Niby nic nadzwyczajnego. Ot, zwykły odrapany, wyblakły „ruski” budzik. Należał jednak do mojego dziadka, stał u niego na meblach i od kiedy pamiętam zawsze był „na chodzie”. Kiedy po śmierci dziadka budzik trafił w moje ręce, przeleżał w szafie kilka lat. Teraz wygląda jak zegar pałacowo-kominkowy.
Po latach postanowiłem się nim zająć. Z sentymentu. Jego stan nie był najlepszy. Najpierw okazało się, że nienakręcany od dawna przestał chodzić. Zegarmistrz przestrzegał, że koszt czyszczenia albo naprawy mechanizmu może przekroczyć jego wartość. Niestety, przy odnawianiu staroci zawsze wcześniej czy później pojawia się jakiś problem. Zerknąłem więc do jego wnętrza sam. Delikatnie (bo mechanizm wymaga precyzji), pędzelkiem a później lekarską „gruszką” przedmuchałem mechanizm. I… nic.
Dopiero kropelka oleju silnikowego (taki akurat był pod ręką, ale można użyć np. zwykłego oleju używanego w kuchni) sprawiła, że zegar ruszył pełną parą. Najważniejsze to zachować zimną krew i nie tracić nadziei. Do takich prac potrzebna jest cierpliwość. Nie da się tego zrobić już, od razu, bez czekania.
Konstrukcja tego zegarka jest metalowa, więc tu akurat większej filozofii nie ma. Blacha była nieco sfatygowana. Trzeba ją było wyprostować, a właściwie przywrócić jej poprzedni kształt. Stary lakier dobrze jest wypiaskować, ale przecież nie każdy w domu trzyma piaskarkę. Farby można się więc pozbyć, używając papieru ściernego. Najlepiej usunąć ją do gołej blachy. Po dokładnym odtłuszczeniu (np. benzyną ekstrakcyjną), możemy już nakładać farbę podkładową. Polecam taką w sprayu, bo rozkłada się równomiernie. Po wyschnięciu, co nie trwa długo, czas na właściwy kolor.
Nakładanie lakieru w sprayu ma swoją zaletę – farba rozkłada się równomiernie, bez zacieków, dając piękną gładką powierzchnię. Ale mnie się zachciało nie gładkiej powierzchni, ale efektu tzw. skórki pomarańczy. Jak się okazało najlepszy do tego typu eksperymentów jest wałek z krótkim włosem.
Elementy mosiężne wypolerowałem – w przypadku takich drobiazgów można zrobić to ręcznie, używając specjalnej pasty do metali szlachetnych (bardzo dobrym rozwiązaniem jest też kwas szczawiowy, ale od biedy można użyć pasty do zębów).
Na koniec jeszcze złocenia. W ręce wpadła mi specjalna farba do dekoracji i renowacji, np. ram obrazów, w kolorze złota królewskiego. Tym ozdobiłem plastikową ramkę wokół szybki. I tak „ruski” budzik dostał drugie życie. Dziś po liftingu wygląda jak zegar pałacowo-kominkowy. A mnie przywołuje miłe wspomnienia.