Mój ojczym (stary mądry Żyd) zwykł mawiać żartobliwie, że Żydzi niestety zawsze przesadzają. Mam gorącą nadzieję, że tak właśnie jest w przypadku prof. Śpiewaka, który stwierdził, że Tomasz Lis jest antysemitą, a publikacja Newsweeka na temat kandydata PiS na urząd prezydenta, posługuje się ohydną kliszą antysemicką. Osobiście uważam, że jest wprost odwrotnie: wprawdzie prof. Śpiewak nie jest antysemitą, ale to on posługuje się antysemickimi kliszami.
Przypomnę pokrótce, że poszło o tekst zamieszczony w Newsweeku, w którym zamieszczono informację, że teść Andrzeja Dudy jest Żydem, oraz że ów teść opublikowawszy wiersz dotyczący pogromu kieleckiego został uznany przez prawicowych publicystów za polakożercę. Właśnie ten fragment artykułu kazał prof. Śpiewakowi uznać red. Lisa za antysemitę, oraz zarzucić mu „że z premedytacją użył najbardziej ohydnej kliszy antysemickiej.” Kiedy prof. Śpiewak oskarżył red. Lisa w wywiedzie udzielonym Rzeczpospolitej, że ten jest antysemitą, red. Lis zapowiedział, że oskarży prof. Śpiewaka w sądzie o naruszenie dóbr osobistych. Szykuje się zatem proces, bardzo ciekawy proces.
Nie będę udawał, że nie wiem, o co chodzi prof. Śpiewakowi, którego nota bene znam i bardzo szanuję. Wiem, że on ma swoją rację, ale mam też głęboką nadzieję, że on się myli; że jeszcze 20 lat temu przyznałbym mu bezdyskusyjnie słuszność, ale dzisiaj chcę się z nim nie zgodzić. Bo mam nadzieję, że napisanie o czyichś żydowskich korzeniach, pokrewieństwach, czy związkach, nie jest już atakiem. A w każdym razie być nie musi. I trzeba mieć naprawdę bardzo mocne dowody złej woli, żeby przyjąć mówienie o czyichś związkach z Żydami za antysemityzm.
Prof. Śpiewak jeszcze 20 lat temu miałby pewnie rację, bo pamiętam ohydne antysemickie napaści na kandydującego na urząd prezydenta Tadeusza Mazowieckiego. Konfrontowałem się z nimi osobiście wylepiając miasto plakatami wyborczymi Mazowieckiego. Pikanterii dodaje fakt, że robiłem to wraz ze swym najlepszym przyjacielem, którego prof. Śpiewak jest ojcem chrzestnym :-). Pamiętam chamskie odzywki które wtedy słyszałem, pamiętam dorysowane gwiazdy Dawida na zdjęciach Mazowieckiego. Pamiętam taki żart, że w rządzie Mazowieckiego są sami Żydzi poza jedynym: Syryjczykiem (tekę ministra przemysłu objął Tadeusz Syryjczyk). Wtedy informowanie o czyimś żydowskim pochodzeniu było przejawem chamstwa, było atakiem. Samo słowo Żyd funkcjonowało w obiegu publicznym na takich prawach, na jakich dziś funkcjonuje w języku kibiców piłkarskich. A to niestety bardzo stara polska tradycja. Pamiętam moją babcię, zdeklarowaną ziemiankę, która napomniana przeze mnie, że to obraźliwe kiedy mówi o pewnym znajomym „Żydek” odparła: A jak mam powiedzieć? ŻYD? Ona go lubiła i ceniła, nie chciała go określać słowem, które w jej przekonaniu nacechowane było negatywnie. Nie była to postawa odosobniona, bo przecież kulturalni przedwojenni antysemici nie chcąc używać brzydkiego w ich pojęciu słowa Żyd, wymyślili termin „izraelita”. Tak, mieliśmy od wieków problem ze słowem „Żyd”. Pisaliśmy i mówiliśmy, że ktoś komuś wytknął żydowskie pochodzenie, albo, że ktoś się przyznał, że jest Żydem. Tak samo jak dziś z homoseksualizmem! Napotykam wciąż w prasie informacje, że ktoś się „przyznał” do homoseksualnej orientacji seksualnej.
Powtarzam zatem, że rozumiem obawy i ostrożność prof. Śpiewaka, ale nie uważam, że ma rację? Czy wymagając ostrożności w posługiwaniu się informacją o czyimś żydowskim pochodzeniu sam jest ostrożny w szermowaniu epitetem antysemita? Bo dziś słowo Żyd nie jest (przynajmniej jednoznacznie) obraźliwe, za to słowo antysemita jest takim bezsprzecznie. Pomijając już oczywisty fakt, że w środowisku ludzi światłych i kulturalnych antysemityzm jest hańbiący, to przecież nawet ojciec dyrektor Rydzyk histerycznie i wbrew prawdzie zresztą, etykietę antysemity kategorycznie odrzuca. Bo dziś na szczęście to jest dyshonor być antysemitą, to dyskwalifikacja moralna, zawodowa, towarzyska. I prof. Śpiewak doskonale wie, że jeśli on, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego nazywa osobę publiczną antysemitą, to jest to bardzo, ale to bardzo poważne oskarżenie.
Zarzut, że publikacja Newsweeka (za którą Tomasz Lis, jak redaktor Naczelny jest odpowiedzialny) posługuje się kliszą antysemicką jest w istocie dowodem posługiwania się właśnie tą kliszą. Kliszą, zgodnie z którą pisanie z związku z Żydami jest wykalkulowanym atakiem. Gwałtownie odrzucam taką logikę, wierzę że dziś społecznie funkcjonujemy już na innym poziomie. I tak samo jak ujawnienie żydowskiego pochodzenia nie jest „przyznaniem się do żydostwa”; tak samo napisanie o czyimś żydowskim krewnym nie stanowi ataku, nie świadczy o posługiwaniu się ohydną kliszą, ale o jej odrzuceniu.
Ja sam przy okazji rocznicy Powstania w Gettcie opisałem kiedyś mojego ojczyma, który z Mordechajem Anielewiczem chodził do jednej klasy w żydowskim liceum. Szkicując postać mego żydowskiego ojczyma opisałem jego ideowy komunizm. Czy to znaczy, że posłużyłem się ohydną kliszą żydokomuny? Mało tego, szkicując postać mego ojca antysemity opisałem jego gorliwy katolicyzm. Czy to znaczy, że posłużyłem się ohydną kliszą katolik – antysemita? Kto ciekaw, niech poczyta mój tekst, bo choć pewnie nie jest on oszałamiająco mądry, to ukazuje dość wyjątkową perspektywę oceny stosunków polsko – żydowskich, którą dał mi fakt, że dorastałem u boku ojca antysemity i ojczyma Żyda. Skrzyżowanie Anielewicza i Piaseckiego
Mam nadzieję, że opisywana kwestia nie zafunkcjonuje publicznie wyłącznie jako spór panów Śpiewaka i Lisa. Bardzo chciałbym, abyśmy publicznie zastanowili się, na ile żydowskość jest dziś w Polsce tematem wstydliwym, czy choćby „delikatnym”. Mam nadzieję, że obawy prof. Śpiewaka w tym względzie okażą się przesadzone.