Tegoroczne, już 11. berlińskie święto designu DMY (5-9 czerwca) upłynęło pod polska banderą: nasz kraj był gościem specjalnym wydarzenia, o rodzimych wystawach mówiono, że są najlepsze ze wszystkich, pokazaliśmy doskonałe nowości i zgarnęliśmy kilka nagród i wyróżnień. O Polakach wreszcie przestano mówić w Berlinie, jako biedniejszym sąsiedzie ze wschodu.
A wszystko to dzięki wystawie "Polish Design Focus" Instytutu Polskiego w Berlinie, która - rozrzucona po dwóch festiwalowych hangarach dawnego lotniska Tempelhof - doskonale promowała polskie wzornictwo i Polskę jako kraj innowacyjny, z dynamicznie rozwijającą się branżą kreatywną. - Gdyby nie Polacy, nie byłoby tu czego oglądać! - rzucił jeden z odwiedzających DMY. A inny, Polak od lat mieszkający w Berlinie, z wypiekami na twarzy mówił: - Widząc to wszystko, jestem dumny, że jestem Polakiem. Pokazaliśmy się bez kompleksów. Rzuciliśmy Niemców na kolana - dodał. Co ciekawe, w podobnym tonie brzmiały artykuły w niemieckich gazetach po zakończeniu festiwalu. Jeden z dzienników skomentował nawet, że definitywnie zakończyła się era drwienia z Polaków znanych stereotypowo z kradzieży niemieckich samochodów.