Za sprawą terrorystów z Państwa Islamskiego odetchnęliśmy na chwilę od nachalnej propagandy, sączącej się z obu stron konfliktu ukraińsko – rosyjskiego. Ale jedynie na chwilę. Kryzys ukraiński cały czas tlił się w cieniu „jedynkowych“ doniesień ze świata, z niezmiennym przekazem: Rosjanie z uporem godnym lepszej sprawy prowokują i „szczypią“ sporadycznymi atakami, Ukraińcy robią co mogą by się nie odwinąć i nie dać w zęby, ale ileż można...? Świat się temu kątem oka przyglądał i wreszcie sam dał Rosji w gębę, przedłużając za sprawą grupy G20 o kolejne pół roku sankcje przeciwko Moskwie.
48 lat, 19 lat w Moskwie jako korespondent kolejno: Polskiego Radia, TVN, TVP i Polsat News, producent amerykanskiej agencji tv AP, od grudnia 2013 redaktor naczelny pomorska.TV
W rocznicę Majdanu zaczęło się jednak na dobre. Tuż po chaotycznych obchodach krwawej rzezi na ulicach Kijowa, w obwodzie Chersońskim na południu Ukrainy „nieznani sprawcy“ wysadzili w powietrze słupy wysokiego napięcia, całkowicie odcinając zaanektowany 1,5 roku temu Krym od dostaw elektryczności. Półwysep pogrążył się w mroku, władze wprowadziły stan wyjątkowy. Agregaty prądotwórcze sprawy nie załatwią: miejscowe elektrownie są w stanie wygenerować maksymalnie 600 MW energii, czyli pokryć zaledwie połowę potrzeb półwyspu.
Sprawcy pozostają nieznani, ale ukraińskie a zaraz potem i nasze środki masowego przekazu natychmiast orzekły, że za zamachem na słupy stoją rosyjscy dywersanci. Ich przełożeni wymyślili bowiem chytry plan: po wysadzeniu trakcji elektrycznej świat miał uwierzyć, że to Ukraińcy odcięli cywilów na Krymie od ciepła i światła. Świat przedłuża sankcje przeciwko Moskwie a tymczasem Ukraińcy u progu zimy atakują taktycznie i energetycznie bogu ducha winnych mieszkańców półwyspu. I kto tu jest zły ? Przekaz jest niby jasny: to nie my, Rosjanie, źli – to oni, Ukraińcy. Tak mieli niby kalkulować rosyjscy propagandyści, tłumaczą zwolennicy moskiewskiego śladu w chersońskiej prowokacji. Ale nic i nikt nie oszuka niepokornych poszukiwaczy prawdy: my wiemy, że to Rosjanie, nie dajcie się zwieść ! – zawyrokowali spin doktorzy w Kijowie a w ślad za nimi inni.
Tyle że w świat poszedł przekaz zwalonych słupów, nad którymi zwycięsko powiewały flagi niezależnej Ukrainy a same połamane konstrukcje od razu ktoś patriotycznie wymalował na zółto-niebiesko. O Prawym Sektorze, jako autorze dywersji, eksperci wspominają niechętnie – jak już, to raczej mówią o Tatarach Krymskich, których Rosjanie po aneksji półwyspu stamtąd wygnali. Rzadko kto wspomina o trwającej od września blokadzie ekonomicznej Krymu, prowadzonej przez tatarskich aktywistów wspólnie z bojownikami prawego Sektora i weteranami tzw. batalionów ochotniczych. Przyznać się do dywersji w Obwodzie Chersońskim strona ukraińska nie chce – cel jakiś taki mało wojskowy i mało strategiczny. A i propagandowy wydźwięk słaby: idzie zima a Rosjanie skrzętnie podłapią wątek zamarzających w mieszkaniach sewastopolskich dzieci.
Zresztą reakcja Moskwy była natychmiastowa – nie czekając na wyniki dochodzenia (nieważne: Tatarzy czy ultrasi), Rosja odcięła dostawy węgla na Ukrainę. To spowoduje, że Donbas ze swoimi złożami tego surowca znów stanie się oczkiem w głowie Kijowa. A stąd już tylko krok do wybuchu kolejnych walk. I to walk nie tylko między tzw. separatystami a zwolennikami niepodległej Ukrainy. Teraz znacznie aktywniej i otwarcie włączą się do nich ukraińscy oligarchowie, którzy są właścicielami największych kopalń w Zagłębiu Donieckim. To będzie prawdziwa walka o ogień – bez rosyjskiego gazu i węgla Ukraina nie przetrwa tej zimy. Podobnie jak Krym nie przetrwa bez energii elektrycznej.
Europa ma swoje problemy i jest zbyt przerażona, by spoglądać dalej niż poza krawędź własnego stołu. Ludność cywilna na Ukrainie stanęła u progu największego wyzwania od chwili wybuchu wojny. Władze w Kijowie są bezradne, dla Ukrainy nie ma już ratunku – skomentowała nasza publiczna tv: świadczyć miała o tym niedawna wizyta prezydenta Petro Poroszenki u Papieża Franciszka. Jak trwoga to do Boga – tutaj może już pomóc tylko boskie wstawiennictwo.
My jeszcze nie zamarzamy i u nas bomby jeszcze nie wybuchają. Ale żyjemy na granicy dwóch światów: tego przerażonego i tego pogrążającego się w chaosie wojny. Ani z jednym ani z drugim nie za bardzo chcemy się identyfikować, ale położenie zobowiązuje. A Prezydent Andrzej Duda też był niedawno w Watykanie.