Lekarze obawiają się, że za jakiś czas NFZ zacznie kontrole i będzie karał ich za "nieprawidłowości" przy refundacji recept wystawionych dla uchodźców z Ukrainy. Chodzi o brak potwierdzenia choroby przewlekłej w dokumentacji medycznej. Tej, uciekający przed wojną pacjenci ze sobą nie zabrali, a postawienie diagnozy od nowa w Polsce może zająć sporo czasu. Wystarczyłaby jedna prosta poprawka, aby lekarze wypisywali recepty z refundacją bez lęku o to, że będą musieli za nią zwrócić NFZ pieniądze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Do Polski przyjechało już 2 mln uchodźców z Ukrainy, w tym wiele osób przewlekle chorych. Niektórzy uciekając przed rosyjskimi atakami na ich domy nie zdążyli nawet zabrać ze sobą leków. Część pacjentów leki wzięła, ale po kilku dniach te zapasy zaczynają się kończyć. Potrzebują więc recepty na te medykamenty, aby nie przerywać leczenia.
Kilka dni temu weszła w życie specustawa, która uregulowała dostęp do opieki medycznej dla uchodźców z Ukrainy. Dała ona tym osobom uprawnienia do opieki medycznej obejmującej świadczenia opieki zdrowotnej na zasadach i w zakresie, w jakim przysługuje ona ubezpieczonym Polakom.
Jest to więc prawo do wizyt u lekarzy w ramach ubezpieczenia NFZ, prawo do korzystania z SOR-ów w nagłych wypadkach, prawo do leczenia szpitalnego w razie takiej potrzeby, a także prawo do refundacji leków.
Lekarze obawiają się, że za jakiś czas NFZ zacznie kontrole i będzie karał ich za "nieprawidłowości" przy refundacji recept wystawionych dla uchodźców z Ukrainy.
Specustawa dała uchodźcom prawo do opieki medycznej, jaka przysługuje ubezpieczonym Polakom. Dotyczy to też refundacji leków. Jednak pojawia się tu haczyk dla lekarzy dotyczący refundacji leków na choroby przewlekłe. Uchodźcy nie mają ze sobą dokumentacji medycznej z potwierdzeniem choroby, a nie wszystkie takie schorzenia można zdiagnozować i potwierdzić "od ręki".
Mimo że NFZ opublikował komunikaty, które miały rozwiać wątpliwości, komu i na jakich zasadach należy się to prawo do opieki medycznej, pozostały m.in. niejasne przepisy dotyczące refundacji leków w przypadku chorób przewlekłych.
Zasadność przepisania leku z refundacją
Prawo do opieki medycznej na zasadach i w zakresie, w jakim przysługuje ona ubezpieczonym Polakom oznacza bowiem, że z dokumentacji medycznej musi wynikać zasadność przepisania leku. W przypadku, gdy NFZ ją zakwestionuje, lekarzowi grozi zwrot kwoty refundacji.
O ile w przypadku, np. anginy, lekarz zdiagnozuje ją podczas wizyty i przepisze z refundacją odpowiednie leki, to gdy zgłosi się do niego pacjent z chorobą przewlekłą, z prośbą o receptę na leki, które brał do tej pory, lekarz nie zawsze ma możliwość potwierdzenia tej choroby "od ręki".
Nie ma bowiem dostępu do dokumentacji medycznej, która została na Ukrainie. Uchodźcy takiej dokumentacji nie mają ze sobą. Nawet jeżeli niektórzy jakieś dokumenty medyczne zabrali do Polski, to dokumentacja ta jest napisana cyrylicą. Kto ma to przetłumaczyć?
Nie ma też szans, aby szybko wykonać niekiedy szereg badań i daną chorobę potwierdzić.
Co wówczas ma zrobić lekarz? Czy poniesie odpowiedzialność za refundację, gdy nie zostały spełnione wszystkie warunki do jej wypisania na recepcie?
