Wzmianki o prześladowaniu lesbijek w nowożytności pojawiają się w źródłach literackich, ale twardych dokumentów sądowych nie odnaleziono nigdzie w Europie. Aż do teraz.
Federico Garza Carvajal: Od 300 do 500 razów. Potem skazanego wieszano, żeby „zmarł śmiercią naturalną”, a na koniec jego ciało palono na stosie, bo ogień miał oczyszczać grzechy. W dodatku ofiary musiały płacić za własną kaźń, z reguły po prostu rekwirowano im dobytek na poczet wyroku.
To kara za homoseksualizm?
– Za sodomię. W nowożytnej Hiszpanii zrównano ją ze zdradą i herezją, najpoważniejszymi zbrodniami w kodeksie karnym. Za przestępstwo mniejszej wagi uważano nawet morderstwo.
Sodomia rozumiana jako analna penetracja?
– Nie tylko. Dla ówczesnych teologów seks analny był odrażający, ale prawdziwym występkiem nie była sama kopulacja, tylko strata nasienia. Uważali, że ejakulacja, która nie służy rozmnażaniu, to jawna obraza Boga. Dlatego jako sodomitów sądzono też przyłapanych na masturbacji, choć wymierzano im niższe kary, z reguły chłostę i więzienie. W 1587 roku nastoletni chłopiec z Sewilli został za onanizm zesłany na kilka lat na galery.
A lesbijki?
– Seks pomiędzy kobietami był oczywiście przestępstwem, ale uważano go za „sodomię ułomną”, bo przecież nie marnują żadnej spermy. Taka dodatkowa dyskryminacja paradoksalnie ratowała lesbijkom skórę, bo sądy oddawały ich sprawy w ręce miejscowych proboszczów albo w ogóle je ignorowały.
„Trzcinki” sądzono jednak aż trzykrotnie.
– I tylko dzięki temu zachowała się jakakolwiek historia tych kobiet. W XIX wieku archiwiści urządzili czystkę w Kancelarii Królewskiej w Valladolid, chcieli wymazać wstydliwe wspomnienia przeszłości, więc z dymem poszedł ogrom dokumentów z procesów karnych. Ale dwa wieki wcześniej „Trzcinki” złożyły apelację od swojego ostatniego wyroku: żeby król mógł dokonać rewizji, niezbędne były kopie akt z wszystkich postępowań przeciw obu kobietom i to właśnie te duplikaty przetrwały po cichu w innym archiwum w Simancas, niecałe 15 kilometrów od Valladolid. Prawdziwy ukryty skarb. Wzmianki o prześladowaniu lesbijek w nowożytności pojawiają się w źródłach literackich, ale twardych dokumentów sądowych nie odnaleziono nigdzie w Europie. Aż do teraz.
Co wiemy o ich bohaterkach?
– Inés de Santa Cruz należała do wpływowego rodu w Valladolid, jej kuzyni i wujkowie służyli na dworze królewskim, który w tym czasie przeniesiono tam z Madrytu. Przez jakiś czas była zakonnicą w Toledo, ale opuściła go i wróciła w rodzime strony. Mimo to lubiła o sobie mówić „błogosławiona”, wciąż nosiła habit i pracowała nawet w zakonie augustianek w centrum miasta. Charytatywnie, bo była zamożna, miała ziemię i kilka domów. W jednym z nich, tuż koło katedry, prowadziła przytułek dla kobiet na zakręcie, prostytutek, żebraczek.
Tam poznała swoją kochankę.
– W 1601 roku władze skierowały do przytułku Catalinę de Ledesma. Niepiśmienna dziewczyna urodzona w ubogiej rodzinie pod Salamanką została porzucona przez męża, więc próbowała szukać szczęścia w Valladolid. Raczej bez sukcesów, bo do schroniska trafiła najprawdopodobniej jako bezdomna. Z późniejszych zeznań świadków wiemy, że była bardzo atrakcyjną 19-latką, toteż od razu zwróciła uwagę dobiegającej czterdziestki Inés. W domu brakowało wolnych prycz, więc zakonnica zaproponowała nowej, żeby dzieliła jej łoże.
Gładkie zagranie.
– I skuteczne: przed sądem zeznawały, że kochankami zostały niemal natychmiast. A pierwszy proces wytoczono im jeszcze w tym samym roku. Ktoś doniósł – choć z dokumentów nie wynika jednoznacznie kto, bo w archiwum brakuje kopii akt z tego postępowania, znajdujemy jedynie odniesienia do niego w późniejszych sprawach sądowych. Wiemy na pewno, że obie zostały uznane winnymi lesbianizmu i skazane na chłostę (Catalina, jako młodsza, dostała mniej uderzeń) oraz wygnane z Valladolid.
