Reklama.
Ach, cóż to był za mecz !... Faworyt rozgrywek, ubiegłoroczny tryumfator Ligi Mistrzów, osławiony zespół miliardera Romana Abromowicza Chelsea Londyn, poległ pod naciskiem ambitnej drużyny z Tatarstanu. Rubin atakował już od pierwszych sekund, odchodząc od tradycyjnej taktyki wciągania przeciwnika na własną połowę i atakowania celnymi kontrami. Zaskoczony bramkarz „The Blues“ Czech od pierwszych sekund dwoił się i troił, wyręczając równie zaskoczoną atakami przeciwnika obronę. Po 5 minutach Chelsea rozwiała jednak nadzieje Rubina: w 5 minucie, po kolejnym zamieszaniu pod bramką Czecha, Lampard dalekim podaniem gra na Fernando Torresa, ten „przerzuca“ kazańskiego bramkarza Ryżykowa, który źle oblicza trajektorię podania i niepotrzebnie wychodzi daleko poza pole karne i już jest 1:0 dla faworytów. Wydaje się, że to koniec marzeń Rubina, ale drużyna z Kazania nadal atakuje – do przerwy jeszcze co najmniej dwukrotnie ma szanse na wyrównanie. Petr Czech dokonuje w bramce cudów zręczności i ratuje swoich kolegów przed stratą bramki. Trybuny są jednak zaskoczone. Początkowe poparcie moskiewskich kibiców dla gwiazd Chelsea, których traktują niemal jak swoich z racji właściciela klubu, Abramowicza, gwałtownie spada. Natomiast sektor kibiców z Tatarstanu szaleje, zagłuszając 3 tysiące przyjezdnych Londyńczyków.
Tuż po przerwie rozpoczyna się prawdziwie „ostre strzelanie“. Po salwie Ivana Marcano Rubin wyrównuje, ale Chelsea 5 minut później znów obejmuje prowadzenie. Na listę strzelców wpisuje się Nigeryjczyk, Victor Moses. Drużyna z Tatarstanu gra jednak do końca, chociaż w tym momencie od półfinału dzielą ją aż cztery bramki. Rubin wciąż atakuje i po kolejnych 6 minutach Goekdeniz Karadeniz zdobywa wyrównanie. W 75 minucie gry Bibars Natcho z karnego ponownie zmusza Czecha do kapitulacji, „The Blues“ zaczynają się denerwować. Do gry wkraczają Ivanovic, Oscar i Mata. Turecki sędzia dodaje 3 minuty, napięcie sięga szczytu. Trybuny oglądają końcówkę piłkarskich zmagań na stojąco, tego się naprawdę nikt nie spodziewał. Jeszcze chwila i Rubin zgotuje prawdziwą sensację ! Końcowy gwizdek kładzie kres tym marzeniom, Rubin nie przechodzi do półfinałów Ligi Europy, kończy jednak z wysoko podniesioną przyłbicą. Czego nie można powiedzieć o moskiewskich kibicach.
Blisko 20 tysięcy mieszkańców rosyjskiej stolicy przyszło na Łużniki, aby dopingować nie rodzimy Rubin lecz brytyjskich gości. „To już taka mentalność – mówi Rawil, który przyjechał z grupą kibiców z Kazania – Chelsea to wielka kasa, światowe sławy futbolu. Rosjanie zazdroszczą, myślą, że jeśli przyczepią się jak g... do okrętu z okrzykiem –Płyniemy! to i na nich spadnie część splendoru a może i pieniędzy“. Coś w tym jest, bo gdy Rubin zaczyna upokarzać utytułowanego przeciwnika, stołeczni kibice spuszczają z tonu i na trybunach pojawia się coraz więcej zielonych szalików Rubina. Organizatorzy to przewidzieli, sprzedając dwustronne szarfy z atrybutami Rubina z jednej i Chelsea z drugiej strony: wystarcza odwrócić szalik na drugą stronę... Kibice po cichu szaliki odwracają.
Goście z Kazania mają żal do moskiewskich kibiców o brak solidarności. Tu i tam gorące spory między kibicami przybierają niebezpieczną postać, policja jednak czuwa. OMON rozdziela sektor kibiców z Tatarstanu od stołecznych sektorów, Anglicy w ogóle wyprowadzani są innym wyjściem. Mimo woli wspominam niedawną dyskusję radiową na temat bezpieczeństwa na rosyjskich meczach piłkarskich i po nich: że za wąskie przejścia, za mało bramek, że policja konna i przerażone zwierzęta, ze za mało agentów w cywilu, że wojska wewnętrzne. Tym razem obyło się bez konfrontacji, po meczu policja skierowała wszystkich w stronę metra, kilku najaktywniejszych kiboli zostało na wszelki wypadek zatrzymanych. Przed mistrzostwami świata w 2018 rosyjska policja rzeczywiście robi wiele, aby profesjonalnie a nie po radziecku zadbać o stadionowe i wokółstadionowe bezpieczeństwo. Tyle że mecz Rubin - Chelsea to taki sobie sprawdzian: 80-tysięczne Łużniki nie były zapełnione nawet w do połowy. Może dlatego przerażone zazwyczaj konie policyjne tym razem były wyjątkowo spokojne i nikogo nie chwyciły zębami za czuprynę, co zazwyczaj prowokuje pierwsze starcia z OMONem. Między kibicami skończyło się na pogróżkach „zdefasonowania facjaty“ temu i owemu oraz na zażartych dyskusjach, czy Abramowicz jest Żydem. Ale to już materiał na inną opowieść.