Przełom, odwilż, historyczna chwila – tak w skrócie można określić rosyjskie reakcje na długie, czterogodzinne rozmowy na Kremlu prezydenta Władimira Putina z amerykańskim sekretarzem stanu, Johnem Kerry’m. Wcześniej Kerry spotkał się ze swoim odpowiednikiem, ministrem spraw zagranicznych Rosji, Siergiejem Ławrowem. Cóż takiego się stało?
48 lat, 19 lat w Moskwie jako korespondent kolejno: Polskiego Radia, TVN, TVP i Polsat News, producent amerykanskiej agencji tv AP, od grudnia 2013 redaktor naczelny pomorska.TV
Atmosfera rozmów od początku była dobra, żeby nie powiedzieć – frywolna. Kerry z Ławrowem w obecności dziennikarzy wymieniali się np. żartobliwymi uwagami na temat swojego wieku. 66-letni Ławrow i 72-letni Kerry prześcigali się w komplementach, komu wiek daje palmę pierwszeństwa w dyplomatycznej mądrości. Potem Putin, witając Kerry'ego żartował, że z amerykańskim państwem musi już być źle, skoro za sekretarzem stanu nie ma kto nosić teczki (tej rzeczywiście Kerry od wyjścia z samolotu z rąk nie wypuszczał). "Pewnie są tam pieniądze na handel z Rosją ?" – żartował Putin. Kerry ograniczył się jedynie do stwierdzenia, że przed rozmowami nie ujawni, co ze sobą tak pieczołowicie nosi, bo "to jest niespodzianka, przyjemna niespodzianka".
Niespodzianka rzeczywiście była: głośne słowa o przełomie i niemal odwilży wszystkich zaskoczyły. Zabrakło tylko konkretów – być może te Kerry w swojej teczce przywiózł Putinowi i teraz Waszyngton czeka na reakcję Moskwy. Głównym celem rozmów było jednak osiągnięcie porozumienia w sprawie Syrii i to się podobno udało. Amerykanom jak nigdy dotąd zależy na uregulowaniu tego konfliktu i zachowaniu chociażby pozorów współuczestnictwa. Na razie to bowiem Rosja swoją interwencją przejęła inicjatywę, odbudowując pozycję jednego ze światowych liderów. Manewr z rzekomym wycofaniem wojsk z Syrii zmylił wszystkich, teraz Kerry zapewne wreszcie to zrozumiał. Rosja jednoznacznie wsparła Asada pod pozorem walki z państwem islamskim a jednocześnie pozostawiła dwie bazy wojskowe w Syrii dając do zrozumienia, że na tym jej rola jeszcze się nie skończyła.
Jakby przypadkiem, na tle wizyty Kerry’ego w Moskwie rosyjskie dowództwo poinformowało, że ma niezbite dowody mające świadczyć o wspieraniu przez Turcję (a pośrednio i Arabię Saudyjską) syryjskich dżihadystów. Chodzi o tureckie kanały przerzutowe ropy naftowej, którą wydobywają islamscy bojownicy i nielegalnie za ciężkie pieniądze sprzedają na Zachodzie. Dla Rosji Turcja, która z Saudyjczykami wspiera antyasadowską opozycję, automatycznie jest sojusznikiem ISIS. Teraz rosyjscy politycy zaczęli do tego przekonywać Amerykanów, pokazując im konkretne przykłady współpracy między Turkami a dżihadystami.
