pat Brown ma nadzieję, że udział produktów odzwierzęcych w rynku uda się zdecydowanie zredukować do 2035 roku (17). Nawet jeśli to się nie uda, nowe technologie dadzą duży potencjał dla rozwoju przyjaznego mięsa (dla środowiska, zwierząt i człowieka), które tworzone będzie dzięki namnażaniu komórek. Dziś rozmnażamy jogurt, czy kombuchę, już za chwilę będziemy rozmnażać mięso - bez szkody dla środowiska, zdrowia i bez cierpienia. To dopiero opłaci się wszystkim!