Mięso drobiowe, Kentucky Fried Chicken, ekskluzywne foie gras. Zwrócenie uwagi na los konkretnych jednostek, które kryją się pod tymi nazwami nie jest łatwe, ale to wyzwanie, z którym każdy z nas powinien się zmierzyć.
Nie ma nierozwiązywalnych dylematów moralnych... bywa tylko zbyt mało czasu na refleksję.
Przez ostatnie kilka miesięcy w wielu miastach Polski, podczas spaceru czy w drodze do pracy, można było napotkać akcje uliczne organizowane przez Stowarzyszenie Empatia pt. „Jestem zwierzęciem. Myślę, czuję. Chcę żyć”. W najbardziej popularnych miejscach Szczecina, Bydgoszczy, Krakowa czy Gdańska kilkadziesiąt osób stało w milczeniu trzymając portrety zwierząt.
Celem aktywistów było zwrócenie uwagi na los konkretnych jednostek, zaznaczenie, że są czymś więcej niż udkami, korpusami, filetami. Bez drastycznych zdjęć, kontrowersyjnych haseł, nagości, udało się aktywistom osiągnąć niespotykane dotąd zainteresowanie. Setki przechodniów zatrzymywały się, słuchały uważnie słów płynących z głośnika, podpisywały petycje i przyglądały się parom ludzko-krowim, ludzko-rybim czy ludzko-kurczęcym.
Spojrzenie na zwierzęta z jednostkowej perspektywy jest bowiem w naszym codziennym życiu niezwykle rzadkie. Nawet dla ekologa, etyka czy aktywisty zwierzęta bardzo często są: zagrożonymi gatunkami, podmiotami szowinizmu gatunkowego, sprawą o którą się walczy. Postanowiłam więc poświęcić chwilę by bliżej przyjrzeć się tym, których kojarzymy jako mięso drobiowe, Kentucky Fried Chicken, w wersji ekskluzywnej foie gras oraz z amerykańskich filmów, w których bohaterowie obchodzą Święto Dziękczynienia.
Zwykle, gdy chcemy kogoś lepiej poznać, słuchamy uważnie jak opowiada nam o swoich doświadczeniach, relacjach, emocjach. Zwierzęta zawsze obserwujemy z zewnątrz, dlatego najczęściej mówimy o ich zachowaniu i fizjologii. Naukowcy boją się „grzechu” antropomorfizacji, czyli posądzenia o to, że opisując kurę, indyka czy kaczkę, w sposób nieuprawniony przypisują im cechy ludzkie. Starają się więc jak najbardziej je odczłowieczyć, a tym samym pozbawić indywidualności. Paradoksalnie, poważne naukowe badania, coraz częściej pokazują, że warto tę perspektywę odwrócić.
MYŚLI I EMOCJE
Pewnie wielu z nas wydaje się, że życie koguta, nazwijmy go tu Maćkiem, polega głównie na dziobaniu, grzebaniu w ziemi i ewentualnie bieganiu po podwórku za gęsią Balbiną, kurką Zosią i gąsiorem Jacentym (tymczasowo załóżmy, że Maciej miał dużo szczęścia i przyszedł na świat w azylu dla zwierząt, gdzie może korzystać z wolnej przestrzeni, poznać swoją mamę i tatę oraz nie skończyć życia w rosole). No cóż, być może tak to właśnie z boku wygląda (dość analogicznie zresztą możemy spojrzeć na siebie: praca by jeść, jeść by się bawić, po zabawie sen i wszystko od nowa).
Niewielu jednak wie, że taki Maciek ma na przykład całkiem niezłą pamięć. Z pewnością potrafi Was odróżnić od innych ludzi, dlatego lepiej się mu nie narażać, bo zapamięta Was na długo i wtedy nie ma co liczyć na spokojny spacer po podwórku. Możecie też z Maćkiem zrobić "deal". Jeśli zaproponujecie mu odrobinę jedzenia teraz, bądź znacznie więcej później, wybierze opcje drugą i cierpliwie poczeka aż skoczycie do sąsiada pożyczyć solidną porcję ziarna.