Nie kazano im się rozdzielić?
– Nie, więc po prostu wspólnie przeprowadziły się do Salamanki. Na krótko zamieszkały u ojca Cataliny, a potem wynajęły własne lokum na mieście i dla sąsiadów błyskawicznie stały się „Trzcinkami”.
Dlaczego?
– Bo wszyscy wiedzieli nie tylko, że są lesbijkami, lecz także jakich używają akcesoriów erotycznych. Chodziły nad rzekę zbierać trzcinę, którą mocowały wstążkami i obwijały kozimi albo owczymi skórami. Sztuczne członki do masturbacji to zresztą nic nowego, są znane od tysięcy lat. Przezwisko przylgnęło, chociaż Hiszpanki zeznały w procesie, że praktycznie przestały używać tych akcesoriów, bo trzcinowo-skórzana konstrukcja była zbyt bolesna w użyciu.
Tym razem też donos?
– Albo coraz głośniejsze plotki, bo magistraci wszczęli śledztwo z własnej inicjatywy. W 1603 roku zrobili rewizję u podejrzanych i bez trudu znaleźli różne sztuczne penisy, które wystarczyły do powtórnego posadzeni ich na ławie oskarżonych.
Protokół jest groteskowy.
– Służąca zeznaje, jak podsłuchiwała pod drzwiami i słyszała, że oskarżone dyszały, jakby były zmęczone, czasami pojękując „Aj! Aj! Aj!”. I protokolant to skrupulatnie zapisuje. W innym miejscu znajdujemy opis, jak Inés rozwiera Catalinie waginę, dopóki ta nie wytryśnie. Skrybami byli przecież wyłącznie mężczyźni, więc inna forma orgazmu pewnie nie mieściła im się w głowach. W ogóle bardzo skupiają się tu na sączących się cieczach, to wyjątkowo obrazowe deskrypcje. Ten protokół to w dużej mierze ich wyobrażenia na temat kobiecego współżycia.
W rzeczywistości nie było jednak tak zabawnie, jak na papierze?
– Obie kobiety torturowano, a w końcu jako recydywistki skazano na śmierć: uduszenie garotą i spalenie na stosie. Ale Inés wybłagała ratunek u swojej wciąż wpływowej rodziny i w ostatniej chwili wyrok zmieniono. Znowu je wychłostano i tym razem kazano się rozdzielić. Dla pewności Inés skazano na banicję w całym królestwie Hiszpanii, a Catalinie polecono odnaleźć męża. Ten najwyraźniej zapadł się jednak pod ziemię, bo lata poszukiwań okazały się bezowocne. W 1606 roku młodsza „Trzcinka” wróciła więc do Valladolid, gdzie... znowu zamieszkała z Inés. Była mniszka oszukała wymiar sprawiedliwości, nigdy nie wyjechała z kraju, a dzięki wujkowi, księdzu z dobrymi kontaktami, znów pracowała u augustianek, choć pod pseudonimem.
Zmieniła nie tylko personalia, ale i charakter.
– Catalina zaczyna być zmęczona dotychczasowym związkiem, szuka innej pary, tym razem wśród mężczyzn. Inés źle to znosi, staje się zaborcza i agresywna, wywołuje kłótnie, coraz częściej bije swoją kochankę, brutalnie, do krwi. Powtarza, że nie da jej odejść. Klasyczne fatalne zauroczenie. Młodsza „Trzcinka” nie ma zresztą jak się uwolnić, jest utrzymanką starszej, nie ma żadnych pieniędzy. Próbuje co prawda pracować jako służąca, ale nigdzie nie zagrzewa miejsca, bo Inés nachodzi jej pracodawców, opowiada im, że jest dziwką i uprawia seks w spiżarni. A ciągłe sińce i zadrapania nie dodają wiarygodności Cataliny. Któregoś razu zostaje tak ciężko pobita, że daje się namówić koleżance na złożenie doniesienia. Ale magistrat przyjmujący skargę ją bagatelizuje i każe się dziewczynie uspokoić. Żadne śledztwo nie zostaje wszczęte.
Wpływy mniszki znowu dają o sobie znać?
– Przypuszczalnie. Ale nadchodzącego skandalu nie zdołają już przykryć. Catalina siedzi w kościele, rozmawia z jakimś mężczyzną. Nagle spod ziemi wyrasta Inés i z nożem w ręku krzyczy na całą świątynię: „Ty jebana dziwko, zabiję was oboje!”. Przy świadkach! Ganiają się po ulicach, wśród najgorszych wyzwisk. W końcu młodszej udaje się gdzieś ukryć na całą noc, a następnego dnia z samego rana sąd postanawia wreszcie wszcząć śledztwo. Pierwsza zostaje aresztowana Catalina.
