Już dawno nic nam tak dobrze nie zrobiło, jak historia 2-letniego Adasia, który w miniony weekend trafił do szpitala dziecięcego w Krakowie z głęboką hipotermią. Organizm chłopca, wychłodzony do 12 stopni w wyniku najprawdopodobniej somnabulicznego spaceru, kilka dni walczył o życie. Centralne media mainstreamowe z początku nieśmiało, a potem coraz nachalniej informowały o losach Adasia. Informacje o nim z dnia na dzień zajmowały coraz wyższe miejsca w serwisach newsowych.
48 lat, 19 lat w Moskwie jako korespondent kolejno: Polskiego Radia, TVN, TVP i Polsat News, producent amerykanskiej agencji tv AP, od grudnia 2013 redaktor naczelny pomorska.TV
Gdy dziecko zostało wybudzone ze śpiączki, w telewizjach, radiu, w prasie i na portalach informacyjnych zapanowało niemal narodowe święto: „Wydarzenia“ Polsat, „Fakty“ TVN, „Wiadomości“ TVP po raz pierwszy chyba od czasów katastrofy w Smoleńsku zaczynały się tak samo – „Zdarzył się cud !“. Adaś zepchnął na plan dalszy Putina, Girzyńskiego, Aleksandra G., Najsztuba a nawet papieża Franciszka.
Można było odnieść wrażenie, że relacjonujący ten „cud“ dziennikarze identyfikują się z medycznym sukcesem, jakby to oni byli jego autorami. Radość była, zapewne, szczera. Smutne jest jednak to, że tak naprawdę nic nadzwyczajnego się nie stało – policjanci, ratownicy i lekarze stanęli wreszcie na wysokości zadania i kogoś uratowali. Coś, co powinno być absolutnie normalne, urosło do rangi niemal światowej sensacji. Jeżeli policjant ratuje dziecko od śmierci, ratownik sprawnie przewozi je do szpitala a lekarz czuwa nad jego powrotem do zdrowia, to jest to powód do dumy – ale po to płacimy podatki, aby te służby właśnie tak działały i aby było to na porządku dziennym.
Niestety jednak częściej słyszymy, jak to się znowu kogoś nie udało uratować, bo znieczulica, bo brak kwalifikacji, bo alkohol, bo nie ma sprzętu, pieniędzy, paliwa etc.
Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby chłopca nie odratowano. Zaczęłoby się polowanie na czarownice, oskarżanie lekarzy o niekompetencję, rodziców – o zaniedbanie opieki, sąsiadów – o spóźnioną reakcję, ratowników – o nieudolność, lekarzy – o niewiedzę, meteorologów – o błędne prognozy pogody a przysłowiowego studenta - o lenistwo i czapeczkę.
Byle samemu się nie podłożyć. Nic tak nie poprawia samopoczucia, jak zrzucenie winy na innych lub – jak w naszym przypadku - podszycie się pod cudzy sukces. Pytanie tylko: czyj sukces? Bo tak naprawdę to przede wszystkim zwycięstwo wyjątkowo silnego organizmu dwulatka, który był wspierany przez osoby z zewnątrz.
Gdy nasi kolarze i skoczkowie przestają odnosić spektakularne zwycięstwa, gdy Kubica nie może się wgryźć w kolejny tor, Radwańska znowu przed finałem odpada z gry, a piłkarze mają do wiosny time out – pozostaje nam mały Adaś. Jego zwycięstwo jest naszym zwycięstwem. My, oczywiście, nie mamy kompleksu niższości, który musimy leczyć kosztem innych. Nic z tych rzeczy ! Adaś jest po prostu dzieckiem nas wszystkich. I nie daj Bóg komuś się z nas nabijać. Czesi w swojej niecnej reklamie próbowali i słono za to zapłacili – bo Polak przede wszystkim pomaga innym a nie handluje barachłem, jak w czeskiej reklamie!
Adasiowi, oczywiście, życzmy wiele zdrowia. Lekarzom – dalszych sukcesów. Policjantom i ratownikom – skuteczności. A nam wszystkim – odrobiny dystansu. Do samych siebie.