Uchodzi za królową wśród nastolatek, ale nie tylko one padają jej ofiarą. Anoreksja coraz bardziej obfite żniwa zbiera również wśród chłopców i dorosłych kobiet. Chorują nawet te po czterdziestce. Gdzie leży granica między dietą a obsesją? Pytamy eksperta.
Czytałam gdzieś, że anoreksja to nie tylko choroba, ale styl życia... Po lekturze tekstu „Sala Motylków” w Dużym Formacie mam wręcz wrażenie, że to cała subkultura...
Dr Anna Brytek-Matera*: Bez wątpienia jest to jednak choroba. Choroba klasyfikowana jako zaburzenie psychiczne z gatunku śmiertelnych. Choć faktycznie część pacjentek uznaje ją za styl życia...
Pacjentek-nastolatek?
W przypadku anoreksji, faktycznie, zdecydowana większość to młode dziewczyny. Powiedziałabym od 9. roku życia wzwyż do końca okresu adolescencyjnego, czyli mniej więcej do 18. roku życia. Jeśli chodzi o bulimię, najczęściej chorują osoby w wieku 20-25 lat, a jedzenie kompulsywne, uznawane za trzeci rodzaj zaburzeń odżywiania dotyczy zazwyczaj już osób po 35 roku życia.
Osobiście znam kilka 30-latek cierpiących na anoreksję.
Tak, to też się zdarza. Tak jak i zachorowania u kobiet, które przeszły już menopauzę. Jednak wydaje mi się, że są to raczej przypadki chronicznej anoreksji. To znaczy takiej, na którą pacjentka zapadła kilka, kilkanaście lat temu. Być może przeszła terapię, być może w tej terapii czegoś zabrakło. Być może wydarzyło się coś, co spowodowało, że znów przestała jeść. By wyrokować, trzeba znać indywidualną historię każdej osoby.
A chorują bo...?
Tutaj najczęściej mamy do czynienia z modelem wieloczynnikowym. Istotne są zarówno czynniki osobowościowe jak i rodzinne, związki, w których funkcjonujemy, biologia, czynniki kulturowe. Naprawdę rzadko można wskazać jedną przyczynę.
Dlaczego więc najczęściej za wszystko obwinia się media, twierdząc, że dziewczyny chorują, bo w gazetach, na billboardach i w telewizji w kółko oglądają wychudzoną Anję Rubik lub inne podobne jej modelki i aktorki?
Bo media w bardzo silny sposób wpływają na psychikę młodych ludzi. Dorośli nie mają już tego problemu, bo są osobami w pełni ukształtowanymi. Mają swoją osobowość, poglądy, swoją wizję świata i siebie samych.
Słowem – Anję Rubik mogą podziwiać albo się z niej śmiać, ale nie będą się na niej wzorować?
Mniej więcej tak. Natomiast młodzi ludzie, kilkunastoletni, często internalizują to, co widzą w prasie czy telewizji. Jeśli coś im się podoba, przyjmują to jako własne. Zatem jeśli nieustannie patrzą na młode, smukłe i piękne kobiety, chcą być takie same. To powoduje pewne nieprawidłowości. Ale zaznaczam – tylko nieprawidłowości. Takie jak np. zarządzenie jakiejś diety czy regularne wizyty na siłowni. Jednak gdy taka osoba żyje w rodzinie dysfunkcyjnej lub ma odpowiedni typ osobowości, to te nieprawidłowości mogą wywołać zaburzenia odżywiania właśnie.
Ten typ osobowości to...?
Mówimy o osobach mających bardzo niskie poczucie własnej wartości, przy czym często niezwykle inteligentnych, posiadających silną zdolność samokontroli, wrażliwych perfekcjonistach wychodzących z założenia, że albo będą najlepsi albo może ich wcale nie być, o osobach źle znoszących sytuacje stresogenne czy kryzysowe (dowiedz się, jak podnieść poczucie własnej wartości: https://portal.abczdrowie.pl/jak-podniesc-poczucie-wlasnej-wartosci). Bo widzi pani, to jest tak, zdrowy, stabilny emocjonalnie człowiek kiedy się np. pokłóci z szefem, to idzie wyżalić się bliskiej osobie, albo przeklina pod nosem. Podejmuje działania, które mają zredukować wewnętrzne napięcie. A osoba cierpiąca na zaburzenia odżywiania w takich sytuacjach albo przestaje jeść albo - w przypadku bulimii – je i wymiotuje.
