Jeśli dziennikarz pomyli która gwiazdeczka była w majtkach, a która bez, albo który polityk którego obsobaczył – rzecz jest bez znaczenia. Ale pomyłki, czy raczej głębokie niezrozumienie podstawowych terminów dotyczących gospodarki – paradoksalnie – bardzo na nią wpływa. Dlatego należy kategorycznie dementować głupie, histeryczne, sensacyjne doniesienia prasowe – żadnego kryzysu w Polsce nie ma!!!
Każdy kto szczęśliwie ukończył kurs fizyki na poziomie klasy V szkoły podstawowej wie, że nie można jednocześnie jechać do przodu i do tyłu. Nie można też jednocześnie przyspieszać i zwalniać. Tak samo niemożliwe jest, by się jednocześnie rozwijać i zwijać. Jeżeli jednego miesiąca produkujemy 10 śrubek, a na następnego 12 to jest to bez wątpienia rozwój – nie da się tego określić jako stagnację, czy wręcz recesję. A tak czyni większość dziennikarzy piszących o kryzysie.
Polska gospodarka wciąż się rozwija, wciąż przyspiesza. Trzymając się naszego przykładu ze śrubkami, produkujemy ich więcej z każdym miesiącem - choć z ostatnio przyrost jest mniejszy. Czyli że, o ile wcześniej produkowaliśmy z każdym miesiącem o 3 śruby więcej, to teraz co miesiąc produkcja rośnie o 2 śruby. Spada? Ano spada, ale tempo wzrostu, a nie produkcja! To nie kwestia czepiania się słówek, ale zasadniczego pomylenia pojęć. Wyobraźmy sobie, że Jan Kulczyk w całym przyszłym roku zarobi jedynie 10 mln zł. Z pewnością ten wynik on sam uzna za rozczarowujący, bo jego fortuna zwiększy się nieznacznie. Ale się zwiększy, a nie zmniejszy. Nie będzie można powiedzieć, że Kulczyk zbiedniał! Na tej samej zasadzie nie można określać kryzysem sytuacji, w której gospodarka rośnie - a rośnie niezaprzeczalnie. Nawet najbardziej sceptyczni obserwatorzy nie donoszą o spadku PKB, ani się go nawet nie spodziewają. Spodziewają się wolniejszego WZROSTU!
Kto ciekaw, niech sprawdzi w dowolnej encyklopedii terminy „recesja”, „kryzys”, czy „stagnacja”. Następnie niech te same słowa wpisze w dowolną przeglądarkę – ukaże się mnóstwo artykułów, notatek, depesz, które już w tytule zawierają błąd, po informują o kryzysie. Błąd szalenie niebezpieczny, bo w gospodarce, jak rzadko gdzie indziej, sprawdza się powiedzenie Goebbelsa, że kłamstwo powtórzone 100 razy staje się prawdą. O ile wszyscy powtarzać będą, że złotówka się osłabi, a dolar będzie coraz droższy, to tak się niechybnie stanie - bo przestraszeni prognozami ludzie rzucą się kupować za swoje złotówki euro. Tak samo przedsiębiorcy i konsumenci ograniczać będą inwestycje oraz wydatki nie dlatego, że spadają ich dochody, ale dlatego, że bombardowani są komunikatami, że za chwilę spadną.
Ekonomia nie jest nauka ścisłą, ale dyscypliną humanistyczną, której najbliżej czasem do psychologii. Niestety, niekompetencja i brak odpowiedzialności mediów poprzez działanie psychologiczne przynosi jak najbardziej materialne skutki. Wiem, że dziennikarze, od których wymaga się coraz bardziej sensacyjnych nagłówków nie zrezygnują ze straszenia nas głodującymi dziećmi, starcami marniejącymi w przytułkach, najeżdżającymi stolicę górnikami i blokującymi drogi rolnikami. Spróbujmy jednak te artykuły traktować z równym dystansem, jak doniesienia na temat majtek gwiazdy estrady. Choć zarówno gospodarka narodowa, jak i powabna pupa piosenkarki budzą nasze zrozumiałe zainteresowanie, to wiedzmy że piszący notatkę dziennikarz osobiście tematu nie poznał.