Gdy wczoraj pisałem z obawą o anty-liberalnym froncie, zarysowującym się w związku z wizytą Cyryla I w Polsce, nie przypuszczałem, że tak szybko znajdę ilustrację moich słów.
Filozof prawa i konstytucjonalista, publicysta, bloger
Nie ma dziś wielu miejsc na świecie, gdzie autorytarna elita rosyjska może liczyć na wsparcie i ciepłe słowo po barbarzyńskim wyroku na członkinie Pussy Riot. Słowa oburzenia, wyjątkowo mało dyplomatyczne (i bardzo dobrze!) na karę dwuletniego łagru za krótki protest w cerkwi, płyną z całego świata. Ale jest wyjątek, a jest nim nasz piękny kraj.
Polska prawicowa prasa i blogosfera trzęsie się z oburzenia na… skazane dziewczyny i wspiera dobrym słowem zjednoczony front państwa i kościoła w Rosji. Jasne, tańcowanie w cerkwi nie jest godne pochwały. Ale wybór miejsca przez protestujące kobiety nie był przecież przypadkowy. Nie tylko dlatego, że w Rosji mało jest sfer publicznych, gdzie można skutecznie zaprotestować przeciwko władzy. Ale przede wszystkim dlatego, że Cerkiew stoi murem za Putinem, wspierając go w wyborach, a zatem tworzy jednolity, duszny system autorytarnej opresji.
Mało on przeszkadza polskim prawicowym publicystom – mniej w każdym razie, niż protestujące kobiety. Red. Karnowski ironizuje elegancko „o mękach trzech paniuś” (przypominam: po wielu miesiącach w rosyjskim wiezieniu mają one perspektywę dwóch lat katorgi w łagrze), a red. Terlikowski nawołuje do kary na tyle surowej, „żeby innym bluźniercom odechciało się atakować chrześcijan”... Ale nie każdy rży z radości na dwa lata łagru. „Rujnująca kara finansowa byłaby bardziej odpowiednia” – podsuwa usłużnie pomysł rosyjskim władzom publicysta liberalno-konserwatywnej Rzeczpospolitej, Piotr Skwieciński. Dokładnie tak napisał: „rujnująca”. No pełny konserwatywny liberał. Nie łagier, nie spalenie na stosie, nie ukamienowanie, nawet nie chłosta – ale zrujnować finansowo. Niech będą zmuszone sprzedać mieszkania, jeśli mają, niech nie wysyłają dzieci na kursy językowe lub na wakacje (dwie spośród trzech skazanych kobiet to matki) – odechce im się zakłócać powagę miejsca religijnego. Red. Skwieciński powinien zostać doradcą prawnym Kremla – bardzo by tam pasował.
Przy okazji, Skwiecińskiemu moskiewskie wydarzenia rymują się ze wszystkimi lękami i obsesjami polskiego konserwatysty: ze zdejmowaniem krzyży we włoskich szkołach, z lekcjami wychowania seksualnego w Niemczech, z adopcjami homoseksualnymi… Jakby był jakikolwiek wspólny mianownik między normalnymi sporami w państwach demokratycznych o granice wpływu religii na państwo a rosyjskim wymiarem sprawiedliwości, który siedzi w kieszeni władzy wykonawczej.
Gdy wczoraj pisałem tu z obawą o anty-liberalnym froncie, zarysowującym się w związku z wizytą Cyryla I w Polsce, nie przypuszczałem, że tak szybko znajdę ilustrację moich słów.