Polskie górnictwo nie przetrwa w obecnym kształcie. Jeśli chcemy zachować dostęp do własnych zasobów, potrzebne są radykalne, trudne zmiany. Tej nieodkrywczej przecież prawdy nikt nie chce powiedzieć głośno.
Nie ukrywajmy tego, co wiemy wszyscy – kopalń węgla kamiennego w Polsce jest za dużo, większość z nich wydobywa węgiel za drogo i niebezpiecznie.
Szanse na rentowność – i to w dalszej perspektywie, przy odbiciu cen węgla od obecnego dna – mają niektóre zakłady górnicze i ich pojedyncze rejony wydobywcze czy ściany. Kopalnie wydobywające węgiel złej jakości przy szczególnie wysokich kosztach trzeba jak najszybciej zamykać, ponieważ ciążą na wynikach całej branży.
Sytuacja, w której podatnik dopłaca 100 czy 200 zł do tony najdrożej wydobywanego węgla, by utrzymać horrendalnie drogie miejsca pracy, kłóci się nie tylko z ekonomią, ale i ze zdrowym rozsądkiem.
Po to, by polska energetyka zachowała dostęp do polskiego węgla, co jest ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju, potrzebne są zdecydowane i radykalne działania restrukturyzacyjne, a także inwestycje w najbardziej obiecujące jeśli chodzi o rentowność moce wydobywcze. Tylko w tak uzdrowione górnictwo może bez większych obaw angażować się polska energetyka.
Tak trudne zmiany wymagają, rzecz jasna, określonych, wspieranych przez państwo, działań na Śląsku – tworzących alternatywę dla gospodarki i rynku pracy oraz osłaniających procesy odchodzenia pracowników z górnictwa czy ich przekwalifikowania.
Te i inne trudne prawdy o polskim węglu głoszą dziś jedyni eksperci i niezależni komentatorzy – wystarczająco odlegli zarówno od górnictwa i górniczego czy związkowego establishmentu, jak i od polityki. W tych środowiskach panuje natomiast od lat zadziwiająca „zgoda ponad podziałami” – dotyczy ona konsekwentnego ignorowania rzeczywistości i zamykania oczu na najbardziej oczywiste fakty i liczby.
Przemilczanie i zamiatanie problemów pod dywan z obawy przed niepopularnymi prawdami towarzyszyło tworzenie mitów, zasłon dymnych i kreowanie tematów zastępczych. Pamiętamy, że przyczyną narastających kłopotów polskiego górnictwa był onegdaj „niesłuszny” import „złego” węgla z Rosji i „niewłaściwy” system dystrybucji. Powracający mitem mówi o zbawczej roli energetyki, która miałaby wbrew rynkowi ratować górnictwo w jego obecnej nienaruszalnej postaci.
Dzisiejsza awersja polityków do prawdy o polskim węglu ma źródło w tamtym mitotwórstwie. Pamiętamy, jak najwyżsi w kraju politycy całkiem niedawno deklarowali „Nie będzie zwolnień w górnictwie”, czy przyklaskiwali związkowcom głoszącym dogmat o tym, że „nie ma pojęcia nierentownej kopalni”.
Żadna zmiana władzy nie zmieni praw ekonomii ani sytuacji na światowym rynku paliw. Nie zniknie też – jeszcze przez wiele lat – choć prawdopodobnie będzie się zmniejszać, uzależnienie polskiej energetyki i gospodarki od węgla. Potrzebujemy węgla wydobywanego najtaniej jak to możliwe i w ilościach uzasadnionych względami bezpieczeństwa naszej energetyki i gospodarki. Te podstawowe prawdy muszą być teraz punktem wyjścia odpowiedzialnych decyzji.
„Kożdy może fulać, wela chce” – mawia się z ironią na Śląsku, gdzie szczerość zawsze była w cenie, a mydlenie oczu w pogardzie. W interesie górnictwa, górników i całego regionu jest domaganie się od polityków prawdy w oczy i stanowczości w działaniu. Skutki chronicznej alergii na prawdę już znamy; na jej ignorowaniu i ukrywaniu straciliśmy wszyscy.