Sobotni marsz był w swej najważniejszej warstwie oskarżeniem demokracji o to, że nie wybiera tych, którym władza najbardziej się należy.
Rację ma Jacek Żakowski, że lepiej jest protestować niż nie protestować, tak samo jak lepiej jest wyrażać swe poglądy niż siedzieć cicho. Ale należy odróżnić uznanie prawa do wyrażania poglądów od krytyki ich treści. W tym sensie, sobotni marsz w Warszawie można uznać za podziwu godny przejaw aktywności obywatelskiej, a jednocześnie krytykować wyrażane w nim treści.
Jacek Żakowski oczywiście z tym sie zgodzi – i gdybym na tym skończył, wyraziłbym tylko mało porywający, poczciwy banał. Jednak jest coś więcej. Wyrażane treści mogą mieć charakter demokratyczny – albo być z demokracją sprzeczne. Z punktu widzenia relacji między prawem do zgromadzeń a demokracją stwarza to problem nieco trudniejszy niż taki, który da się ująć wolterowskim: “Nie zgadzam sie z Twoimi poglądami ale bronię Twojego prawa do wyrażania ich, także w marszach ulicznych”.
Pod powierzchnią rozmaitych konkretnych żądań, obiekcji i pretensji, jakie obywatele mają święte prawo wyrażać publicznie, tkwiła – jako główne przesłanie tego marszu – wielka pretensja Jarosława Kaczyńskiego, że polska demokracja jest ułomna, bo nie wybiera właściwej partii. Marsz był więc, w swej najważniejszej warstwie i niezależnie od poglądów ‘zwykłych” uczestników, oskarżeniem demokracji. O to, że nie wybiera tych, którym władza najbardziej się należy, choć nie mogą doskrobać się poparcia większości. Retoryka “budzenia”, pomysł ‘pozaparlamentarnego premiera”, narracja rozwijana przez PiS-owskich ideologów o tym, że ten marsz ma zmieść władzę PO (bo alternatywą będzie partyzantka miejska) – to wszystko wpisuje się w przekaz, że demokracja w Polsce nie zdała egzaminu i trzeba ją zastąpić jakąś inną “demokracją”, której wyróżnikiem będzie to, że daje władzę Prezesowi i PiS-owi bez względu na preferencje większości.
Dlatego z większym sceptycyzmem niż Jacek Żakowski patrzę na relację między sobotnim marszem a ideałami demokratycznymi. Nie, żebym uważał, że przekroczona została granica, poza którą demokracja powinna bronić się metodami prawnymi, bo zostanie wykorzystana przez swoich wrogów do zabicia jej. Ale należy być czujnym – i akceptując prawo do demonstracji, realizować prawo do publicznej krytyki treści na niej wyrażanych.