To takie oczywiste zapytać raperkę czy ciężko być kobietą w rapie. W zasadzie nie zdarzył się wywiad, w którym nie byłam zapytana, w tej czy innej formie o to, czy mi ciężko, czy jestem akceptowana, jak znoszę krytykę płci męskiej.
Z powodu ignorancji dziennikarzy muzycznych przez wielu fanów polskiego rapu zostałam zaszufladkowana, jako wojująca feministka. Co zrobić powinnam skoro wciąż pytają? Pytają bo przecież dla nich - ignorantów - to takie nienaturalne… prawie jak kobieta z brodą skacząca przez płonące hula hop w cyrku - raperka. Ja zaś cierpliwa i naiwnie wierząca w bystrość umysłów swoich słuchaczy, wywiadowców - odpowiadam, ciągle odpowiadam.
Tym razem jednak uporządkuję temat i mam nadzieję zamknąć tę kwestię raz na zawsze. Kolejnych (nie)zainteresowanych kulturą odsyłać będę właśnie tutaj.
Cofnijmy się do roku 2006. Zostałam zaproszona do udzielenia wywiadu dla kobiecego magazynu, o wdzięcznym tytule "ŚWIAT KOBIETY". Pani Redaktor przeprowadziła ze mną wywiad rzekę, który nagrywała na dyktafon. Akcja miała miejsce w restauracji "Dziki Ryż" na Mokotowie. Mówiłam ze 2-3 godziny non-stop. Pan fotograf zrobił mi sesję zdjęciową. Było mi niezmiernie miło, że tak poczytne pismo, niezwiązane z kulturą hip-hopową, zauważyło mnie i zechciało porozmawiać, widząc we mnie nie tylko "raperkę - sensację" ale interesującą kobietę (o! naiwności podła!)
Do akceptacji dostałam felieton relacjonujący moje nastawienie i początki kariery muzycznej. Treść artykułu zgrabnie przeplatały cytaty z udzielonego przeze mnie wywiadu. Już na pierwszy rzut oka spostrzegłam, że cytatów jest mało, są zmanipulowane i wstawione tam, gdzie akurat było wygodnie piszącej. Nie zraziło mnie to jednak, bowiem cały artykuł miał pozytywny wydźwięk, a ja byłam tak uradowana samym faktem, że będę mogła pokazać mojej kochanej mamie gazetę, że przymknęłam oko na pewne nieścisłości i uogólnienia.
Artykuł, który dostałam do autoryzacji na adres e-mail nosił tytuł zbliżony do "Jak to być kobietą w rapie" albo "Kobieta w rapie walcząca". Nic szczególnego, troszkę trąciło generalizowaniem, ale jak wspomniałam - nie miałam nic przeciwko.
W dniu publikacji wyczekiwanego wydania "Świata Kobiety" pobiegłam do kiosku. Kupiłam gazetę i gdy tylko znalazłam stronę z tekstem o mnie - oniemiałam. Tytuł artykułu, tytuł zajmujący pół strony, został zmieniony już po autoryzacji, której udzieliłam w e-mail'u i brzmiał: "Faceci mnie nienawidzą, mówią o mnie zdzira!". Oczywiście nie muszę tłumaczyć, że nie pobiegłam pochwalić się mamie. Zatkało mnie.
Od 2006 roku minęło 7 lat. Staram się unikać udzielania wywiadów prasie, która nie jest związana z kulturą hip-hop. Niestety, także dziennikarze muzyczni chcą zawsze czerpać z tematu mojej kobiecości garściami. W zasadzie nie zdarza się wywiad, w którym nie zostaje zapytana o to, czy mi ciężko. Zawsze, po prostu zawsze pada to pytanie. Choćby ukryte skrzętnie - ja i tak wyczuwam intencje pytającego: a jak wspominasz swoje początki? Łatwo było Ci się przebić? Ręce opadają…
A skoro w każdym wywiadzie o tym mówię, to już jestem monotematyczna, nie? Odpowiadam zatem znowu i ostatecznie!
Otóż nie jest mi ciężko. Wręcz przeciwnie. Z powodu swojej płci jestem traktowana wręcz ulgowo i całowana po rączkach. Czuję się wiecznie wyróżniona i mam ten przywilej, że czego nie zrobię w tej grze - zostaje to natychmiast zauważone. Zawsze się wyróżniam - w utworach i na scenie. Łysy, łysy, łysy, chudy, łysy, łysy, łysy, KOBIETA. - Wdowa Max Łokietko - mówię jak jest.