Kary finansowe za błędy formalne
Tego właśnie obawiają się medycy. O wysokości kar, jakie potrafi nałożyć Narodowy Fundusz Zdrowia za nieprawidłowości przy refundacji leków krążą legendy. Niektórzy lekarze musieli zwracać do Funduszu kilkanaście, kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy złotych, gdy okazywało się, że Fundusz dopatrzył się jakiś uchybień. Np., że refundacja przysługuje tylko do 18. miesiąca życia, a przepisali z refundacją lek dziecku, które przekroczyło już ten wiek.
Nie dziwi więc, że i w przypadku wypisywania recept dla uchodźców z Ukrainy za jakiś czas Fundusz może zakwestionować niektóre z decyzji lekarskich i na medyków nałożyć kary finansowe.
Dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych przekonuje, że trzeba próbować potwierdzić chorobę i rozpocząć taką procedurę. Nie ma wątpliwości, że w przypadku niektórych chorób, gdzie lek bez refundacji oznaczałby bardzo wysoki rachunek w aptece i zapewne rezygnację pacjenta z terapii, trzeba recepty wypisywać z refundacją.
Jak przyznaje, sam już wypisał takie recepty z refundacją dla pacjentów z chorobami przewlekłymi, mimo braku dokumentów medycznych potwierdzających schorzenie.
Dodaje, że prosił już pacjentkę o oświadczenie, na jaką chorobę przewlekłą bierze leki i wypisał lek refundowany na astmę. Ma nadzieję, że za trzy czy pięć lat nikt go z tego powodu nie będzie karał, bo jest to sytuacja nadzwyczajna. Według niego jednak, jest na pewno potrzeba, aby szybko uporządkować regulacje w tym zakresie.
Także Andrzej Zapaśnik, specjalista chorób wewnętrznych, lekarz POZ,prezes Przychodni BaltiMed, w rozmowie z NaTemat potwierdza, że problem istnieje i wymaga szybkiego doprecyzowania.
- Przepisy ogólne mówią, że owszem każdy ubezpieczony ma prawo do refundacji leków, w tym w chorobach przewlekłych udokumentowanych dokumentacją medyczną.
- My zwykle pacjentów diagnozujemy, stawiamy rozpoznanie. Z kolei Charakterystyka Produktu Leczniczego określa dla jakich pacjentów, z jakim rozpoznaniem jest dany lek - wyjaśnia A. Zapaśnik.
Biurokratyczne spojrzenie kontrolerów
- Problem z uchodźcami z Ukrainy jest taki, że my nie mamy ich dokumentacji medycznej. Oni często już biorą leki, na podstawie rozpoznań u siebie w kraju. Te leki im się kończą, a my znając historycznie wąskie spojrzenie biurokratyczne kontrolerów NFZ i wielotysięczne nakładane kary, my się po prostu boimy. Bo odpowiedzialność za ewentualne błędy spada na nas - mówi nam A. Zapaśnik
Jak dodaje, ktoś z NFZ może zechcieć skontrolować jakieś leki i dojdzie do wniosku, że dane leki z refundacją danemu uchodźcy się nie należały bo nie miał potwierdzenia danej choroby.
Oświadczenie pacjenta rozwiązałoby sprawę
Czego oczekują lekarze? Szybkiego i prostego uregulowania.
- Nasz postulat jest taki, aby pojawiły się jakieś interpretacje lub poprawki w ustawie. Niezbędne jest wprowadzenie możliwości składania przez uchodźcę oświadczenia, że leczył się z powodu danej rozpoznanej w swoim kraju choroby. To jest nasze oczekiwanie - wyjaśnia A. Zapaśnik.
Podkreśla, że potrzebny jest tu jak najszybszy tryb, bo część lekarzy będzie mimo obaw wypisywać leki z refundacją, ale nie wszyscy.
Przypomina, że takie ułatwienia wprowadzono już np. dla polskich pacjentów z powodu pandemii COVID-19. Chodzi o oświadczenie ustne o tym, że pacjent jest ubezpieczony. To wystarczy, aby lekarz przyjął pacjenta na NFZ.
