O tym, że antykoncepcja w Polsce to temat stojący w piramidzie z napisem „tabu” niewiele niżej od kazirodztwa, wiadomo od dawna. Szczególną podejrzliwością darzy się antykoncepcję po seksie, która przez wielu mylnie utożsamiana jest ze środkami wczesnoporonnymi i jako taka traktowana jest jako skuteczne narzędzie do „mordowania zarodków”. Wszystko to wiadomo, a jednak sposób, w jaki traktowani są pacjenci – i kobiety, i mężczyźni – którzy potrzebują antykoncepcji postkoitalnej, wciąż szokuje.
Kolejną odsłonę walki kobiet, które zgodnie z konstytucją i wszelkimi możliwymi aktami prawnymi mają prawo do decydowania o tym, czy, jak i kiedy chcą się rozmnażać – choć dotyczy to tylko antykoncepcji, bo już nie aborcji – opisała w „Krytyce Politycznej”
Agata Diduszko-Zyglewska.
"Nie bo nie"
Dziennikarka wyczerpująco opisuje gehennę, którą przeszła, żeby otrzymać receptę na tabletkę, która w wielu europejskich krajach dostępna jest od ręki. Jej szlak wiódł przez zakład nocnej i świątecznej opieki medycznej przy ul. Sapieżyńskiej, szpital na Karowej, szpital na Solcu i z powrotem przez Sapieżyńską. Odmowy, upokorzenia, powoływanie się na klauzulę sumienia i żelazny argument „nie bo nie” – wszystko to zniosła. Daremnie, bo recepty ostatecznie nie otrzymała, a tabletkę udało się kupić dzięki znajomym. Ta historia nie jest odosobniona.
Postanowił spróbować kolejnego dnia, u innej lekarki, która jednak odesłała go na pogotowie mówiąc, że „może tam dyżurny ginekolog pomoże”. – Tam było podobnie, do lekarza nawet nie zostałem dopuszczony. Na szczęście jeden z pracowników szpitala, który chyba jako jedyny rozumiał sytuację, dał mi namiary na prywatny szpital, w którym „nie powinno być problemu” – opowiada Bartek. Wypisanie recepty kosztowało 50 zł.
Sumienie, cena: 50 zł
I dobrze, że się udało. Tyle tylko, że polskie prawo przewiduje swobodny dostęp do antykoncepcji. Tyle tylko, że recepty na tabletkę po wcale nie musi przepisywać ginekolog – może to zrobić lekarz pierwszego kontaktu. Tyle tylko, że „swobodny dostęp” oznacza, że osoba, która jest ubezpieczona, nie powinna szukać w popłochu lekarza, który w ramach prywatnej wizyty kosztującej przynajmniej kilkadziesiąt złotych pozwoli jej zadbać o swoje prawa reprodukcyjne.
Ale, jak pisze w swoim niedawnym komentarzuprof. Magdalena Środa, „w Polsce etyka lekarska zdaje się składać z jednego tylko paragrafu, (...) a mianowicie – zakazu aborcji. Lekarskie sumienie obwieszcza światu swoje istnienie tylko wtedy, gdy można pokazać pogardę wobec kobiet poprzez głoszenie nadrzędnej wartości (godność!, dobro!, prawa!) zarodka”. Otóż to.
W dodatku, jak tłumaczy Małgorzata Księżopolska z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, w Polsce od lat panuje fałszywe podejście do antykoncepcji po – traktuje się ją jako środki wczesnoporonne, podczas gdy jest to po prostu antykoncepcja. – Problem istnieje od lat i wszystkie takie przypadki należy ujawniać – uważa Księżopolska.
Aleksandra Magryta z Feminoteki podziela ten pogląd – trzeba reagować. – W przypadku odmowy świadczenia usług lekarskich warto wymagać od lekarzy wskazania innego lekarza. Bardzo doby instruktaż postępowania stworzyła Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny – mówi.
