proboszcz parafii Narodzenia Pańskiego w Jasienicy
„ Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni.” / J 2,11-12/
Zazwyczaj po weselu goście zwykli spieszyć do domów, gdzie czekają już na nich odłożone z racji weselnych uroczystości obowiązki. Można oczywiście, korzystając z usłużności sąsiadów, pozostawić pod ich opieką dom, ogród, a nawet żywy inwentarz. Ale takiej sąsiedzkiej życzliwości i pomocy nie należy nadużywać. Wszak oni mają swoje domy, ogrody i inwentarz, więc po prostu po weselu pora wracać do domu. No, chyba że mamy do czynienia z grupą weselnych muzykantów albo ekipą przygotowująca weselne specjały i gotową podjąć kolejne zamówienie. Jezus, Jego Matka, bracia i uczniowie nie należeli do żadnej z tych kategorii weselników. Oni po prostu byli na wesele zaproszeni. Dlaczego więc po kilkudniowym świętowaniu w Kanie Galilejskie nie powracają do rodzinnego dla większości z nich Nazaretu, ale zdążają na kolejnych kilka dni do Kafarnaum? Jest jeszcze jedno wyjaśnienie tego zwlekania z powrotem do domu. Można po prostu nie chcieć tam wracać.
Ewangeliści wspominają, że Jezus, już jako nauczyciel, pojawił się na jedno publiczne wystąpienie w Nazarecie. Różnie opisują tamtą wizytę, ale żaden nie określa jej mianem apostolskiego sukcesu. Gdzie był Jezus do czasu chrztu w Jordanie? Jak długą była Jego nieobecność w rodzinnych stronach zanim pojawił się tam jako znany cudotwórca i nauczyciel otoczony wianuszkiem uczniów? Nie wiemy. Wiemy zaś od Jana, że po weselu w Kanie Jezus powrócił nie do Nazaretu, ale do swojej apostolskiej bazy w Kafarnaum i że podążyli tam razem z Nim Jego matka i bracia. Dlaczego?
Sława znanego i powszechnie poważanego krewnego może być czasem przydatna. Jeśli jednak krewny czy znajomy pozostawił po sobie złe wspomnienia, to takie konotacje mogą okazać się dla jego bliskich trudnym do dźwigania ciężarem. To dzieci premiera, to bratankowie człowieka, który ma krew na rękach, to syn księdza, to członek partii, która jest spadkobierczynią antysemickiej albo i stalinowskiej przeszłości. Spróbuj mieszkać w domu, który niektórym, albo i wielu, bardzo źle się kojarzy. Jeśli ktoś z twoich bliskich był skazany albo choćby oskarżony o malwersacje finansowe, to wielu podejrzliwie będzie patrzeć na nowe buty twoich dzieci, na twój samochód i okna, które wymieniłeś w waszym domu. Bardzo wielu wypomina po dziś dzień, czyim kto jest synem, czy córką, czym wsławił się brat albo swat, jakie nazwisko noszą wspólnie i przy jakiej mieszkają ulicy.
Mieszkańcy Nazaretu rozpoznali Jezusa, gdy ten stanął pośród nich w swoim rodzinnym mieście. Wspominali Jego matkę, ojca i braci. Ale tylko o siostrach mówili, że te mieszkają ciągle pośród nich. Czyżby więc Nazaret już dużo wcześniej przestał być domem rodzinnym nie tylko Jezusa, ale i Jego Matki, i braci? Co takiego się wydarzyło w tym mieście, że Matka Jezusa, nie chciała wracać do rodzinnego domu, lecz podążyła za synem do obcego Kafarnaum? Zazwyczaj starszych ludzi ciągnie do domu. W domach wielu moich parafian spotykam idąc po kolędzie starych, schorowanych rodziców. Najczęściej powtarzaną przez nich frazą jest ta o tęsknocie za rodzinnym domem, do którego syn lub córka zawiezie ich jak tylko śniegi zejdą a mróz ustąpi. Stary dom jest jak cząstka człowieka. Wszystko w nim przypomina życie całe, pośród jego ścian spędzone. Nazaretański dom... Tam zamieszkali powróciwszy z wyprawy do Egiptu. Tam wzrastał syn. Tam powracali z pielgrzymek do Jerozolimy. Tam snem śmierci zamknął oczy mąż. Ich dom, do którego jakoś nie ciągnie.
Zdarza się tak, że wychodząc z rodzinnego domu trzaśnie się drzwiami i rzeknie na odchodne, że moja noga więcej tu nie postanie. Bywa, że człowiek uchodzi z domu nocą, roniąc łzy serdeczne i z żalem oglądając się za siebie. Zdarza się i tak, że odchodząc z rodzinnych stron, rzuca ktoś, że jeszcze tu wróci, a wtedy... Jak Jezus i Jego Matka pożegnali rodzinny Nazaret? Sami odeszli, czy miejscowi pomogli im w podjęciu tej jedynie słusznej decyzji? A może była to konsekwencja drobnych, powtarzanych z ust do ust plotek. Może to efekt ironicznych, pogardliwych uśmiechów za plecami. Może to echo opowieści sprzed lat o tym, jak to Józef ciężarną Maryję zabrał do siebie. Może ktoś wydrapał na ścianie tamtego domu słowa albo rysunek. Może w długie wieczory opowiadali sobie mieszkańcy zabawne dla jednych, a bolesne dla innych historie.
Bywają takie domy rodzinne, do których nie tylko wracać się nie chce, ale które niejeden gotów zamienić na schronisko dla bezdomnych, ławkę na dworcu albo nisze pod mostem. Rozejrzyjmy się wokoło. Czy czasem nasza miejscowość, dzielnica, dom, nie są dla niektórych współczesnym Nazaretem, z którego chcieliby odejść jak najdalej.