A Stany Zjednoczone dadzą się przekonać tym łatwiej, że UE, NATO i USA nie mają teraz łatwego życia z Turcją. Ta wymusiła maksimum ustępstw (miliardy dolarów pomocy, ruch bezwizowy itd) w zamian za zmianę swojej polityki wobec bliskowschodnich uchodźców. Jednocześnie po zamachach w Brukseli rząd w Ankarze staje się dla Zachodu „gorącym kartoflem”: totalna krytyka polityki europejskiej i amerykańskiej w walce z terroryzmem czy naśmiewanie się z braku skuteczności zachodnich służb specjalnych nie mogą się podobać. Dlatego tę skuteczność Kerry chce sobie zapewnić w Moskwie, hamując jednocześnie bliskowschodnie zapędy imperialne Turcji. Kosztem zapędów rosyjskich, które okazały się wyjątkowo skuteczne. Teraz Amerykanie chcą odbudować swoją pozycję i pokazać światu, kto tu rozdaje karty. Ale do tego potrzebują spektakularnych sukcesów w walce z ISIS i w wygaszeniu syryjskiej wojny domowej. Tego bez wsparcia Rosji nie osiągną. A tylko ta może zmusić Asada do ustępstw i wyciszyć chociaż jeden front wojenny. Drugi Rosjanie rozbiją siłą przy amerykańskim wsparciu, mszcząc się jednocześnie na Turcji ograniczeniem jej roli w regionie. Bo zniszczenie terrorystów i wygaszenie wojny domowej będzie oznaczało koniec jednej z największych fal uchodźców i zmniejszenie zagrożenia terrorystycznego. Wówczas Turcja już Europie nie będzie tak potrzebna, więc żegnajcie dotacje, witajcie obrońcy praw człowieka w autorytarnym państwie etc. Ale to perspektywa.
Na razie moskiewskie porozumienia rosyjsko-amerykańskie mogą się okazać najmniej korzystne dla obecnych władz Ukrainy. Rosja chce zniesienia sankcji, USA uzależniają to od wypełnienia warunków porozumienia pokojowego Mińsk 2, dotyczącego wschodniej Ukrainy. Kością niezgody nadal pozostaje półwysep Krymski a ostatnio sprawa skazanej w Rosji na 22 lata więzienia ukraińskiej nacjonalistki, Nadii Sawczenko. Ale tutaj powoli wszystko staje się jasne: Putin deklaruje, że uwolni Sawczenko „gdy nadejdzie czas” (czyli dojdzie do wymiany jeńców: Sawczenko za dwóch rosyjskich wywiadowców). Łagodny sposób, w jaki władze traktują Sawczenko w areszcie, pozwalając jej wbrew rosyjskiej tradycji więziennej na wznawianie kolejnych głodówek, publiczne i w świetle jupiterów obrażanie sądu wulgarnymi okrzykami i gestami, demonstrowanie swego patriotyzmu (ukraiński tryzub na świeżo wypranych koszulkach) świadczy o tym, że zaraz się jej pozbędą „za swoich”.
Ławrow zapewnia z kolei, że „popracuje nad Donieckiem”. O Krymie ani słowa, więc ta sprawa zeszłą z wokandy, tym bardziej że świat o sporny półwysep coraz rzadziej się upomina, akceptując status quo, co Moskwa skwapliwie wykorzystuje. Teraz ważniejsza jest Syria a Ukraina musi sobie poradzić własnymi siłami. Do tego wojna oligarchów i polityków w Kijowie, korupcja, podnoszące głowę ruchy nacjonalistyczne nie poprawiają wizerunku wspierających Ukrainę partnerów i świadczą co najmniej o ich nieskuteczności. Dlatego kwestia ukraińska zejdzie na dalszy plan. Skuteczność trzeba wykazać w Syrii, w wojnie z terroryzmem i w uregulowaniu kryzysu uchodźców. Po cichu Waszyngton przyzna, że Moskwa przestrzega porozumień pokojowych z Mińska i zniesie sankcje. Uzyska tym samym strategicznego partnera, bez którego USA nie poradziły sobie w Iraku i Afganistanie. A Rosja bez współpracy z Amerykanami też nie powróci na pozycje światowego lidera. Cała reszta wydaje się mniej ważna: nie szkoda róż, gdy płoną lasy.
Pytanie tylko: jaki odmrażacz miał tak naprawdę John Kerry w swojej teczce?