48 lat, 19 lat w Moskwie jako korespondent kolejno: Polskiego Radia, TVN, TVP i Polsat News, producent amerykanskiej agencji tv AP, od grudnia 2013 redaktor naczelny pomorska.TV
Scenariusze filmowe najczęściej powstaja na podstawie prawdziwych wydarzeń, znacznie rzadziej się zdarza by było odwrotnie. Historia 29-letniego hakera CIA, Eduarda Snowdena, który utknął w strefie tranzytowej moskiewskiego lotniska Szeremietiewo to akurat taki przypadek, gdy życie kopiuje kino. „Terminal“ Stevena Spielberga opowiada historię Viktora Navorskiego, pochodzącego z Europy Wschodniej turysty, który chce odwiedzić Nowy Jork. W czasie, gdy Navorski leci do Ameryki, w jego ojczyźnie dochodzi do zamachu stanu. Uwięziony na lotnisku Kennedy'ego, z paszportem znikąd, Viktor nie może legalnie przedostać się na teren Stanów Zjednoczonych i zmuszony jest dniami i nocami koczować w hali tranzytowej terminalu, aż do zakończenia wojny w jego ojczyźnie. Z upływem tygodni i miesięcy Viktor odkrywa, że miniaturowy wszechświat terminalu jest skomplikowanym światem, gdzie spotkać można absurd, hojność, ambicję, rozrywkę, szczęśliwy traf, a nawet przeżyć romans z piękną stewardesą o imieniu Amelia.
Na Szeremietiewie w Moskwie utknął z kolei Eduard Snowden, człowiek, który stał się dla Stanów Zjednoczonych wrogiem publicznym numer jeden za ujawnienie sekretów Centralnej Agencji Wywiadowczej. Dotyczyły one m.in. podsłuchiwania telefonów i sieci internetowych amerykańskich (i nie tylko) obywateli. USA anulowały Snowdenowi paszport, uziemiając go tym samym w strefie tranzytowej moskiewskiego lotniska. Navorski czeka na koniec wojny w swojej ojczyźnie, Snowden – na to, że ktoś doceni jego „zasługi“ i da mu azyl polityczny. Niedoświadczony hacker jednak się nieco przeliczył: okazało się, że nikt nie zamierza umierać za Snowdena, nikt – za wyjątkiem takich desperatów jak przywódcy Boliwii, Niakragui czy Wenezueli. Nie o to chodziło byłemu agentowi CIA, nie o życiu w państwach 3-go świata marzył – śniły mu się zapewne szybkie samochody, piękne kobiety, luksusowe apartamenty i blichtr a la James Bond. To był błąd. Poważny błąd. Władimir Putin szybko sprowadził bujającego w obłokach Snowdena na ziemię: zapewnił wprawdzie, że nikt go aresztować nie będzie, bo przestępstw przeciwko Rosji się nie dopuścił, wezwał jednak do zaprzestania antyamerykańskiej działalności. Snowden się więc obraził i wycofał wniosek o azyl polityczny w Rosji. Na co liczył były agent zwracając się z takim wnioskiem do innych państw europejskich (w tym Polski) – równiż trudno odgadnąć. Nasze władze od razu oświadczyły, że Polska (jako najwierniejszy chyba amerykański wasal na kontynencie) azylu Snowdenowi nie da – wkrótce potem podobnie zareagowały inne kraje, m.in. Niemcy i Francja.
Barak Obama oświadczył ze swej strony, że nie zamierza przeciwko 29-latkowi wysyłać w niebo amerykańskich myśliwców ani organizować operacji na miarę pojmania Osamy bin Ladena. Nie mając się gdzie podziać Snowden sam wróci do macierzy i to na kolanach – dawali do zrozumienia przedstawiciele amerykańskiej administracji. Snowden w amerykańskie ręce dobrowolnie się jednak nie odda – tyle że teraz już niewiele od niego zależy: stał się kartą przetargową w rękach Kremla przed wrześniowym szczytem G-20 w Skt Petersburgu. Waszyngton zasugerował właśnie, że poprzedzająca szczyt wizyta Obamy na Kremlu nie będzie możliwa, jeżeli na Szeremietiewie wciąż będzie koczował Snowden. Rosjanie świetnie o tym wiedzą dlatego rozpoczęli skomplikowane targi, do których się już wcześniej skrupulatnie przygotowywali. Rzecz w tym, że Stany Zjednoczone mają u siebie byłego pułkownika wywiadu zewnętrznego Rosji, 61-letniego Aleksandra Potiejewa, szpiega, który pracował dla Centralnej Agencji Wywiadowczej od 2000 roku a 3 lata temu sprzedał Amerykanom za ciężkie pieniądze siatkę rosyjskich agentów, działających na terenie USA. W konsekwencji Potiejew uciekł przy pomocy CIA przez Białoruś i Republiki Nadbałtyckie do Waszyngtonu a a rosyjscy szpiedzy, zgodnie z najlepszymi tradycjami zimnowojennymi, zostali wymienieni na amerykańskich i brytyjskich agentów złapanych w Rosji. Sam Potiejew mieszka obecnie gdzieś w Ameryce w jednej z willi, sprezentowanych mu za specjalne zasługi przez rząd Stanów Zjednoczonych. Zapewne zachodni świat by o nim zapomniał, gdyby nie sprawa Snowdena. Ten chciał przechytrzyć Amerykanów, potknął się jednak o rosyjskie służby i samego Władimira Putina. Ten, jako były funkcjonariusz KGB, zdrady nie puszcza w zapomnienia i nie wybacza. Snowden stał się dla Rosjan idealnym narzędziem zemsty za sprawę Potiejewa a dzięki naiwności Snowdena Amerykanie będą musieli zapewne przełknąć gorzką pigułkę porażki i wybierać: albo Snowden albo Potiejew. Tak źle i tak niedobrze: Snowden już skompromitował CIA w oczach nie tylko Amerykanów ale i sojuszników USA. Podobno były agent ma przy sobie dyskietki z tajnymi dokumentami, których jeszcze nie ujawnił i które miały mu służyć jako karta przetargowa. Najprawdopodobniej nie są one jednak wiele warte, skoro nikt się o nie (a szczególnie samego Snowdena, jak wymagałby tego szpiegowski thriller) nie zabija. Jeżeli natomiast USA wydadzą teraz Potiejewa, potencjalni agenci amerykańscy zobaczą, że tak naprawdę nigdy nie będą mogli czuć się bezpiecznie, zawsze bowiem może się znaleźć jakiś Snowden, który dla Waszyngtonu będzie ważniejszy niż obcy agenci.
