Kandydat Republikanów na wiceprezydenta USA J.D. Vance przedstawił założenia planu Donalda Trumpa na zakończenie wojny w Ukrainie. To "pokojowe rozwiązanie" miałoby obejmować m.in. niedopuszczenie Ukrainy do członkostwa w NATO. – Czasami trzeba porozumiewać się z wariatami i złymi ludźmi. Przecież w II wojnie światowej sprzymierzyliśmy się z Józefem Stalinem – argumentował.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kandydat Partii Republikańskiej na wiceprezydenta USA J.D. Vance przedstawił potencjalne rozwiązanie administracji Donalda Trumpa na zakończenie wojny Rosji w Ukrainie. Ten plan ma obejmować ustanowienie "strefy zdemilitaryzowanej" na terytorium Ukrainy, obecnie okupowanym przez Rosję.
– Myślę, że wygląda to tak: Trump usiadłby i powiedział Rosjanom, Ukraińcom, Europejczykom: "Musicie ustalić, jak wygląda pokojowe rozwiązanie". I prawdopodobnie wygląda to tak, że obecna linia demarkacyjna między Rosją a Ukrainą staje się czymś w rodzaju strefy zdemilitaryzowanej – powiedział Vance w środę w "The Shawn Ryan Show". Innymi słowy – ten pomysł oznacza, że Ukraina de facto straciłaby około 20 proc. swojego terenu.
Vance przekonywał też, że proponowana strefa zdemilitaryzowana będzie "silnie ufortyfikowana, aby Rosjanie nie dokonali ponownej inwazji".
– Czasami trzeba porozumiewać się z wariatami i złymi ludźmi. Przecież w II wojnie światowejsprzymierzyliśmy się z Józefem Stalinem – uważa senator z Ohio.
Co więcej, Vance przekazał, że w ramach tego planu pokojowego Ukraina zachowałby swoją niepodległość w zamian za gwarancję neutralności – co oznacza, że Ukraina nie przystąpiłaby do NATO ani innych "sojuszniczych instytucji".
Tymczasem Kreml uważa, że Waszyngton już wyraził zgodę na atakowanie przez Ukrainę celów w Rosji przy użyciu dostarczonych przez USA rakiet dalekiego zasięgu. Oficjalnej decyzji jednak nie ogłoszono, ale w środę w Kijowie pojawił się ponownie sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych.
– Wszystkie te decyzje najprawdopodobniej już zapadły, można to założyć z dużym prawdopodobieństwem – powiedział dziennikarzom rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Jego zdaniem "na tym etapie media po prostu prowadzą kampanię informacyjną, aby sformalizować decyzję, która już została podjęta".
Tego w Moskwie boją się ws. wojny w Ukrainie
Pieskow ostrzegł również, że Moskwa odpowie "właściwie", jeśli zachodni sojusznicy Ukrainy złagodzą ograniczenia dotyczące używania broni dalekiego zasięgu do atakowania celów położonych głęboko na terytorium Rosji. Nie sprecyzował jednak, na czym miałaby polegać taka odpowiedź.
Słowa Pieskowa to odpowiedź na ostatnią wypowiedź prezydenta USA Joe Bidena, który stwierdził, że jego administracja "rozważa", czy zezwolić Kijowowi na użycie broni dalekiego zasięgu.
Przypomnijmy: Ukraina zabiegała o zezwolenie na wykorzystanie amerykańskich taktycznych systemów rakietowych armii (ATACMS), które mogą razić cele oddalone nawet o 300 kilometrów.
Jednocześnie trwa ofensywa Ukrainy w Rosji, aczkolwiek Rosjanie twierdzą, iż ich siły rozpoczęły także znaczącą kontrofensywę przeciwko wojskom ukraińskim, które w zeszłym miesiącu wdarły się do zachodniej Rosji. Przypomnijmy: 6 sierpnia Ukraina przeprowadziła największy zagraniczny atak na Rosję od czasów II wojny światowej. Ich żołnierze działają m.in. w rejonie Kurska.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.