Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska pisze o „pokoleniu iPhona” z uznaniem – cytuje nawet określenie „nieoszlifowane diamenty”. Ja, gdybym miał podobnie generalizować, napisałbym o tym pokoleniu, że są słabi, leniwi i histeryczni.
Przeczytałem z uwagą tekst w ostatnim Newsweeku pod zacytowanym powyżej tytułem, a który poświęcony jest młodzieży wchodzącej w dorosłe życie. Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska pisze o „pokoleniu iPhona” z uznaniem – cytuje nawet określenie „nieoszlifowane diamenty”. Ja, gdybym miał podobnie generalizować, napisałbym o tym pokoleniu, że są słabi, leniwi i histeryczni.
„Na warszawskim Powiślu można się im dokładnie przyjrzeć: siedzą w modnej kawiarni na leżaczkach – młodzi, piękni, zadbani, dobrze ubrani.” Już pierwsze zdanie tekstu wzbudza mój sprzeciw, bo właściwie o kim autorka pisze? O pokoleniu, czy promilu promila tego pokolenia, które obsiada parę hipsterskich kawiarni. W tekście wymieszano wyniki badań nad całą młodzieżą i obserwacje w stylu tej powyżej przytoczonej. Opisano historię nastolatka, który na Youtube publikuje popularne filmiki, młodej prawniczki, blogerki modowej. Konkluzje są zaś mniej więcej takie, jak tytuł artykułu: młodzi ludzie lubią chodzić własnymi drogami, na ich szacunek trzeba sobie zasłużyć, nie dają się ujarzmić korporacjom, ale gdy już ich coś zainteresuje, to są „zajebiści”.
Nie chcę polemizować z tekstem Aleksandry Krzyżaniak-Gumowskiej, a raczej go uzupełnić o moje własne obserwacje. W tekście brakuje mi bowiem najbardziej głosu ludzi pracujących z tymi „nieoszlifowanymi diamentami”. Autorka tworzy portret pokolenia opisując historie kilkorga młodych, którym udało się zaistnieć, odnieść sukces, dobrze sprzedać. Szkoda, że nie uzupełnia go o historie mniej efektowne, ale za to bardziej powszechne: o leniwych, głupawych, rozkapryszonych dzieciakach, którym nie udaje się odnieść żadnego sukcesu.
Gdyby autorka porozmawiała z szefami, lub współpracownikami pokolenia o którym pisze, to dowiedziałaby się, że większość z nich nie jest taka „zajebista”, jak autorka chciałaby wierzyć. Rzeczywiście, nie uznają sztywnej hierarchii, są niecierpliwi i roszczeniowi, koncentrują się na swoich przyjemnościach. Są permanentnie „nieoszlifowani”, bo brak cierpliwości i pokory pozbawia ich szans, na osiągnięcie w czymkolwiek mistrzostwa, czy choćby profesjonalizmu – jeśli nie liczyć szybkości pisania smsów. Fuks w postaci modnego bloga modowego, czy popularnych filmów na Youtube może się oczywiście zdarzyć, ale z definicji jest dość wyjątkowy – nie każdy może być gwiazdą. Problem zaś polega chyba na tym, że to młode pokolenie przygotowywane jest niemal wyłącznie do roli gwiazdy.
Pokolenie opisywane przez Aleksandrę Krzyżaniak-Gumowską dorasta w kulturze celebrytów i gwiazdek, więc przyswoiło sobie styl bycia, czy nawet imperatyw bycia „zajebistym”. Gardząc nudnym i mozolnym życiem swoich rodziców, wzdychają do błyskotliwej kariery Dody czy Wojewódzkiego. Zupełnie mylnie przy tym uważają, że fundamentem sukcesu jest przekonanie o swojej doskonałości i bezkompromisowy egotyzm. Śmieszne to, bo przecież Kuba Wojewódzki ma około 50 lat, z których blisko 30 poświęcił na zdobywanie pozycji zawodowej. Dodzie zajęło to znacznie krócej, ale nawet ona swego czasu cierpliwie pobierała nauki i musiała wykazywać się przy tym zdyscyplinowaniem i pracowitością. Dramat polega na tym, że podejmujący pierwszą prace absolwenci często zachowują się tak, jakby już byli gwiazdami, a ich status zależeć miał głównie od pewności siebie. Zupełnie tak, jakby Kuba Wojewódzki, poza asertywnością nie dysponował inteligencją i kilkudziesięcioletnim doświadczeniem dziennikarskim, a Doda wcale nie umiała śpiewać.
