Czy rzeczywiście polskie państwo – państwo-członkowskie UE, państwo świeckie, demokratyczne i (w aspiracjach przynajmniej) liberalne, powinno aż tak bardzo angażować się w wizytę patriarchy, nienawidzącego modernizmu, laickości i nowoczesności?
Tytuł jest oczywiście łatwizną, ale nasuwa się sam. Wizyta Cyryla I – przypominającego Bernarda Ładysza w roli Borysa Godunowa, w tych wszystkich ciężkich operowych kostiumach – ma rozmaite wymiary. Po pierwsze – teologiczny, i ani słowa o nim tutaj, bo brak kompetencji. Po drugie – geopolityczny – pojednanie Polaków i Rosjan, te klimaty, tu nie mam specjalnie zdania, być może nie jest to złe, jeśli polski Kościół zaangażuje sie w zwalczanie plebejskiej rusofobii. Ale jest i trzeci wymiar – nazwijmy to, cywilizacyjny, Chodzi o wspólne, polsko-katolickie plus rosyjsko-prawosławne przesłanie o walce z laickością, sekularyzmem, prawami człowieka, indywidualizmem...
I tu mam problem. Czy rzeczywiście polskie państwo – państwo-członkowskie UE, państwo świeckie, demokratyczne i (w aspiracjach przynajmniej) liberalne, powinno aż tak bardzo angażować się w wizytę patriarchy, nienawidzącego modernizmu, laickości i nowoczesności?
Zgadzam się z redaktorem Piotrem Skwiecińskim z Rzeczpospolitej, że czerwony dywan, jaki polskie państwo rozpostarło przed Cyrylem I jest niepotrzebnym gestem. Zgadzam sie – choć moje powody są inne niż red. Skwiecińskiego. Rozumiem jego obawy – brak symetrii, wzajemności, poczucia równej godności. Moje obawy są inne: oto przyjeżdża duchowy przywódca siły autorytarnej i anty-liberalnej, by wspólnie z polską hierarchią uzgodnić deklarację braku praw człowieka i obywatela.
Polskie państwo powinno dać Cyrylowi I wizę, być może salonik VIP na lotnisku i wszelkie udogodnienia. Ale poza tym - powinno trzymać się daleko od tej wizyty. Bo Cyryl I to nie jest partner dla Prezydenta, Marszałka Senatu i innych dygnitarzy Rzeczypospolitej, reprezentantów obywateli polskich.