O co walczyliśmy, na to się nadzialiśmy (rosyjskie przysłowie): walcząc w różnych zakątkach świata w imię sojuszniczych interesów i wartości amerykańskich, zostaliśmy na nie wsadzeni przez Trybunał w Strasburgu jak na pal. Zachód napiętnował Polskę za łamanie praw człowieka a raczej: terrorystów i zwykłych bandytów. Teraz czołowym ludziom Al-Kaidy musimy zapłacić 230 tys Euro, bo tak uznał jeden z drugim cywilizowany Europejczyk, który wojnę i zamachy widział tylko w tv lub w kinie – i to jeżeli miał czas zerknąć na ekran między wieczornym piwem a zakąską.
48 lat, 19 lat w Moskwie jako korespondent kolejno: Polskiego Radia, TVN, TVP i Polsat News, producent amerykanskiej agencji tv AP, od grudnia 2013 redaktor naczelny pomorska.TV
Jakoś nikt nie toczy piany oburzenia w kwestii metod, stosowanych przez tychże terrorystów na Bliskim Wschodzie czy w Azji Środkowej. Islamscy fundamentaliści bezkarnie podrzynają swoim jeńcom gardła, odrąbują im głowy, wieszają jeńców na latarniach i kamieniują kobiety – nam nawet nie wolno wylewać na ich owinięte w brudną szmatę łby kubłów zimnej wody. Zgoda, wodna tortura jest równie ekstremalna, co skuteczna – ale czy okrutniejsza, niż oberżnięcie nadgarstka lub palców..? Terroryście granic nie znają. Ale niech ktoś spróbuje jednemu z drugim skopać tyłek, aby nie dopuścić do śmierci kolejnych setek, jeśli nie tysięcy, niewinnych ofiar – zbrodnia to niesłychana ! Zachodnia hipokryzja sięgnęła zenitu. Ciekawe, jaki wyrok wydaliby bezkompromisowi sędziowie ze Strasburga, jeżeli w WTC, Londynie czy Hiszpanii zginęliby ich bliscy ? Może wreszcie dotarłoby do loży sprawiedliwych, że walka z terroryzmem to nie burda w barze. Rosjanie (ku oburzeniu świata, walczącego o przestrzeganie praw człowieka) skutecznie sobie z tym poradzili. Izrael radził sobie podobnie i właśnie teraz też sobie radzi. Można..? Można. Nawet, jeśli kilku panom czy paniom cena wydaje się za wysoka. Kwestia zbilansowania strat. Brzmi bezdusznie, ale oparte jest na osobistym doświadczeniu.
Inna sprawa, że po raz kolejny daliśmy się nabrać Amerykanom. Wytarli sobie nami twarz w białych rękawiczkach: „co złego, to nie my – a na pewno: nie u nas, w USA“. Tajne więzienia CIA były nie tylko w Polsce: a co z Republikami Nadbałtyckimi, co z Rumunią ? Baza Guantanamo też nie leży na terytorium Stanów Zjednoczonych. Ale tylko my za to płacimy. Po raz kolejny nieźle się na tej ślepej lojalności wobec Ameryki przejechaliśmy (w dodatku – wciąż z wizami). Co na to opiewany w niektórych mediach jako „nasz Radek“ za sprawność, wizjonerstwo i oksfordzki sznyt minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski? Mało, że stracił resztki wiarygodności po ujawnieniu „sowich taśm“, to teraz nie jest w stanie odwołać się od fatalnie niesprawiedliwego werdyktu. A rzecznik resortu (skądinąd znakomity niegdyś dziennikarz „GW“), Marcin Wojciechowski, z rozbrajającą szczerością wartą lepszej sprawy mówi: „Zapłacimy!“. Brawo USA, brawo Europa, brawo nasza dyplomacja ! Interesujące, czy ktoś policzył, ile bomb można wyprodukować za blisko ćwierć miliona euro...?
Wyrok Trybunału w Strasburgu był jednak tematem jednego dnia - nazajutrz zniknął z serwisów informacyjnych. Mamy bowiem wciąż eskalujący kryzys na Ukrainie, dymisję rządu premiera Jaceniuka, wojnę na wschodzie Republiki i międzynarodowe śledztwo w sprawie malezyjskiego samolotu. Zwraca uwagę pewien dziwny splot wydarzeń: Rosja nieoczekiwanie godzi się na międzynarodowe śledztwo w sprawie zestrzelenia pasażerskiego boeinga, separatyści wydają czarne skrzynki Zachodnim ekspertom a rząd Jaceniuka nagle podaje się do dymisji. Przypadek..? Dlaczego właśnie teraz, gdy śledztwo dopiero się zaczyna ? Próba uniknięcia odpowiedzialności za... no właśnie – za co ? Za tydzień poznamy wstępne odczyty czarnych skrzynek. Może poszczególne elementy tej układanki utworzą spójną całość. Na razie jednak nasze media ferują wyroki bez wyroków i swoje wiedzą: zarówno w sprawie katastrofy jak i wojny na wschodzie Ukrainy. Łzawe i mające chwytać za emocje telewizyjne relacyjki np. z „wymarłego Doniecka“ propagandowo robią swoje. Z rzetelnym dziennikarstwem mają jednak tyle wspólnego, co kremlowska telewizja. Liczą się łzy, krew i śmierć dla medialnego zilustrowania tezy, nawet za cenę naginania i koloryzowania wydarzeń – a to, że żadna wojna nie jest czarno-biała, że trzeba pokazywać co najmniej dwie strony konfliktu, że realizacja propagandowego zamówienia to już nie dziennikarstwo... nie ma znaczenia.
W świetle ostatnich, tragicznych wydarzeń, jedna rzecz mnie jednak rozbawiła: mianowicie to, co wyczytałem o rzekomych konsekwencjach dla rosyjskiej branży turystycznej: turyści z Rosji są rzekomo poddawani obstrukcji ze strony zachodnich współplażowiczów, dlatego nie będą jeździć nad egzotyczne morza czując wewnętrzny dyskomfort a rosyjska branża turystyczna zbankrutuje w wyniku ukraińskiego konfliktu jako pierwsza. Myślenie równie życzeniowe, co naiwne. Rosjanie w zagranicznych kurortach nie tylko nie integrowali się i nie integrują z zachodnimi turystami, ale – łagodnie to określając – nie zwracają na nich w ogóle uwagi: przede wszystkim z powodu bariery językowej. Opalając się w promieniach karaibskiego czy egipskiego słońca, popijając od rana swoje drinki, a wieczorami wydając setki dolarów w sklepach i restauracjach, mają w poważaniu co myślą o nich inni – tak było zawsze i to się długo nie zmieni. A co najważniejsze: zbyt często mylimy rosyjskich turystów z turystami z Ukrainy, którzy też najczęściej mówią po rosyjsku. I zachowują się dokładnie tak, jak Rosjanie.
Jedyne, co się może rzeczywiście zmieni w odbiorze światowej opinii publicznej, to że przeciętny Holender będzie teraz wiedział, że Ukrainka to nie tylko określenie pracownicy czerwonej dzielnicy Amsterdamu, ale także obywatelka kraju, na którego terytorium zginęli jego bliżsi czy dalsi znajomi. I że kraj ten leży w Europie. Między Polską a Rosją.