Może po prostu nieco przesadzamy w typowym dla XX i XXI wieku kultem jedzenia? Weganie, witarianie, frutarianie, wegetarianie, freeganie, ekomamy... I każdy ma swoją żywnościową ideologię. Człowiek chcąc nie chcąc nabywa przekonania, że życie kręci się wokół jedzenia. Pani na swojej stronie internetowej też pisze „(...) Poza aspektem biologicznym, jedzenie ma wymiar społeczny i emocjonalny: daje poczucie więzi (już od momentu narodzin), akceptacji, bezpieczeństwa, bycia kochanym.” Czy to nie przesada?
Moim zdaniem nie. Jedzenie jest niezwykle istotne w życiu każdego człowieka. Gdy umawiamy się z kimś nowo poznanym, często idziemy właśnie na obiad lub kolację. Gdy spotykamy się z przyjaciółmi także. Gdy ktoś odwiedza nas w domu, częstujemy go jedzeniem. I to jest wymiar społeczny właśnie. Z drugiej strony jest wymiar emocjonalny, który rozpoczyna się tuż po naszych narodzinach. Matka buduje z dzieckiem kontakt emocjonalny właśnie poprzez jedzenie. Potem, gdy dziecko jest starsze, przewróci się gdzieś i zaczyna płakać, to rodzice czy dziadkowie mówią „masz tu cukiereczka, ciasteczko, no nie płacz już”. To może być zaczątkiem procesu tzw. „zajadania problemów”. Wówczas możemy mówić o przesadzie i o nadawaniu jedzeniu roli, jakiej nie powinno ono nigdy pełnić.
Chorują tylko kobiety?
Nie, nie tylko, choć statystyki, którymi dysponujemy klasyfikują anoreksję jako zdecydowanie damska chorobę. 90-95 proc. zdiagnozowanych przypadków anoreksji dotyczy kobiet, a tylko 5-10 proc. dotyczy pacjentów płci męskiej.
A jak często anoreksję diagnozuje się w Polsce?
Nie mamy na ten temat żadnych danych. Wiadomo jedynie, że na całym świecie na anoreksję choruje – znów wedle różnych statystyk – 0,5-2,5 proc. populacji. Z powodu bulimii cierpi natomiast 3-5 proc. ogółu ludzkości.
Można wyleczyć się z niej na własną rękę czy bez psychiatry się nie obędzie?
Jeśli choroba we wczesnym stadium zostanie zauważona np. przez rodziców czy partnera, to zapewne działania indywidualne mogą okazać się skuteczne. Pod warunkiem, że bliscy potrafią nawiązać z chorą kontakt, a ona sama chce z nimi współpracować. Później jednak, gdy mowa o stadium bardziej zaawansowanym, bez skutecznej terapii rodzinnej, trudno z anoreksji wyjść (więcej informacji o anoreksji znajdziesz na stronie: https://portal.abczdrowie.pl/anoreksja). Zwłaszcza, że dla tej choroby typowy jest zniekształcony obraz własnego ciała. Te dziewczyny nie widzą w lustrach swojej wychudzonej sylwetki. Uznają, że mają jeszcze parę kilo do zrzucenia i po prostu to robią. Bardzo trudno jest je przekonać, że są chore.
A bliskim równie trudno to przyjąć?
Trudno to przede wszystkim zauważyć.
Anorektyczki długo nie dają po sobie poznać czy rodziny nie zwracają na to uwagi?
Na pewno potrafią się maskować, ale duża utrata masy ciała jest widoczna. Widać zmianę w stylu ubierania – albo noszą obcisłe ubrania podkreślające szczupłą sylwetkę albo wręcz przeciwnie – obszerną odzież ukrywającą chudość. Widać, że unikają wspólnych posiłków, choć z pasją gotują je dla rodziny.
Terapia pomaga szybciej niż rodzina?
