Wprowadzanie reform nie jest proste. Wyborcy na Słowacji zmietli właśnie kolejny rząd, który próbował je robić. Ciekawe, jak polscy wyborcy przyjmą ewentualną próbę poważnych reform w Polsce - jeśli oczywiście będzie realizowana...
Na Słowacji znowu u władzy populiści (dla porządku dodam: lewicowi, choć w Europie Środkowej i Wschodniej takie określenia wydają się być czysto umowne). Mój przyjaciel Ivan Miklos, który naprawdę zrewolucjonizował ten kraj w latach 2002-06 jako minister finansów, ponownie stracił to stanowisko.
Istota problemu polega na tym, jak wiele ze swej przedwyborczej retoryki populista Robert Fico bedzie chciał wprowadzić. Ciekawe, że kiedy poprzednio rządził, większość z tego co zrobili w gospodarce i finansach Miklos & Co. zostawil w spokoju. Ale dziś sprawy wyglądają nieco inaczej. Po pierwsze, społeczeństwa wielu krajów są coraz bardziej zmęczone kryzysem, Słowacy na pewno też. Po drugie, Fico ma nienajlepszy przykład z Wegier, gdzie rząd Orbana ewidentnie przekracza granice, których przekracza nie powinien - co wcale nie powoduje, by na Węgry spadały specjalne kary ze strony niebios lub Brukseli. To, co robi z finansami Orban można oceniac różnie (ja oceniam zdecydowanie negatywnie) - ale jak dotąd forint nie ma się z tego powodu dużej gorzej od złotego. Lekcja z Węgier jest prosta: wydaje się, że w populizmie można bezkarnie iść znacznie dalej, niż poprzednio sądzono.
To ciekawe, że zaczynamy być jednym z nielicznych dość stabilnych politycznie krajów w regionie. To, plus trzymająca się dobrze gospodarka, daje niezwykłą szansę, której naprawdę nie można zmarnować. Z technicznego punktu widzenia, można wprowadzić w Polsce głęboki pakiet reform stabilzujących na dobre finanse publiczne i uelastyczniających/deregulujących gospodarkę. Ale na pewno nie będzie to łatwe.