Oczywiście tryliard razy słyszałam, że nie powinnam rapować, ale zależy mi tylko na opiniach ludzi, którzy znają się na rapie i wiedzą, że kobieta za majkiem nie jest sensacją. Czasem zdarza mi się umieścić w kawałku jakiś przytyk wobec tych, którzy chcą mnie napiętnować, a tylko Ci, którzy mnie znają dostrzegą w takim kawałku bardziej przejaw znudzenia i zmęczenia niźli frustracji czy smutku. Ot tak, sprzedaję kuksańce, gdy najdzie mnie ochota. Wiem, że absolutnie nie powinnam tego robić. Tylko raperzy mogą rapować o tym, że są lepsi od innych. Raperki nie. (mrugnięcie_oczka_i_szeroki_ciepły_uśmiech!) ;)
Nagrałam w życiu kilka utworów skierowanych wyłącznie do kobiet, ale nie uważam tego za żaden przejaw feminizmu. Przejawem czego byłyby w takim razie setki ( ba! miliony!) kawałków nagranych przez facetów - dla facetów? O tym, że kobiety są puste, głupie, zależy im tylko na pieniądzach albo o tym, że nie ma, jak męska przyjaźń? No właśnie. Przeciętnie inteligentny słuchacz nie dostrzeże w utworze pt. Mamacita wojującej feministki, tylko pewną siebie kobietę, wspierającą inne pewne siebie kobiety. Rzecz jasna, cymbała o ptasim móżdżku taka postawa płci przeciwnej może mierzić - to jednak nie zajmuje mi czasu.
Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do promowania przeze mnie "raperek". Do licha! Jeśli ja chwalę w wywiadzie rapujące dziewczyny, to jestem feministką, a jeśli raper X wrzuca dziennie na swoją tablice na FB kilkadziesiąt utworów w wykonaniu raperów, to kim jest? Bądźmy dorośli...
Inną kwestią jest to, że zapewne 70% słuchaczy rapu, to jednak Panowie. W związku z tym dziewczynom pewnie łatwiej się utożsamić z moimi poglądami niźli tekstami o boisku czy wyrywaniu innych dziewuszek. Ja czuję to i instynktownie również lgnę do dziewcząt. Nie chcę od tego uciekać i nigdy nie chciałam. Kocham kobiety bo jestem jedną z nich i nigdy nie chciałabym być facetem (za bardzo lubię pachnące mleczka do ciała i kolorowe kredki do oczu).
Nie uważam jednak żeby kobiety były w czymś lepsze od mężczyzn i odwrotnie. Nie walczę o równouprawnienie KOBIET. Jest mi dobrze, tak jak jest. Pan mi zaniesie siaty na trzecie piętro i wkręci żarówkę. Pan mi pomasuje zbolały kark, a ja Panu zrobię herbatę i przytulę. Pan przyniesie do domu wypłatę. Ja przyniosę swoją. Jak moja będzie mniejsza to Pan mi kupi nowe buty. Jak Pana będzie mniejsza to ja Panu kupię nową kurtkę. Pan mi nie musi otwierać drzwi przed nosem. Ja nie będę Panu gotować codziennie obiadków. Tak, tak… normalnie, bez sztucznych podziałów i ról.
Kobiety są, co do zasady, płcią słabszą i właśnie tak uważam. Czuję to nie tylko fizycznie (gdy z mężem robiliśmy cały dzień to samo, a tylko ja padam z nóg), ale także psychicznie (gdy puszczają mi nerwy i zaczynam krzyczeć na otoczenie, a mój mąż analizuje sytuację dziesiątki razy i na spokojnie przemawia mi do rozsądku).
My kobiety mamy zaś więcej empatii, troskliwości i intuicji. Tak to wygląda w normalnie funkcjonującym (mowa o hormonach) organizmie. I nie zmieni tego Pani - mistrzyni świata w kulturystyce, ani Pan - pielęgniarz w domu opieki dla staruszków.
Oczywiście byłoby miło, gdyby rap przez ignorantów nie był dzielony na damski i męski, bowiem nie istnieje damski i męski jazz czy damskie i męskie disco. Jak słucham nowej piosenki, to nie myślę sobie "o!, ale dobre damskie r'n'b/soul/pop", po prostu jest to dobry bądź słaby utwór. Raperek jest oczywiście mniej i to w skali światowej widać wyraźnie, jednak potrafią być nie mniej popularne od mężczyzn i sprzedawać podobne lub większe ilości płyt (saltnpepa, missy elliot, nicki minaj, azaelia banks). Nie rozwijam jednak tej kwestii, bo z założenia blog prowadzę dla "wiedzących" i "kumatych", a patriarchalny model rap biznesu czytam u reszty, jako kompleks na punkcie swojej męskości/kobiecości.
I wydało się. Jest mi dobrze i niczego mi nie brakuje. Szczęśliwie w moim kraju kobiety mogą prowadzić auta i chodzić same po zmroku. Szczęśliwie idą też na wcześniejszą emeryturę. PIF PAF.