Proszę porozmawiać z jakimś fachowcem od rekrutacji o wieloletnim doświadczeniu. To co się zmieniło na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, to coraz powszechniejsze bezczelne kłamanie kandydatów na temat swoich kwalifikacji i kompetencji. Traktują oni rozmowę kwalifikacyjną, jakby były to eliminacje do „,mam talent” - trzeba przede wszystkim być pewnym siebie, „mieć osobowość”, no i zrobić silne wrażenie. Przez zupełny przypadek uczestniczyłem swego czasu w procesie kwalifikacyjnym i zainteresował mnie przypadek pewnego młodziana podającego w CV, że biegle włada angielskim, a który potem nie był w stanie sklecić w tym języku nawet prostych zdań. Jakież było moje zdumienie, gdy ów kretyn zadzwonił potem by się dowiedzieć, czy dostał posadę. Kiedy przypomniałem mu, że rozmowa kwalifikacyjna ujawniła pewne nieścisłości w złożonym CV, mój rozmówca spokojnym głosem odparł: „to chyba normalne, że każdy stara się zrobić jak najlepsze wrażenie.” Nie gorszy mnie kłamstwo, ale szokuje głupota: ci młodzi ludzie bardzo często naprawdę uważają, że najważniejsza jest pewność siebie.
Oczywiście nie twierdzę, że młodzi ludzie nie są w stanie przejść sita rekrutacji. Jednak z chwilą podjęcia zatrudnienia powstają nowe trudności. Świeżo upieczeni absolwenci „wyższej szkoły czegoś i czegoś” są tak przekonani o swych wybitnych kwalifikacjach, że naprawdę trudno się z nimi pracuje. To bowiem, czego oni najczęściej zupełnie nie umieją, to: uczyć się! Pokora kojarzy się im najwyraźniej z brakiem kręgosłupa moralnego, a cierpliwość z kapitulacją, co niezmiernie komplikuje nabywanie nowych umiejętności. Przyznanie się do niewiedzy nie licuje z godnością osoby „zajebistej”, więc nawet gdy taki młodzian nie ma zielonego pojęcia o poruszanej kwestii, uzbraja się w asertywność i trzyma fason. Przypomina mi się historia młodej dziennikarki tv, która pojechała z ekipą zdjęciową realizować reportaż. Były to czasy, kiedy telewizje nie zdefiniowały jeszcze ostatecznie formatu obrazu, zatem poszczególne programy w tej samej stacji kręcone były w formacie 4:3, inne zaś w 16:9. Kiedy operator uruchamiając kamerę zapytał młodą dziennikarkę, w jakim formacie ma ustawić zapis, ta zrobiła zrobiła sprytną minę i odrzekła: w 8:5. Byłaby to zabawna historyjka, z gatunku tych, którymi my operatorzy dowodzimy, że dziennikarzami tv zostają dziś kompletni amatorzy. Smutne jest jednak to, że dzisiejsi amatorzy mają małe szanse by się czegoś nauczyć, skoro zamiast zapytać, wolą udawać, że już wszystko wiedzą. ...A nie wiedzą. Nie żądam uznania dla dorobku mego pokolenia, ale naprawdę wiele można nauczyć się od starszych. Ot, choćby od malarzy sprzed 500 lat, którzy naprawdę sporo wiedzieli o zasadach kompozycji, roli światła, umieli nawet na nieruchomym płótnie oddać dynamikę zdarzeń. Oczywiście, zwłaszcza w pracy twórczej świętym prawem młodych jest kopnąć w dupę starszych i zrobić po swojemu. Sęk w tym, że ci młodzi nawet nie umieją się dobrze złożyć i wcelować w naszą dupę. Proszę przeanalizować ranking najbardziej popularnych twórców nawet na Youtube, a przekonacie się, że wcale nie królują tam nastolatkowie. Dedykowany młodzieży Baśka Blog tworzą ludzie starsi o całe pokolenia, a niekwestionowanym idolem nastolatków jest blisko pięćdziesięcioletni Wojewódzki.