Brak odpowiedzi
Także Tomasz Zieliński, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego napisał na Twitterze, że nadal jest wiele pytań dotyczących tego, na jakich zasadach udzielać opieki uchodźcom z Ukrainy.
"3 tygodnie wojny a my nadal nie mamy pełnej informacji jak postępować przy leczeniu, tych którzy uciekli z Ukrainy. Wczoraj starałem się przekazać lekarzom z POZ najświeższe informacje i zaproponować postępowanie. Ale na wiele pytań nie ma odpowiedzi lub są niesatysfakcjonujące" - ocenił.
Napisał ponadto, że lekarze chcieliby wiedzieć, czy dobrze interpretują to, jak mają pracować, żeby potem uniknąć kolejnych kar za udzielaną pomoc. Komu można wystawić receptę refundowaną i jak oznakować? - pyta.
W rozmowie z NaTemat.pl Tomasz Zieliński zwraca uwagę, także na problem przerywania leczenia, gdy pacjenta nie stać na wykupienie leków.
Koszty przerwania leczenia
Jeżeli uchodźcy z Ukrainy będą musieli zapłacić 100 proc. za leki, część z nich po prostu zrezygnuje z ich brania. Niewielu z nich stać obecnie, aby zapłacić w aptece kilkaset złotych.
Jak wynika z rozmów z lekarzami, którzy udzielają pomocy medycznej w dużych centrach pomocy dla uchodźców, już zgłasza się do nich wielu pacjentów, np. z bardzo wysokim ciśnieniem, bo od wyjazdu z domu nie biorą leków, których po prostu ze sobą nie wzięli. Leczenie z tego powodu przerywają też np. pacjenci z cukrzycą czy padaczką. To prowadzić może do powikłań i stanów zagrażających ich życiu, a tym samym do większego obciążenia polskiego sytemu ochrony zdrowia.
Według Tomasza Zielińskiego do decydentów powinno dotrzeć, że warto to zrobić. Jak mówi, rozumie, że Ministerstwo Zdrowia nie chce rozluźniać zasad refundacyjnych.
Konieczność diagnozowania od nowa każdego z pacjentów z Ukrainy z chorobą przewlekłą również mogłaby kosztowała polski budżet niemało pieniędzy. Nie jest też pewne czy system udźwignąłby badania diagnostyczne i wizyty u specjalistów dla dodatkowych tysięcy pacjentów w krótkim czasie.
Prostym i szybkim rozwiązaniem wydaje się więc właśnie wpisanie do ustawy poprawki o możliwości składania przez uchodźców z Ukrainy oświadczenia o tym, na jaką chorobę przewlekłą chorują.
Dziennikarka działu Zdrowie. Ta tematyka wciągnęła mnie bez reszty już kilka lat temu. Doświadczenie przez 10 lat zdobywałam w Polskiej Agencji Prasowej. Następnie poznawałam system ochrony zdrowia „od środka” pracując w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia. Kolejnym przystankiem w pracy zawodowej był powrót do dziennikarstwa i portal branżowy Polityka Zdrowotna. Moja praca dziennikarska została doceniona przez Dziennikarza Medycznego Roku 2019 w kategorii Internet (przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia) oraz w 2020 r. II miejscem w tej kategorii.
Mam nadzieję, że takich absurdów nie będzie. Ale z formalnego punktu widzenia, ta sprawa jest nieuregulowana.
Andrzej Zapaśnik
Prezes Przychodni BaltiMed
Jako kraj, trzeba policzyć, czy lepiej dać refundację np. insuliny, czy lepiej odsyłać pacjenta od poradni do poradni i za każdym razem płacić za wizyty i badania. A na koniec ten pacjent, który nie brał leków, wyląduje w szpitalu, gdzie będzie się za niego płacić w tysiącach złotych.