Takie pytanie muszą zadawać sobie umęczeni, umordowani uchodźcy, złośliwą i nieuzasadnioną decyzją władz węgierskich zatrzymani w pociągu pod Budapesztem. I pytanie to nie jest bez sensu.
Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Jedynym powodem, dla którego węgierskim herosom udało się pozwierzęcać nad nieszczęśnikami, jest to że ich śmieszny kraik przypadkiem znajduje się na drodze między południem Europy, dokąd uchodźcom udało się dotrzeć ze swojego piekła, a Niemcami, które pokazują dziś Europie, co to znaczy honor i wielkie serce. Między obozami, w których Węgrzy traktują uchodźców jak bydło a wstrzymaniem pociągu, zmierzającego do lepszych od Węgrów ludzi, madziarzy pokazali reszcie Europy i świata złą, nienawistną, pozbawioną cienia empatii postawę.
Przybrała ona w szczególności nalany kształt kieszonkowego Duce, który co prawda płaszczy się przed silnym Putinem, ale ma w sam raz dość odwagi by pastwić się nad najbiedniejszymi z biednych – uchodźcami. Zdążył już zmienić konstytucję by utrwalić swoją władzę, podrasował system wyborczy, zmanipulować media i sądy, a dziś naucza resztę Europy, jak nie pomagać imigrantom.
Małe, złośliwe państewko – przesiąknięte kompleksami i poczuciem żalu do całego świata (Trianon); tonące w toksycznej atmosferze połączenia smuty z agresywnością wobec słabych. Tłusta, niezdrowa kuchnia, marne wina, przereklamowana stolica z wdziękiem zapyziałych lat 1970-tych, marna muzyka – czy ktoś wytrzymał od początku do końca jeden utwór Zoltana Kodaly? No dobrze, Bartok, ale też kiczowaty. Jako peryferium europejskiego imperium, biedniejszy kuzyn Wiednia I Pragi, Jako państwo Unii Europejskiej – powód do wstydu I zażenowania.
Na tytułowe pytanie odpowiadam jednak: Wegry potrzebne są mnie. Z małą korektą – nie tyle Węgry ile Wegrzy I to zdecydowanie nie wszyscy. Mogę ich wyliczyć na palcach jednej ręki, i to nawet gdyby Jobbik amputował mi kciuk i wskazujący: Andras, Gabor, Renata. Drodzy przyjaciele: ludzie światli, odważni i madrzy. Dziś głęboko zawstydzeni swoim państwem. Mają rację.
Orban buduje dziś mur od spodu, ale ponieważ kraik jest mały, miałbym propozycję, by pociągnął wzdłuż całej granicy. Tak odgrodzone od Europy Wegry niech zamienią się w jakiś skansen autorytaryzmu I złośliwości, gdzie będzie można zadumać się nad małością ludzkiego ducha, a potem skosztować gulaszu, zakąsić salami, I popić Tokajem. Ale w małych ilościach, bo szkodliwe dla zdrowia.
I niech przyjmą koniecznie swych polskich miłośników.