Taka już chyba ludzka natura, że lubimy poznawać prywatne szczegóły życia sław. Może to sposób na oswojenie niedostępnych i trochę pomnikowych postaci, może próba poprawienia sobie nastroju poprzez szukanie zwyczajnych cech czy (częściej) wad u kogoś, kto dokonał czegoś niezwykłego, zrobił karierę lub przynajmniej ciągle o nim mówią. My zostawiamy specjalistom zaglądanie sławnym ludziom pod kołdrę, ale przyznajemy się, że czasami chętnie zerkamy w ich talerze.
Beata Martynowska & Marek Łaskawiec. Założyciele firmy „Spiżarnia” specjalizującej się w tradycyjnej polskiej żywności. Wspólnie prowadzą blog kulinarny www.zniejednegogarnka.pl. Prywatnie małżeństwo...szczęśliwe.
Ulubione dania znanych postaci to bowiem wyjątkowo wdzięczny, a bywa że i smaczny, temat. Wiele filmów i książek powstało o Casanovie i jego erotycznych wyczynach, ale mało kto wie, że podobno konsumował on kilkadziesiąt ostryg dziennie, aby dodać sobie animuszu do kolejnych miłosnych podbojów. Paul Cezanne, choć nie można odmówić mu estetycznego wyrafinowania, w kuchni lubił smaki proste i zajadał się ziemniakami smażonymi na oliwie. Jeden z ojców założycieli Ameryki, Benjamin Franklin, był na tyle wielkim smakoszem, że popełnił nawet dziełko o wdzięcznej nazwie: „O sztuce wspólnego spożywania posiłków zgodnego z zasadami zdrowego i długiego życia oraz o zasadach znajdywania odpowiedniej miary w piciu i miąs jedzeniu wraz z kilkoma przepisami”. Tamże, znany ze studolarowych banknotów i zażywnej postury autor, dzieli się swymi ulubionymi przepisami m.in. na indyka w sosie ostrygowym oraz wino z rodzynek. Aleksander Dumas, nie tylko wielki francuski pisarz, ale także znany obżartuch, który także popełnił pokaźnych rozmiarów książkę kucharską, rozkoszował się smakiem sałatki z trufli i zupy migdałowej. To właśnie Balzac powtarzał za autorem „Fizjologii smaku", Jean Anthelme Brillat-Savarinem, że odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy, która to myśl przyświeca nam zawsze (jak gwiazda) kiedy kierujemy swe kroki w kierunku kuchni.
Niektórzy współcześni nam celebryci, również nie stronią od uciech stołu. Tom Cruise, znany aktor filmów gatunku łubu-dubu, ponoć objada się włoskimi gnocchi, choć trzeba mu oddać, że raczej tego po nim nie widać. Scarlett Johansson, muza intelektualisty Woody Allena i młode dziewczę o subtelnej urodzie, które raczej podejrzewalibyśmy o weganizm, lubi zgrzeszyć w Burger Kingu. Angelina Jollie przyznała się w jednym z wywiadów, że jej rozkoszna trzódka, którą wychowuje wraz z Bradem Pittem, zajada się pieczonymi świerszczami. Członkowie grupy Rolling Stones w trasie koncertowej z lubością raczyli się wymyślonym przez siebie i, cóż tu owijać w bawełnę, mało wyrafinowanym daniem „Hot Dogs on the Rocks”, czyli parówkami na ziemniaczanym puree w wianuszku z pieczonej fasoli. Mając przed oczami dość kościste sylwetki Mick Jagegera i Charliego Wattsa, mniemać można, że znaleźli jakiś skuteczny, choć być może nie koniecznie bardzo zdrowy, sposób na zrzucanie nadmiaru wagi.
Odrębną kategorię stanowią kulinarne historie, które można usłyszeć odwiedzając miejsca urodzenia lub pobytu sławnych ludzi. Kiedy przejeżdżaliśmy przez Wadowice, znaleźliśmy przynajmniej trzy cukiernie, w których gwarantowano nam, że to właśnie u nich przyszły papież pałaszował ze smakiem kremówki. W całkiem sporej ilości polskich miast znajdziemy zajazdy lub karczmy napoleońskie, w których pobliżu miał na popaskę zatrzymać się sam cesarz w drodze na podbój Moskwy. Kiedy raz oglądaliśmy menu w jednym z takich zajazdów, zauważyliśmy, że specjalnością zakłady były leniwe pierogi, a więc danie o rysie raczej niezbyt napoleońskim.
Nasza niestrudzona korespondentka przywiozła nam swego czasu ze swych amerykańskich peregrynacji ulotkę z muzeum Elvisa Presleya, z której jasno i wyraźnie wynikało, że Elvis zajadał się ciastem z batatów. Czy to właśnie rozpływające się w ustach batatowe ciasto zainspirowało Elvisa do napisania nieśmiertelnego „Love me tender”, nie sposób zweryfikować, ale wiarygodności tej historii dodawał przepis dołączony do ulotki, który postanowiliśmy dzisiaj wypróbować. Znając zamiłowanie Amerykanów do słodkiej i tłustej kuchni, pozwoliliśmy sobie jednak trochę zmniejszyć ilość cukru, zastąpiliśmy masło śmietaną i dodaliśmy trochę więcej korzennych przypraw. Mamy nadzieje, że pomimo tego nasze ciasto smakowałoby Elvisowi, tym bardziej, że jedząc je dzisiaj na deser słuchaliśmy jego nieśmiertelnych przebojów.
Składniki:
3 sporawe bataty
Cukier do smaku
1 łyżeczka cynamonu (opcjonalnie)
1 łyżeczka kardamonu (opcjonalnie)
Odrobina startej gałki muszkatowej
3 jajka i 1 białko
200 g śmietany 30%
Kilka kropel aromatu waniliowego
Spód tarty:
230 g mąki pszennej
150 g masła
1 żółtko
Cukier
Odrobina zimnej wody i soli
Przygotowanie:
Masło rozpuszczamy i wystudzamy, a następnie mieszamy z mąką, cukrem (2-3 łyżki), żółtkiem jajka, odrobiną soli i zimnej wody. Zagniatamy i wstawiamy do lodówki na ok. godzinę. Schłodzone ciasto rozwałkowujemy i wykładamy nim dokładnie formę do tarty posmarowaną masłem. Ciasto trzeba dokładnie ugnieść, tak aby równomiernie przylegało do formy. Wstawiamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy przez ok. 15 minut.
Bataty pieczemy w mundurkach w piekarniku rozgrzanym do 170 stopni aż będą miękkie (ok. 30 min). Kiedy trochę przestygną, obieramy je ze skórki i miksujemy ze śmietaną, jajkami i przyprawami. Na koniec możemy dodać trochę cukru, choć bataty słodkie są z natury, więc warto uważać, żeby nie przesłodzić.
Batatową masę delikatnie wylewamy do podpieczonego spodu i wyrównujemy, lekko potrząsając formą. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni na ok. 40 minut, aż brzegi ciasta nabiorą pięknego złotego koloru.