"Jedną z najbardziej uderzających cech naszej kultury jest ogromna ilość wciskanego kitu. Wszyscy o tym wiemy. Każdy z nas dorzuca swój kamyczek." - H.G. Frankfurt
Nie ma nierozwiązywalnych dylematów moralnych... bywa tylko zbyt mało czasu na refleksję.
Trudno mi opisać ulgę, jaką poczułam przewracając ostatnią stronę niewielkiej książeczki Harry’ego G. Frankfurta On Bullshit (polski tytuł: O wciskaniu kitu).
Po wielu latach zdałam sobie sprawę, że istnieje termin (ba!, cała teoria), doskonale odzwierciedlający problem, jaki powraca do mnie w kontaktach interpersonalnych. Kiedyś sądziłam, że właściwą nazwą tego fenomenu jest postmodernizm (na studiach filozoficznych słowo to pojawiało się w kontekście chaotycznych rozważań, nudnych tekstów i nie spełniających rygorów logiki rozumowań). Okazało się jednak, że tym, co doprowadzić może do szewskiej pasji, nie tylko osoby zajmujące się zawodowo poszukiwaniem prawdy, jest BULLSHIT nazwany po polsku WCISKANIEM KITU.
CZYM JEST WCISKANIE KITU?
"Wciskający kit ukrywa przed nami, iż to, czy mówi prawdę, czy nie, jest mu całkowicie obojętne; mamy się nie zorientować, że nie przyświeca mu ani chęć powiedzenia prawdy, ani też chęć jej ukrycia... rządzi się i kieruje motywami niemającymi nic wspólnego z troską o zgodność z rzeczywistym stanem rzeczy."
Mówiąc prościej, wciskanie kitu to nie popularne ściemnianie, podczas którego celowo zostajemy wprowadzeni w błąd. Bullshit wywodzi się ze sceptycyzmu, zupełnego braku wiary w to, że cokolwiek można zidentyfikować jako prawdziwe lub fałszywe. Wciskający kit, w obliczu takiego stanu rzeczy, nie decyduje się jednak na szlachetne milczenie, ale wypowiada się na temat faktów zupełnie nie zwracając uwagi na to, jaki związek to co mówi ma z rzeczywistością.
Czasem spotykamy osoby, które powstrzymują się od wypowiadania na wybrane tematy, np. nie rozmawiają o Bogu, bo samo poruszenie tego wątku jest dla nich zangażowaniem w dyskurs pozbawiony sensu. Nie dyskutują o etyce, odkąd uznały, że to domena subiektywnych odczuć. Na wciskającego kit można jednak zawsze liczyć. Mówić lubi dużo i na każdy temat, zaś ścisłość w przedstawianiu otaczającej rzeczywistości zastępuje szczerym przedstawianiem własnej osoby i głoszeniem prawd o swoich własnościach.
BULLSHIT W ETYCE
W praktyce wciskający kit mówi zatem o tym co sądzi, podkreślając, że tak być może, ale nie musi, a właściwie problem jest nierozwiązywalny. W mojej ulubionej dziedzinie (etyce) bullshitter skupia się na swojej intuicji, swoim osądzie i odczuciach, bo to one są dla niego oazą pewności na morzu relatywizmu. W końcu do „prawdy” o sobie samym dotrzeć można i z przedtelewizorowej kanapy. Wnikliwa analiza faktów to zaś długi i żmudny proces. Wymaga kształcenia, czytania artykułów (a czasem - o zgrozo! - książek), konstruowania swojego badania w sposób metodologicznie poprawny, weryfikacji tezy w obliczu najnowszych odkryć. Tyle zachodu a przecież i tak: wszystko jest względne!
Bullshitter-etyk zaczyna zwykle od twierdzenia, że różne wspólnoty mają różne prawdy, kończy zaś na tym, że każdy człowiek ją ma i wszystkie należy szanować. Jako subiektywista nie jest w stanie przeprowadzić rozsądnej dyskusji, ponieważ w zetknięciu z innym subiektywistą nie ma żadnego punktu odniesienia, na którym mógłby oprzeć swoje racje. W obliczu informacji - o obrzezanych wbrew własnej woli dziewczynkach, gwałconych i oskarżanych z tego tytułu o cudzołóstwo kobietach, dzieciach wykorzystywanych do ciężkiej pracy w kopalniach i fabrykach, wycinanej pod uprawy paszy dla zwierząt Amazonii, zabijanych w celu produkcji oleju palmowego orangutanych - usłyszmy od niego niewiele mówiące, acz zgrabnie sformułowane twierdzenie ogólne np. tak to bywa a następnie odniesienie do własnych doświadczeń: A co, u nas jest lepiej? Ja od tygodnia się nie mogę dostać do kardiologa.
