Sporo moich koleżanek publikuje wpisy w ramach akcji #metoo #jateż. opisując przy tym sytuacje, w których czuły się molestowane. Jako facet jestem trochę skonsternowany – bo brak mi absolutnej pewności, gdzie kończy się podryw, a gdzie zaczyna molestowanie. A Wy macie?
Moja znajoma prowadząca restaurację zafundowała swoim pracownicom i pracownikom warsztaty „antydyskryminacyjne” prowadzone przez przedstawicielkę Feminoteki. Jednym z omawianych zagadnień było „rozpoznawanie molestowania”. A zatem to cale molestowanie nie jest sprawą jednoznaczną, której ktoś się dopuszcza z pełną świadomością łamania jakichś norm. Skoro kobiety szkolą się w rozpoznawaniu molestowania i reagowania na nie, to sprawa nie jest jednoznaczna, oczywista. Ja sam nie jestem chyba chamem, nigdy nie dostałem w twarz od kobiety, ale czy mam pewność w każdej sytuacji? Przecież tak często człowiek „nie ma jasności w temacie Marioli”! Pamiętam, jak kiedyś lecąc kiedyś nad oceanem gawędziłem ze stewardesą. Nuciłem „Strangers in the night” Sinatry, pytałem, czy to prawda, że kapitan mógłby nam udzielić ślubu i w ogóle byłem bardzo uroczy, ale... czy aby na pewno? Mróz po krzyżu przechodzi na samą myśl, że któraś z kobiet, której czyniłem kiedyś awanse, może przywołać je w pamięci uczestnicząc w akcji #metoo.
Jakie to są normy, jakie standardy, i kto je wyznacza? Pani z Fundacji Feminotaka? Ksiądz katecheta? A może koledzy z podwórka, dziewczyny z dyskoteki? W tych sprawach my, faceci poruszamy się po omacku – czasami w przenośni, a czasami dosłownie. Kiedy i jak mam się zorientować, że przekroczyłem jakąś normę? Kiedy kobieta mówi „nie”, albo mnie odpycha to sprawa jest oczywista (choć założę się, że nie dla wszystkich). Ale jeśli milczy, przymyka oczy, nie reaguje?
Najbardziej poruszają mnie w publikowanych opisach te wszystkie sytuacje, w których molestowana dziewczyna czy kobieta nie reaguje. A przecież nawet te bardziej świadome, asertywne i doświadczone kobiety bardzo często NIE REAGUJĄ! Kiedy mowa o nachalstwie jakiegoś obleśnego pijaczka to czujemy się uspokojeni. Ale te pełne zażenowania opisy krępujących sytuacji, dwuznacznych spojrzeń, nazbyt śmiałych komplementów. Czy każdy z nas, panowie, ma pewność, że nasza śmiałość nie była odebrana jako obcesowość, nasza niecierpliwość za nachalstwo, nasz „nieodparty” wdzięk za... zwykłe chamstwo.
Nie chcę, żeby normy wyznaczała ani pani z Feminoteki, ani ksiądz. Chcę, żebyśmy sami te normy wyznaczyli. Bardzo chciałbym, żeby moje nastoletnie dzieci, które w szkole nauczyły się już o cyklu miesiączkowym, oraz o niepokalanym poczęciu, miały wreszcie okazję przedyskutować całkiem serio kwestię emocji, uważności, szacunku.