Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Już wcześniej widziałem straszliwe ośrodki nędzy w różnych krajach: slumsy pod Cebu na Filipinach, w Soweto, Phnom Penh… Nic mnie jednak nie przygotowało na obrazy tak niesamowitej, rozdzierającej nędzy I upokorzenia, jakie widziałem w Port-au-Prince, stolicy Haiti. Rozmawiałem z właścicielem prywatnego radia, stale nękanego przez bojówki (który parę miesięcy potem został zastrzelony), z zamożnymi biznesmenami na wzgórzu nad stolicą (w Port au Prince im kto ma więcej pieniędzy, tym wyżej mieszka, bo mniej spływają do niego miejskie kanały), a przede wszystkim, z nędzarzami w slumsie nadmorskim, nazwanym okrutnie Cité de Soleil. Obrazy tego cuchnącego slumsu, w którym od jednej do drugiej lepianki chodziło się w bagnie, tkwią w mojej pamięci do dzisiaj, jako zapis najstraszliwszego cierpienia i udręki codziennego, głodnego i beznadziejnego życia.
A potem było tylko gorzej, o czym już dowiadywałem się z prasy, zwłaszcza gdy przyszło koszmarne trzęsienie ziemi w 2005 roku, które pochłonęło ponad 100 tysięcy (według niektórych obliczeń: 300 tysięcy) ludzi, a półtora miliona pozostało bez dachu nad głową. Nawet tego nędznego dachu, jaki mieli wcześniej.
Niedawno w TVP Info pojawił się Grzegorz Bierecki:
„Gość TVP Info wyjaśnił, że fundator mógł likwidując fundację przekazać pieniądze na inne cele, np. na potrzebną wówczas pomoc dla Haiti. – Wpłynąłem na amerykańskiego fundatora i te środki nie poszły na pomoc dla Haiti – powiedział tylko do Instytutu”.
A zatem: szef SKOK-ów z dumą informuje, jak wykorzystując swoje chody w centrali w Waszyngtonie (to ten „fundator”), przechwycił fundusze, jakie miały iść do kas w jednym z najbardziej tego potrzebujących krajów. Cudownie rozmnożone (dzięki haraczom, jakie każdy SKOK musiał płacić Fundacji), pieniądze te przeszły do prywatnego instytutu Biereckiego, braciszka i kumpla.
Jakim to szczytnym celom, konkurencyjnym wobec celów pomocy Haiti, służy Spółdzielczy Instytut Naukowy, z kasą kilkudziesięciu milionów (skoro wszystkie pieniądze z Fundacji przeszły do Instytutu, a nie np. do Luksemburga)? Warto zajrzeć na ich stronę internetową: www.sin.edu.pl, by zorientować się, co to za dziadostwo Dwa „kwartalniki naukowe”, jakieś „publikacje książkowe" (link został teraz przemyślnie zablokowany, ale widziałem to jeszcze parę dni temu i zapewniam: mało i głupio), no i „Społeczny komitet wsparcia Beatyfikacji Franciszka Stefczyka”. Poza tym „Rada Naukowa” – z której wynika przynajmniej, że paru przemyślnych – w tym A. Zybertowicz – załapało się na fuchę u Biereckiego.
Skrót jest taki: pieniądze od amerykańskiego fundatora (u którego Bierecki gra pierwsze skrzypce, potem zresztą został tam prezesem), zamiast na Haiti poszły dość krotką droga do kieszeni Biereckiego, czym się dzisiaj patriotycznie chełpi. I którymi to pieniędzmi obdarowuje, wedle uznania, cały ten układ medialno-polityczny, jaki od lat go broni.
Dlatego, powtarzam: ceterum censeo. SKOK-om nie należy odpuszczać, aż do końca, gdyż to obraz największej choroby, jaka trawi dziś polskie życie publiczno-finansowo-medialne. Próba odcięcia niektórych SKOK-ów (np w Wołominie) od Biereckiego I PiS, podejmowana przez utrzymanków Biereckiego, jest sprzeczna z podstawową logiką funkcjonowania SKOK-ów, która uczyniła Biereckiego multimilionerem i właścicielem polityków i dziennikarzy: decentralizacja odpowiedzialności przy centralizacji zysków. Wszystkie SKOK-i (w tym także wołomiński) musiały płacić haracz Biereckiemu, ale gdy przychodzi do ich odpowiedzialności wobec klientów – każdy był osobno. To zupełnie genialna metoda pozyskiwania łatwych i dużych pieniędzy przy abdykacji z odpowiedzialności.
Gdy już się skończy misiowi z Gdańska immunitet, pewno usłyszymy od niego zapewnienia o patriotyzmie i pomocy wzajemnej, nadawane z jakiegoś bez-ekstradycyjnego państwa w Ameryce Łacińskiej. Obstawiam, że nie będzie to Haiti.