Mój były przyjaciel zdając na oblegany wydział prawa UW korzystał z korepetycji pracownika naukowego tego wydziału. Nauczył się dzięki niemu sporo, a w każdym razie tak odebrała to komisja egzaminacyjna, w której skład wchodził korepetytor. Chciałbym wytłumaczyć panu Żakowskiemu, (za darmo :-) co złego widzę w korepetycjach z demokracji udzielanych przez Kwaśniewskiego Nazarbajewowi.
Pan Żakowski pisze: „Doradzanie rządom i firmom jest zajęciem w demokratycznym świecie powszechnym wśród polityków niepełniących publicznych funkcji. Wielu szanowanych Polaków doradza lub doradzało w krajach postsowieckich, arabskich (przed rewolucjami) i dalekowschodnich będących z demokracją na bakier.”
Mój kolega zdający na Prawo tym bardziej potrzebował korepetycji u wykładowcy wydziału na który zdawał, im mniej umiał. Tatuś (adwokat) chcąc umieścić syna na wydziale prawa nie płacił za uczenie syna, ale za to, że syn „nauczy się tak, aby zdać”.
Prezydent Nazarbajew nie spełnia standardów demokratycznych, więc tym bardziej potrzebuje korepetycji u takich wykładowców, którzy wystawią mu dobre świadectwo. Płaci więc nie za wiadomości z zakresu demokracji (której jest tak szalenie ciekaw), ale za zaświadczanie wobec polityków UE, że jest uczniem pilnym i chętnym; że jego postępy w przyswajaniu demokracji są obiecujące.
Pan Żakowski pisze: „Powinniśmy być dumni, że dorobiliśmy się grupy polityków, od których inni chcą się uczyć modernizacji i transformacji.”
Czy Wydział Prawa UW powinien być także dumny, że dorobił się kadry naukowej, od której inni chcą się uczyć, rozwijać, przyswajać wiedzę?
Nie miałem nigdy wątpliwości co do niskich kwalifikacji moralnych prezydenta Kwaśniewskiego, ale wysoko ceniłem inteligencję pana Żakowskiego. Dzisiejszy tekst opublikowany w GW, nieco mnie konfunduje. Nadal wierzę w inteligencję Żakowskiego, ale on najwyraźniej zwątpił w inteligencję czytelnika.