Najszybciej i najskuteczniej w przypadku anoreksji pomaga terapia rodzinna. Taka, na której nie tylko rozwiązuje się problem anoreksji, ale też kwestie, które do jej rozwinięcia się u pacjentki się przyczyniły.
Dlaczego więc potem ta choroba wraca? Czasem po latach, kilku latach zdrowego życia? Gdy zamiast 12, mamy np. 28 lat?
Czasem to kwestia sytuacji osobistej, czasem stresu, czasem jakiejś nagłej zmiany. Zawsze jest coś, co katalizuje nawrót choroby. A dzieje się w tych przypadkach, w których zabrakło terapii lub była ona niewłaściwie albo w niepełny sposób przeprowadzona.
Anoreksja jest jak alkoholizm czy narkomania. To stwierdzenie jak mantrę powtarzają i lekarze i anorektyczki. To, że można ją zaleczyć wiemy. Pytanie, czy można się z niej wyleczyć?
Dzisiejsze, nowe badania jasno wskazują, że 1/3 wszystkich pacjentek jest w stanie wyleczyć się z anoreksji. To znaczy, że po zakończonej terapii nie zaobserwujemy u nich nawrotu choroby.
*Dr Anna Brytek-Matera - adiunkt w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach. Ma polski i francuski tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie psychologii. Zajmuje się psychologią jedzenia, zwłaszcza problematyką zaburzeń odżywiania, otyłości, obrazu ciała i obrazu siebie. Jest członkiem the Academy for Eating Disorders (AED), the European Association for Developmental Psychology (EADP), Polskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Choroba zaczęła się u mnie, gdy miałam 14 lat. Byłam wtedy osobą dość otyłą, ważyłam ok. 70 kg. Na podwórku dzieci się ze mnie wyśmiewały. Zaczęłam więc uprawiać sport i ograniczać jedzenie. Najpierw z jadłospisu usunęłam słodycze, później mięso, węglowodany aż doszło do tego, że żywiłam się tylko warzywami. W wieku 19 lat trafiłam do szpitala psychiatrycznego do czego właściwie zmusili mnie rodzice. Trzymiesięczny pobyt nie przyniósł jednak rezultatów. Kolejne dwa również niewiele dały. W 2012 r. trafiłam do ośrodka w Malawie. Po dwóch turnusach, widziałam u siebie poprawę. Żyję z anoreksją już 20 lat. Terapia trwa do dziś, a najtrudniejsze w niej jest to, że muszę od nowa uczyć się lubić jedzenie.
Elżbieta Sas, współzałożycielka Fundacji „Drzewo Życia” prowadzącej ośrodek leczenia anoreksji i bulimii
Na anoreksję coraz częściej zapadają także mężczyźni, albo po prostu coraz częściej się do tego przyznają. W ciągu pięciu lat działalności Fundacji jej pacjentami było zaledwie sześciu mężczyzn, przy czym na wstępnych rozmowach było ich znacznie więcej. Nie podjęli leczenia, bo dla mężczyzn jest to o wiele trudniejsze niż dla kobiet. Choroba jest bowiem jakimś rodzajem ułomności, a mężczyźni rzadko się do nich przyznają.
Agnieszka, 29 lat
Ja właściwie odkąd pamiętam uważałam się za osobę niemożliwie grubą. Na tyle, na ile mogę sobie przypomnieć, nikt mnie w tym przekonaniu jakoś specjalnie nie utwierdzał, ono było nieodłączną częścią mnie. I nasilało się z wiekiem. Ostatecznie, najbardziej intensywny atak anoreksji przeżyłam, gdy miałam ok. 20 lat. Może trochę mniej, może trochę więcej. W ciągu niespełna trzech miesięcy schudłam wtedy blisko 20 kilogramów. Kiedy po roku zdecydowałam się iść na terapię, pani psycholog poprosiła mnie o jakieś zdjęcie z dzieciństwa. Przyniosłam je i okazało się, że wcale nie wyglądam na nim grubo. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak wypaczony obraz siebie miałam przez tak wiele lat. Terapeutce też chyba właśnie o taki efekt chodziło. I to był wielki przełom w walce, jaką toczyłam z samą sobą. Od pięciu lat nie mam już żadnych objawów anoreksji.