W Polsce obowiązują te same standardy co w reszcie Unii Europejskiej – gdzie dyrektywy unijne zakazują kłamliwej reklamy traktując ją jako metodę nieuczciwej konkurencji - tyle że u nas standardy te są marnie i rzadko egzekwowane.
Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Pamiętają Państwo te reklamy: “Gwarantowany wyższy zysk”? Pamiętają Państwo łudzenie „gwarantowanym” zyskiem w okolicach 15 procent? I co? I nic. A gdyby tak ktoś reklamował alkohol, po którym nie można się upić bez względu na ilość wypitej wódeczki? Albo pełno-nikotynowe papierosy, które nie szkodzą płucom?
Afera Amber Gold w wyniku pracowitej działalności prawicowej prasy i blogosfery, może niedługo przekształcić się w aferę Plichty i Tuska (Michała), a potem – po prostu w aferę Tuska (Donalda). Nie ma bowiem granic dla zakłamania i zacietrzewienia, spowodowanego antypatiami politycznymi. Ale postarajmy się utrzymać właściwe proporcje i co ważniejsze - wyciągnąć z całej tej sprawy jakieś praktyczne wnioski. Bo w wielu punktach polskie państwo i prawo okazały swoją niemoc – czego rezultatem tysiące zrozpaczonych wierzycieli.
Jednym z takich punktów jest ochrona konsumenta i związana z tym odpowiedzialność za nieuczciwą reklamę. W Polsce obowiązują te same standardy co w reszcie Unii Europejskiej – gdzie dyrektywy unijne zakazują kłamliwej reklamy traktując ją jako metodę nieuczciwej konkurencji - tyle że u nas standardy te są marnie i rzadko egzekwowane. Tymczasem powiedzmy sobie jasno: reklama nie jest realizacją wolności słowa, jak wypowiedzi na tematy polityczne, religijne, historyczne i jakiekolwiek inne. Reklama jest okrzykiem: „Kup!” Reklama jest częścią dzialalności handlowej – i powinna podlegać takim samym regułom, jak np. prawo znaków towarowych. Nikt nie ma prawa sprzedawania spodni uszytych przez Waldka Kowalskiego z Pragi jako wytworu Trussardi. Tak samo nikt nie ma prawa kłamać w reklamach. A „gwarantowany wysoki zysk” Amber Gold to było ordynarne kłamstwo.
Powie ktoś – jak ktoś był taki głupi, niech teraz płaci. Wiadomo, że im wyższy zysk - tym wyższe ryzyko: nie ma pewnego gwarantowanego wysokiego zysku, tak jak nie można przerobić oszczypków na złoto. Ale takie gadanie jest okrutne, bo ludzie podatni są na manipulację, pokusy, irracjonalne działania – i państwo powinno ich przed oszustami chronić, tak jak ich powinno chronić przed oszustami przywłaszczającymi sobie cudze znaki towarowe.
Problemem jest egzekwowanie tych zasad. Mamy ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, mamy prawo ochrony konsumentów, mamy własciwy Komitet… A mimo to, „Gwarantowany wyższy zysk” mamił legalnie i nachalnie ludzi przez długie miesiące.
Powiem coś, czego moi koledzy-dziennikarze bardzo nie będą lubić: a czy gazety, radia i telewizje, które zamieszczają kłamliwe reklamy, nie powinny ponosić częściowej odpowiedzialności? Wszak zachowuja się trochę jak paser: sprzedają wadliwy (prawnie) produkt i czerpią z tego zyski? Nie mówię o jakichś sankcjach automatycznie narzucanych i drastycznych – ale przynajmniej powinien obowiązywać wymóg dołożenia wszelkiej ostrożności, że reklama nie jest klamliwa, nieuczciwa, myląca? W końcu – media z tych reklam żyją, a dla wielu słuchaczy, wiarygodność reklamy jest do pewnego stopnia pochodną wiarygodności medium, w którym ona się pojawia. (Natrętne reklamy Amber Gold słyszałem w moim ulubionym radio warszawskim wielokrotnie). Więc – może więcej lojalności wobec własnego słuchacza, widza, czytelnika?