W instruktażu tym czytamy, jakie kroki można podjąć, kiedy lekarz odmówi świadczenia powołując się na względy medyczne, klauzulę sumienia lub nie podaje powodu odmowy wypisania recepty. Pacjent lub pacjentka powinna zażądać uzasadnienia odmowy na piśmie i wskazania innego lekarza. Jeśli to nie zadziała, pozostaje skarga u przełożonego lekarza lub Rzecznika Praw Pacjenta.
Biuro Rzecznika Praw Pacjenta
Powołanie się na tzw. klauzulę sumienia jest prawem lekarza, ale równocześnie nakłada na niego pewne obowiązki. W takiej sytuacji lekarz ma bowiem obowiązek wskazać pacjentowi realne możliwości uzyskania danego świadczenia u innego lekarza lub innym podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Ponadto lekarz wykonujący zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby ma obowiązek uprzedniego powiadomienia o tym na piśmie przełożonego. Tym samym każdy przypadek, gdy lekarz odmawia pacjentce wypisania recepty na środek antykoncepcyjny, nie wskazując przy tym innego lekarza lub innego podmiotu leczniczego, gdzie kobieta uzyska to świadczenie, należy zgłosić do kierownika placówki.
Chce tabletkę po? Nieodpowiedzialna i rozwiązła
Zachowanie części lekarzy – a o tym, że sytuacje, w których kobieta traktowana jest jak petent, nie należą do rzadkości, świadczy choćby ilość zgłoszeń na ten temat, które spływają do Federacji na Rzecz Planowania Rodziny – sprawia, że kobiety czują się zawstydzone i upokorzone. To dlatego, że część personelu medycznego traktuje je albo jak nieodpowiedzialne małolaty, albo kobiety zdecydowanie zbyt swobodnie traktujące seks. Co robić?
– Reagować, reagować i jeszcze raz reagować. Czyli: edukować i przypominać lekarzom i lekarkom o ich obowiązkach. Ważnym dokumentem jest Karta Praw Pacjenta , w której to art. 20 mówi o tym, że lekarz/rka ma obowiązek badać i leczyć w sposób zapewniający poszanowanie intymności i godności pacjenta. Jest to żmudna oddolna. Na kampanie rządowe dotyczące poszanowania pacjentek raczej nie ma co liczyć. Tu niestety kłania się po raz kolejny brak edukacji seksualnej. Zapewnienie takiego przedmiotu w szkole i rzetelnie przekazywanie wiedzy wyposażyłoby też dziewczyny i chłopaków (bo akt seksualny dotyczy też chłopaków, a odpowiedzialność znów spada na dziewczyny) w wiedzę i umiejętności, jak sobie w takich sytuacjach radzić – wyjaśnia Aleksandra Magryta.
O tym, jak upokarzająca jest droga (na końcu której okazać się może, że i tak donikąd nie prowadzi), którą musi przejść kobieta, by zdobyć (lub nie) awaryjną pigułkę, przekonałam się niedawno na własnej skórze. Chcę – więcej: myślę, że po prostu trzeba – opowiedzieć tę historię ze szczegółami . Dlaczego? Bo osiągnięcie masy krytycznej tego rodzaju świadectw to jeden ze sposobów, by skłonić w końcu ministra zdrowia do jakiejkolwiek reakcji na nieetyczne zachowania lekarzy.
Bartek
Kiedyś potrzebowaliśmy tabletki "72 godzin po". Poszedłem do przychodni, odczekałem dobre dwie godziny tylko po to, by zostać wyrzuconym z gabinetu w jakieś 30 sekund. Pani doktor, gdy tylko usłyszała o co chodzi, powiedziała, że "nie ma takiej możliwości, ona takich rzeczy nie będzie wypisywać, nie i już". Żadnej dyskusji, nie przekonały jej wyjaśnienia, że każdy lekarz może to zrobić. Ona była najgorsza, miałem wrażenie, że wyjdzie za mną na korytarz i zacznie wrzeszczeć.