Kolejny rok rozpoczyna się kryzysem w systemie opieki zdrowotnej i nic nie wskazuje na to, że sytuacja może ulec poprawie. Rząd powinien przestać łudzić Polki i Polaków, że działania podejmowane przez Ministerstwo Bartosza Arłukowicza mają służyć poprawie stanu polskiej służby zdrowia. Wszystko wskazuje na to, że rządzącym chodzi głównie o to, by ją skomercjalizować i pozbyć się kłopotu, bez konieczności zmiany przepisów gwarantujących w Konstytucji darmową opiekę zdrowotną.
Wanda Nowicka. Posłanka na Sejm VII kadencji i Wicemarszalkini Sejmu. wieloletnia działaczka na rzecz praw kobiet i praw człowieka
Wygląda na to, że metoda na prywatyzację jest prosta. Jeśli ludzie będą mieli problem z dostępem do publicznego lekarza, to sami zaczną płacić za prywatne wizyty. Taniej jednak będzie kupić polisę i skorzystać z dodatkowego ubezpieczenia, które pokryje koszty całego leczenia. Obywatelki i obywatele dokonają wyboru, choć de facto nie robiąc nic, by poprawić stan służby zdrowia, rząd brutalnie i bez sentymentów zmusi ich do tego. Chorzy, dadzą się wepchnąć Ministrowi Arłukowiczowi w ramiona ubezpieczycieli, gdyż będą woleli zapłacić niż stać w kolejkach i miesiącami, a nawet latami czekać na wizytę. W końcu przyzwyczają się do tego, że dodatkowa składka ubezpieczeniowa, niczym abonament na kablówkę lub telefon komórkowy, to koszt stały ich życia. Niektórzy być może polubią nawet ten komfort, który gwarantuje brak obaw o to, że nie otrzymają pomocy, gdy będą jej potrzebowali. Zapomną też, że tak naprawdę zostali zmuszeni do płacenia dodatkowych ubezpieczeń przez rządzących, którzy zamiast uzdrowić system opieki zdrowotnej, woleli go komercjalizować, dając zarobić towarzystwom ubezpieczeniowym.
Dane przedstawione pod koniec 2013 r. przez Europejski Urząd Statystyczny potwierdzają ten scenariusz i są druzgocące. Polska jest bowiem jednym z państw, które najmniej wydają na służbę zdrowia w Unii Europejskiej i nawet nie zbliżają się do europejskiej średniej.
Od dawna mówi się o tym, że należy podnieść wydatki na leczenie, tymczasem w Polsce od 2002 r. spadły one do jednych z najniższych. Przeznaczamy z budżetu państwa 455 euro na jednego mieszkańca, co pod względem wydatków na publiczną służbę zdrowia plasuje Polskę wśród takich krajów jak Bułgaria, Rumunia, czy Łotwa i zdecydowanie oddala nas od europejskiej czołówki, jak Norwegia, gdzie na jednego mieszkańca przeznacza się 5173 euro. Średnia unijna dla 27 krajów członkowskich to 1800 euro. Żeby ją osiągnąć, musielibyśmy podnieść wydatki na ten cel ponad trzykrotnie, nic jednak to na nie wskazuje. Z drugiej strony, Polska wiedzie prym wśród państw, których obywatelki i obywatele wykupują dodatkowe polisy ubezpieczeniowe, z których pokrywane są koszty prywatnego leczenia. Tendencja ta stale rośnie, zapewne ku wielkiej radości towarzystw ubezpieczeniowych. Jak widać więc scenariusz, przedstawiony powyżej jest już realizowany i wcale nie potrzeba zmieniać prawa, by wprowadzić go w życie. Do jego wdrożenia wystarczy zmusić zmęczone wyrzeczeniami i chorobami społeczeństwo.
Wydaje się, że proces ten trwa już w najlepsze. O tym, że konstytucyjne prawo do bezpłatnej opieki zdrowotnej, jest konsekwentnie odbierane przez władze, w przyszłości będą pamiętali tylko ci, których nie będzie stać na dodatkowe ubezpieczenie. Najubożsi, wykluczeni, bezrobotni poniosą największe straty powodowane zmianą systemu. Na dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne nie będzie ich stać. Tym bardziej prywatne wizyty lekarskie zostaną poza ich finansowym zasięgiem. Zostanie im do dyspozycji podupadła państwowa służba zdrowia, której rządzący od lat nie chcą i nie potrafią zreformować. Z tego też względu nie zapomną oni Ministrowi Zdrowia jak „skutecznie” walczył z kolejkami do lekarskiego gabinetu. Reszta zapomni, tak jak dziś nie pamięta już, że płaci ogromne sumy za wizyty u dentysty, które zgodnie z konstytucją też powinny być za darmo.