Autorka tekstu w Newsweeku nazywa używa terminu „pokolenie dlaczego”, bo modzi ludzie tak często negują zastaną rzeczywistość. Jednak z mojego doświadczenia (również pracodawcy) pytanie „dlaczego” pada wyłącznie niemal wtedy, kiedy trzeba coś zrobić. Pasja poznawcza i dociekliwość ogranicza się do hermetycznego świata sms-ów i wpisów na FB, a rzadko kiedy popycha młodzież do głębszego poznawania świata. Efekt jest taki, że nawet, zdawałoby się, dobrze wykształceni ludzie nie mają pojęcia o geografii, historii, biologii, itp. Przy okazji tegorocznych matur media obiegły doniesienia o kompromitującej ignorancji młodzieży wchodzącej w dorosłe życie. Ja rozumiem, że etos inteligencki mocno się zdewaluował, ale to smutne, że nawet absolwenci kierunków humanistycznych tak boleśnie mało wiedzą o literaturze, historii, sztuce.
Tak się rozsierdziłem czytając o tych „nieoszlifowanych diamentach” że sam zacząłem pisać podobnie powierzchowne nieprawdy. „Wiedzcie więc, że ja Was, bawiłem śpiewem swym, tylko dla zwykłej draki, w ogóle prawdy nie ma w tym” - wszystko co napisałem w poprzednich akapitach jest równie nieuprawnioną generalizacją, jak to co napisała w Newsweeku pani Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska.
Pomijając już kwestię wątpliwej moim zdaniem „zajebistości” młodego pokolenia, jeszcze bardziej nie zgadzam się z twierdzeniem, jakoby młodzi ludzie byli bardziej egoistyczni, niż ich rodzice. Myśmy alergicznie reagowali na wszelkie zbiórki makulatury, apele, czyny społeczne. To dzisiejsi nastolatkowie znacznie częściej niż my, angażują się w działania społeczne. Wystarczy spojrzeć na dane dotyczące woluntariatu. Nie twierdzę, że działają w nim wszyscy młodzi ludzie, ale przecież my, ich rodzice, nawet żeśmy o czymś takim nie słyszeli. Ucząc się w dość elitarnym warszawskim liceum, nigdy na oczy nie widziałem żadnego rówieśnika działającego społecznie (poza harcerstwem), i nawet nie znałem słowa woluntariusz.
Pokolenie moich rówieśników, wchodząc w życie zawodowe na początku lat 90. z entuzjazmem rzuciło się na możliwości, które dawał wolny rynek. Pamiętam czasy, w których szczytem ambicji była posada w zachodniej korporacji, a praca przy dystrybucji proszku do prania po 12 godzin na dobę tytułem do dumy. Byliśmy bardziej pokorni i skłonni do poświęceń, ale czy naprawdę wypływało to z altruizmu? A może raczej z odłożonych apetytów konsumpcyjnych: my wychowani na małych fiatach i radiomagnetofonach Kasprzak, sprzedawaliśmy się za zachodnie auto służbowe, wieżę Technics, wczasy w Tunezji. Czy fakt, że dzisiejsza młodzież rezygnację z prywatnego życia na rzecz korporacji uważa za głupotę należy rozumieć jako egoizm?
To generalizowanie zmęczyło z pewnością czytelnika – jeśli się taki znalazł. Nie chciałem nikogo przekonywać do prawd na temat dzisiejszej młodzieży, ale zaprotestować przeciwko ich formułowaniu na podstawie wyrywkowych danych statystycznych, i luźnych obserwacji klienteli knajp. Moja najstarsza córka kończy w tym roku 18 lat i też ma iPhona, ale w niczym nie odpowiada ani temu co o młodzieży napisano w Newsweeku, ani temu, co ja napisałem. Jeśli miałbym formułować jakąś prawdę uniwersalną na temat młodego pokolenia, to chyba tę, że chyba rzadko kiedy jest ono dobrze rozumiane przez swoich rodziców.