To chyba żarty?
– Ten sam wujek, który pomógł jej po ostatnim wyroku, tym razem ostrzega mniszkę jeszcze przed aresztowaniem: „Uciekaj, idą po ciebie”. Inés zostaje pojmana dopiero po jakimś czasie w Madrycie i siłą doprowadzona do Valladolid. W listopadzie 1606 roku zapada już ostatni wyrok w sprawie „Trzcinek”. Znowu zostają wychłostane, a starsza nie ma się już jak wymigać od banicji, upokorzony wcześniej wymiar sprawiedliwości dopilnowuje, żeby naprawdę udała się na wygnanie. Choć stara się trzymać tak blisko domu, jak może, osiedla się w portugalskim miasteczku Miranda do Douro, na samej hiszpańskiej granicy. Z innych dokumentów dotyczących sporu o pewną nieruchomość wiemy, że… Catalina mieszka dosłownie po drugiej stronie rzeki.
Wciąż są razem? Mimo wszystkiego, co się stało?
– Prawdopodobnie, bo na to wskazuje epilog historii. W 1625 roku stojąca na progu śmierci Inés pisze list do monarchy, w którym prosi o rewizję wyroków jej i kochanki. A Filip IV się godzi i dostają królewskie ułaskawienie!
Trzeba przyznać, że mniszka miała jaja nawet na starość.
– To niezwykła historia. Nie tylko dlatego, że obie kobiety przeżyły, chociaż miały już orzeczoną karę śmierci. Przeszły aż trzy procesy i na końcu dostały jeszcze oficjalny pardon. Gejom szczęście z reguły wyczerpywało się od razu na pierwszym procesie, apelacja od wyroku była nie do pomyślenia. Bez wątpienia wpływy Inés na dworze okazały się kluczowe dla przetrwania „Trzcinek”, ale trudno nie mieć wrażenia, że potraktowano je łagodniej, bo były lesbijkami.
Dziś kobiecy homoseksualizm też traktowany jest po macoszemu.
– Są bardzo wartościowe prace, na przykład autorstwa Marie-Jo Bonnet, Judith Brown albo Valerie Traub, ale dla większości historyków lesbianizm to temat wciąż marginalny. Albo wręcz wstydliwy. Kiedy odnalazłem akta „Trzcinek”, chciałem zrobić habilitację na ten temat właśnie tu, gdzie wszystko się działo, w Valladolid. Ale szefowa wydziału historycznego na miejscowym uniwersytecie, kobieta!, odmówiła mi, twierdząc, że takie treści to pornografia.
Zamiast habilitacji mamy więc książkę. Akurat dla pana jej pisanie musiało być doświadczeniem bardzo osobistym?
– Pochodzę z rodziny sefardyjskich Żydów. Moi przodkowie najpierw musieli przejść na chrześcijaństwo, a później szukać szczęścia w Nowym Świecie. Ale dawna ojczyzna i jej kultura były zawsze silnie obecne w naszym domu. Między sobą rozmawialiśmy po hiszpańsku. Chociaż urodziłem się w Teksasie, angielskiego nauczyłem się dopiero, gdy poszedłem do szkoły podstawowej. Wszystkie dokumenty w sprawie „Trzcinek” kończą się charakterystycznym rysunkiem: to zakamuflowana Gwiazda Dawida, bo skrybowie byli żydowskimi konwertytami. Przywracając ich pracę współczesności, czułem, że tak jak Inés w końcu wróciła do ojczyzny, tak moja rodzina symbolicznie znowu była w domu.
Dr Federico Garza Carvajal – amerykańskich historyk hiszpańskiego pochodzenia, specjalizuje się w badaniach tożsamości seksualnej na terenie dawnego Imperium Hiszpańskiego. W 2003 r. wydał „Butterflies Will Burn. Prosecuting Sodomites in Early Modern Spain and Mexico” („Motyle spłoną. Ściganie sodomitów w nowożytnej Hiszpanii i Meksyku”). W zeszłym roku ukazała się jego najnowsza książka „Las cañitas. Un proceso por lesbianismo a principios del siglo XVII” („Trzcinki. Proces przeciwko lesbianizmowi na początku XVII wieku”)
Maciej Okraszewski – publikował między innymi w „Newsweek Polska”, „Wprost”, „National Geographic” i „Le Monde diplomatique”. Współpracuje z tygodnikiem „Polityka”