Słowa premiera Davida Camerona o polskich imigrantach wyłudzających pieniądze brytyjskich podatników wywołały u nas spory szum i zaowocowały serią długich rozmów telefonicznych między Warszawą a Londynem. Cała sprawa, choć niewątpliwie bardzo nieprzyjemna, zasługuje jednak (moim zdaniem) na mniejszą uwagę, niż się jej poświęca. Z kilku powodów...
Słowa premiera Davida Camerona o polskich imigrantach wyłudzających pieniądze brytyjskich podatników wywołały u nas spory szum i zaowocowały serią długich rozmów telefonicznych między Warszawą a Londynem. Cała sprawa, choć niewątpliwie bardzo nieprzyjemna, zasługuje jednak (moim zdaniem) na mniejszą uwagę, niż się jej poświęca. Z kilku powodów.
Przede wszystkim, premier Cameron powiedział rzecz nie tyle groźną, co raczej niezbyt mądrą. Według zasad obowiązujących w cywilizowanym świecie, jeśli ktoś legalnie pracuje i płaci podatki w danym kraju, ma również prawo korzystać z wynikających stąd uprawnień socjalnych. Prawo to związane jest z podatnikiem, a nie z jego dzieckiem. Jeśli kraj wypłaca podatnikom dodatki lub daje ulgi na dziecko – to nie ma żadnego znaczenia, czy dziecko to mieszka na miejscu, czy w Polsce, czy też zostało wysłane na roczny kurs językowy do Francji lub na odpoczynek do willi rodziców na Kajmanach.
Po drugie, premier Cameron mówił o czymś niemożliwym do zrealizowania. Pełne prawa socjalne, takie same jak własnym obywatelom, gwarantuje pracującym w Wielkiej Brytanii Polakom prawo Unii Europejskiej. Ewentualne zmiany traktatów unijnych są możliwe, ale wymagałyby zgody wszystkich krajów, w tym i Polski. Wielka Brytania ma oczywiście jeden sposób nacisku w ewentualnych negocjacjach: groźbę wystąpienia z Unii. Ale akurat w tej dziedzinie ustępstwa wiązałoby się ze złamaniem podstawowych zasad cywilizowanego świata (por. powyżej), więc raczej Londyn nie ma na to szans.
Po trzecie, premier Cameron mówił raczej o problemach związanych z działaniem brytyjskiego systemu ubezpieczeń społecznych, a nie z imigracją. Jeśli jest on zbyt hojny, Wielka Brytania może go oczywiście zmienić – ale dla wszystkich, także Brytyjczyków.
Po czwarte, premier Cameron powiedział coś ewidentnie na użytek wewnętrzny, a nie międzynarodowy. Znaczna część brytyjskiej opinii publicznej zaniepokojona jest dziś skalą imigracji (korzystnej dla gospodarki, ale jednak stwarzającej pewne problemy społeczne), a oliwy do ognia dodają obawy związane z otwarciem rynku pracy dla Bułgarii i Rumunii. Zdaje się, że polskim imigrantom dostało się trochę przypadkiem.
No i wreszcie po piąte, powinniśmy przyznać że w tym co mówił premier Cameron jest i pewne ziarno prawdy – bez wątpienia poza przygniatającą wiekszością imigrantów, którzy chcą uczciwie pracować i płacić podatki, jest w Unii również grupa ludzi zainteresowanych emigracją po to, by korzystać z luk w hojnych systemach zabezpieczenia społecznego Zachodniej Europy. I to oni psują opinię innym.
Nie zmienia to faktu, że premier Cameron powiedział coś, czego powiedzieć nie miał prawa – i na pewno nie przysłużył się wzrostowi sympatii i zaufania między naszymi narodami. Gafy każdemu politykowi mogą się zdarzyć, choć jednym zdarzają się częściej niż innym (kilka miesięcy temu pytany o cenę chleba odpowiedzial że nie wie, bo używa maszynę do domowego wypieku).
Zamiast rozdzierać szaty, proponuję raczej z lekką wyżsością wzruszyć ramionami.