Reklama.
Jeden z pierwszych wpisów pod informacją gazety.pl o dzisiejszym orzeczeniu TK brzmi (cytuję z niechętnej pamięci): „No i co żydki z Wyborczej, jesteście teraz zadowoleni?”. Ja takich aliantów nie chcę. Ja takich aliantów sobie nie życzę i się nimi brzydzę.
Ale nie zgadzam się z twierdzeniem, przypisanym w relacji prasowej pani prof. Marii Gintowt-Jankowicz, która streszczając w imieniu TK orzeczenie miała powiedzieć, że Konstytucja chroni wszelkie formy uzewnętrzniania wolności religii. Nie, nie wszelkie. W takim przypadku, jakiekolwiek ograniczenia wolności religii byłyby niekonstytucyjne. A nie są.
Konstytucja wyraźnie pozwala na ograniczenia wolności religii ze względu na „moralność publiczną” (art. 31) lub po prostu „moralność” (art. 53). Pytanie prawne, jakie musi zadać sobie TK brzmi: czy zakaz nadmiernych cierpień zadawanych zwierzętom, polegający na zarzynaniu ich bez wcześniejszego ogłuszenia, jest częścią polskiej „moralności publicznej”.
Na to pytanie oczywiście nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale unikanie tego pytania jest abdykacją z funkcji kontrolnych, jakie wykonuje w polskim porządku prawnym TK. Moim zdaniem – niewątpliwie nasza moralność publiczna obejmuje także nakaz empatii dla istot współczujących. Nie pozwolilibyśmy przecież na np. ofiary z ludzi, nawet gdyby jakaś grupa religijna nas przekonywała, że tego wymaga sumienie wyznawców. Więc dlaczego cierpienie zwierząt ma zniknąć z naszych radarów moralnych?
I nie dajmy nabrać się na szantaż antysemityzmem, bo do najgodniejszej ze spraw zawsze mogą dołączyć się także typki spod ciemnej gwiazdy.