Być może to nadmiar zaufania z jego strony, bo lepiej wziąć piątaka dziś niż dziesięć złotych jutro, ale odraczanie gratyfikacji to zdaje się cecha racjonalnych umysłów. Maciek wiele się już nauczył, głównie przez obserwację mamy i swoich rówieśników. Ot jak wybrać dobre, zdrowe jedzenie, jak unikać tarapatów. Dzięki oglądaniu wideo, wiedział, że dziwni panowie w białych fartuchach ukryli lunch pod czerwoną miską i tam właśnie znalazł jedzenie. Mózg Maćka podzielił różne funkcje między dwie półkule, stąd potrafi nawet trochę liczyć, chociażby po to, by znaleźć ziarno w co czwartej misce, albo na środku różnych geometrycznych figur (choć nie wiadomo co to za głuptas je tak porozkładał). Takie psoty nie zrażają jednak Maćka, który jest ciągłym poszukiwaczem nowych wrażeń.
Zosia, gdy była pisklęciem, przeżywała silny stres po tym jak oddzielono ją od matki. W końcu będąc jeszcze w skorupie zapamiętywała jej głos, by zawsze i wszędzie móc ją rozpoznać i odnaleźć. Gdy jej zabrakło szukała pocieszenia w gronie rodzeństwa. Przebywanie z nimi uspokajało ją. Kiedy podrosła zwichnęła sobie nogę i bardzo cierpiała. Na szczęście od opiekunów dostała jedzenie wymieszane ze środkiem przeciwbólowym. Jadła je tak długo, jak było to potrzebne. Gdy noga wyzdrowiała dała jasno do zrozumienia, że woli jedzenie "bio organic", bez chemicznych dodatków.
Czasem zdarza jej się mówić coś do Maćka, np. ostrzegać przed zagrożeniem*. Maciek za to czasem woła ją i inne dziewczyny, kiedy złapie coś do jedzenia. Jednak odkąd zaczął ten numer wykorzystywać również wtedy, gdy żadnego smakołyku nie zdobył, Zosia zapamiętała sobie, że nie warto biec za każdym razem, jak to robią inne kury. Czasem wygłupy Macieja zagłusza indyk Grześ, który zawsze ma coś do powiedzenia. Zosia wyłapała z 20 różnych słów w jego bulgotaniu, ale z uwagi na barierę językową trudno nawiązać nić porozumienia.
Razem z nimi na podwórku mieszka gęś Balbina, która przez wiele lat była w monogamicznym związku z Jacentym. Niestety Jacenty pochorował się i umarł, po czym Balbina bardzo długo spędzała czas w samotności i niewiele jadła. Dzięki swojej rodzinie doszła do siebie i często przebywa na podwórku z Zosią i Grzesiem. Indyk Grześ jest troszkę dziwny, kiedy się denerwuje albo cieszy zmieniają mu się kolory grzebienia od niebieskiego i czerwonego po niemal biały.
Trochę to awangardowe, ale może to i dobrze, bo kogut Maciek wie dzięki temu, kiedy go unikać. Zwłaszcza teraz, kiedy szukają z Zosią miejsca na gniazdo. Jak tylko Zosia złoży jajka będzie jej pilnował i szukał dla niej jedzenia. Korytko z ziarnem i pokrzywą wypatrzy nawet gdy go prawie nie widać. Dobrze rozpoznaje i zapamiętuje teren. Póki co jednak biegają razem z Zosią i Balbiną po podwórku, wypatrując smacznych kąsków i przytulnych kącików do odpoczynku w słońcu.
PRZEMYSŁ
Takie żartobliwe spojrzenie, poparte badaniami naukowymi, ma się nijak do tego, w jaki sposób postrzegamy miliony zwierząt wykorzystywanych w przemyśle spożywczym. Polska wciąż zajmuje wysokie miejsce w produkcji mięsa drobiowego. Rocznie spożywa się go ponad 25 kg na osobę. Oznacza to ok. 535 mln kurczaków zabijanych na mięso każdego roku. W chowie przemysłowym, oprócz kurczaków przeznaczonych na mięso (brojlerów), hodowane są oczywiście nioski, przeznaczone do produkcji jaj.