Żeby jednak cała afera rzeczywiście przypominała film, nie mogło zabraknąć wątku pięknej kobiety fatalnej. W jej roli wystąpiła niejaka Anna Chapman - rosyjska agentka, zdemaskowana przez Potiejewa. Kiedy grupa spalonych przez niego szpiegów została wymieniona na Amerykanów i Brytyjczyków i trafiła do Rosji, przyjmowano ich z największymi honorami. Władimir Putin wydał na cześć swoich kolegów po fachu uroczyste przyjęcie, na którym miał poprzysiąc zemstę zdrajcy. Snowden stał się idealnym narzędziem odwetu, ale żeby odwrócić uwagę od Potiejewa Anna Chapman zaoferowała Snowdenowi... swoją rękę. W opinii prawników takie rozwiązanie byłoby dla wszystkich idealne: Rosjanie nie musieliby szukać luk prawnych, które pozwoliłyby bez dyplomatycznych konsekwencji ze strony Waszyngtonu otoczyć Snowdena opieką (i przejąć jego ewentualne sekrety a na pewno – wykorzystać hackerską wiedzę o CIA). Amerykanie z kolei byliby zadowoleni, że wszystko w sumie dobrze się skończyło i że Snowden ze swoimi tajemnicami nie wpadł w łapy nieprzewidywalnych dyktatorów Ameryki Łacińskiej. Sam Snowden choćby częściowo urzeczywistniłby natomiast swoje szpiegowskie sny. Anna Chapman po powrocie ze Stanów Zjednoczonych zrobiła bowiem (głównie dzięki protekcji Władimira Putina) oszałamiającą karierę, występując w kilku programach erotycznych i sesjach fotograficznych dla męskich czasopism typu Maxim, odziana tylko w skórzane szelki i kaburę z pistoletem. Prowadzi również w telewizji RenTv program o zjawiskach nadprzyrodzonych, UFO i dinozaurach, występuje w reklamach najpopularniejszych firm kosmetycznych i bieliźniarskich, słowem: na brak pieniędzy ta 31 letnia agentka nie narzeka. O czym więcej mógłby marzyć amerykański zdrajca...? I wszystko skończyłoby się dla niego happy endem, gdyby nie... Potiejew. Rosjanom nie wystarcza zaoczne skazanie go 2 lata temu przez moskiewski sąd wojskowy na karę 25 lat więzienia. Wpływowa Anna Chapman zapewne też pała żądzą zemsty a Snowden to tylko jej kaprys „pod publiczkę“.
Dlatego Potiejew nie może spać spokojnie – dla Baraka Obamy ważniejsze są dobre stosunki z Kremlem niż osadzenie w więzieniu hackera, którego 5 minut już minęło i z którego niewiele więcej da się wycisnąć. Skutki zdrady Potiejewa natomiast (w odróżnieniu od Snowdena) rosyjskie służby specjalne będą odczuwały jeszcze długo: „Odbudowy wymaga niemal cała sieć agenturalna w USA, nawet w takich instytucjach jak Agencja Bezpieczeństwa Narodowego – mówił niedawno na łamach prasy anonimowy przedstawiciel rosyjskiego wywiadu zewnętrznego – konsekwencje dotknęły też rodzin naszych pracowników, które jak w czasach ZSRR mają zakaz wyjazdów zagranicznych bez specjalnych zezwoleń“. Wszystko dlatego, że Potiejewa do zdrady namówiła podobno żona i córka – w latach 2000-2002 niejednokrotnie bywały w USA, podobało im się tam, chciały zostać. Namawiały Aleksandra do współpracy z CIA „bo imperium i tak się sypie i trzeba zbierać to, co jeszcze można unieść“. Dążenie do luksusu i wygód przechyliło szalę zdrady, Potiejew coraz więcej pił chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia i narzekania swojej żony, aż w końcu nawiązał współpracę i stał się dla rosyjskich służb największą porażką od czasów zimnej wojny. Dlatego Rosjanie dołożą wszelkich starań, aby się na nim zemścić – zemścić za wszelką cenę. Tym bardziej że Snowden – w oczach rosyjskiej agentury - nie jest aż tak wygórowaną ceną za takiego zdrajcę, jak Potiejew. Ciuciubabka trwa, ale czas zrzucenia opaski jest coraz bliżej. Pod warunkiem, że szukający po drodze się nie potknie i nie złamie sobie nogi lub co gorsza – nie skręci karku.