Bullshitter nie rozumie, że gdybyśmy zajmowali się jedynie wciskaniem kitu, wyzwolenie niewolników, równouprawnienie kobiet, poszanowanie praw dzieci i praw zwierząt byłyby zaledwie życzeniami wypowiadanymi w najlepszy wypadku nad resztkami urodzinowego ciasta.
SKĄD SIĘ BIERZE WCISKANIE KITU?
BULLSHIT przez Frankfurta został bardzo dobrze zdiagnozowany, pojawia się gdy:
MÓWIMY O TYM, NA CZYM SIĘ NIE ZNAMY - robimy to z powodu przekonania, że:
LUDZIE POWINNI MIEĆ ZDANIE NA KAŻDY TEMAT - a nawet, że:
MAMY MORALNY OBOWIĄZEK OCENIAĆ BIEŻĄCE WYDARZENIA.
Najlepiej widoczne jest to w mediach, które zasypują nas programami z udziałem ekspertów od wszystkiego. Wygłaszane przez nich słowa nie niosą zwykle ze sobą żadnych treści, ich nieobecność na ekranie niczego by nie zmieniła. Są sztuczne, równie dobrze mogą być prawdziwe jak i fałszywe. Cechuje je improwizacja nakierowana na podkreślenie znaczenia własnej opinii. Są to wypowiedzi w danej chwili najwygodniejsze.
„Wciskającemu kit prawda jest obojętna. Nie odwraca się od prawdy ani jej nie odrzuca, jak czyni to kłamca. W ogóle nie zwraca na nią uwagi. Z tegoż to właśnie powodu wciskanie kitu jest znacznie groźniejsze od kłamania.”
Kiedy rozmawiamy z bullshitterem mamy więc wrażenie odbijania się od ściany. Nie odpowiada na pytania, mówi jakby obok, najczęściej przywołując zasłyszane frazesy, sztampowy zestaw haseł, które zawsze ma gotowe w rękawie. Ucieka od rozmów poważnych, bo przecież szkoda czasu, jak się i tak do niczego nie dojdzie. Nie filozuj - można usłyszeć, jeśli z pełną troską chcemy mu opowiedzieć o najnowszych badaniach wskazujących na poprawność argumentów.
Dobrym przykładem wciskania kitu była ostatnia dyskusja w sprawie UBOJU RYTUALNEGO. Nie ma chyba osoby, która nie miałaby czegoś do powiedzenia w tej sprawie. Niektórzy więc uznali za swój obowiązek nieustanne ocenianie sytuacji i podkreślanie własnego zdania, nawet jeśli brzmiało zupełnie niedorzecznie. Zaczęło się zatem od mówienia o miłości Boga tuż przed głosowaniem, a skończyło na przypisywaniu antysemityzmu obrońcom praw zwierząt. W tym wszystkim zupełnie zapomniani zostali główni bohaterowie spektaklu, których los przez zmianę sposobu zabijania znacząco się nie polepszył (warto przeczytać rozmowę z prof. Andrzejem Elżanowskim, która o tym traktuje). Tymczasem zdążyliśmy się uwikłać w dyskurs, którego głównym elementem stał się wyścig w konkursie na moralną nieskazitelność, a tym samym zakitowaliśmy się na amen!
Zupełnie zniknęły nam z pola widzenia zwierzęta, te konkretne: krowa Basia, świnka Zosia, kogut Kacperek i te w postaci zbiorowego podmiotu świadomych doznań. Tysiące słów odwróciło naszą uwagę od najważniejszej kwestii - absurdalnego zabijania zwierząt w celach konsumpcji ich zwłok - i na tym właśnie polega bullshit! Dzięki niemu nikt nie pyta: czy tak w ogóle powinno być? - gdyż wszyscy zajmują się pielęgnowaniem wspaniałości własnych przekonań. Dotarliśmy nawet do momentu, kiedy kwestinować zaczynamy podjętą decyzję, bowiem podczas polerowania ego nie wszystkich udało się zadowolić.
Zastanawiam się zatem ilu z nas podejmie zmagania z intelektualnym lenistwem, zanim okaże się, że kitu nawet szpachelką wyciągnąć się nie da, a przy okazji niejedna szyba została stłuczona?