Brojlery trzyma się zwykle w halach pozbawionych dostępu światła i możliwości wyjścia na zewnątrz. Największe na świecie fermy potrafią pomieścić w jednej nawet od 30 tys. do 50 tys. ptaków. Nietrudno sobie zatem wyobrazić panujący ścisk, na skutek którego wiele osobników doznaje obrażeń. Zapadają również na choroby takie jak ślepota, infekcje kości, zwyrodnienia kręgosłupa, krwotoki wewnętrzne, anemia, deformacje nóg, choroby układu oddechowego. By proces hodowli był wydajny podaje im się liczne antybiotyki, które są nie bez znaczenia również dla zdrowia konsumentów. Podobnie wygląda hodowla indyków czy gęsi. Proces zabijania często bywa pośpieszny i niedokładny. Kurczaki wiesza się głową w dół i wrzuca do wody pod napięciem, co powoduje paraliż, następnie podrzyna się im gardła i umieszcza w wyparzarce. Wiele z nich może wciąż w pełni świadomości trafić do wrzątku.
Kury nioski całe życie spędzają w klatkach. W Unii Europejskiej od 2012 roku wprowadzono zmianę ich rozmiarów, tak by miały przynajmniej 45 cm wysokości a w rezultacie ok 600 cm2. Przepis, który wpłynął na zwiększenie cen jaj, nie zapewnił jednak żadnego dobrobytu ptakom. Nie mają kontaktu z ziemią, trawą, nie mogą się swobodnie poruszać, biegać, wysiadywać jaj na miękko wyścielonych grzędach. Ich dzioby są przycinane, pisklęta płci męskiej są zagazowywane lub żywcem mielone. Po spadku wydajności zbędne osobniki są zabijane.
Gęsi i kaczki tuczone na foie gras są przetrzymywane w skandalicznych warunkach i przymusowo karmione kilka razy dziennie przez metalowe rury, do momentu kiedy ich wątroba nie będzie wystarczająco chora (czyli stłuszczona), by zaspokoić wymogi szefów kuchni (ten proceder jest zakazany w Polsce). Stłoczone w ciasnych klatkach pozbawione są możliwości ruchu, prostowania skrzydeł, pluskania się w wodzie, tworzenia relacji społecznych.
KTO PAMIĘTA O ZOSI, GRZESIU, BALBINIE I MAĆKU?
Powstały tomy książek, artykułów i setki filmów o tym jak źle zwierzęta są traktowane w hodowli przemysłowej. Wiele osób wyciąga z tego najprostszy z możliwych wniosków i zmienia swój sposób żywienia na wegański. Są jednak tacy, którzy chcą zmienić życie konkretnych jednostek. Dostrzegając świadomość i emocje zwierząt traktują je tak, jakbyśmy potraktowali zamkniętego w niewoli i maltretowanego człowieka. Robią wszystko by je ratować. Najodważniejsi angażują się w działania nazywane OPEN RESCUE. Włamują się na fermy przemysłowe, a następnie nagrywają i ogłaszają publicznie, że uratowali zaledwie kilka ptaków, od życia przepełnionego cierpieniem i rychłej śmierci. Ujawniają swoje twarze, dokumentują warunki jakie panują na fermach. W świetle prawa winni są jednak: włamania i kradzieży. Czy postępują nieetycznie, czy też są jedynymi, którzy są jeszcze w stanie dostrzec w cierpiących zwierzętach coś więcej niż sprawę do rozwiązania w najbliższej przyszłości?
O tym w kolejnym wpisie.
Dla zaciekawionych przedstawionymi faktami, kilka interesujących lektur, w których więcej o tym jak wygląda życie w hodowli przemysłowej, o niezwykłych umysłach zwierząt udomowionych oraz ich interesach i statusie moralnym:
- J. Safran Foer, Zjadanie zwierząt, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013
- P. Singer, Wyzwolenie zwierząt, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2004
- A. Hatkoff, The Inner World of Farm Animals, Stewart, Tabori&Chang, New York 2009
Zaś na profilu FB Stowarzyszenia Empatia znajdziecie państwo galerię podwójnych portretów z akcji "Jestem zwierzęciem. Myślę, czuję. Chcę żyć!"
*W tekście wkradł się mały błąd co zmusiło mnie do wykreślenia fragmentu zdania: "wołać po imieniu gdy go nie widzi". Mimo, że w badaniach naukowych wskazano na intencjonalną komunikację kur w celu przekazywania informacji o zagrożeniach (pisano również o tym, że koguty potrafią rozpoznawać inne osobniki po głosie), nie znaczy to, że mamy pewność co do istnienia w świecie tych zwierząt odpowiedników imion, z których mogą korzystać w porozumiewaniu się.