Do wzięcia jest 150 mln złotych. Tyle warte jest 400 mln szklanych butelek zwrotnych krążących po Polsce. Konkurencji praktycznie żadnej. A browary gotowe są płacić gotówką nawet 30-40 groszy za sztukę, bo nowa butelka na piwo kosztuje w hucie dwukrotnie więcej.
Butelki to pieniądz, który leży na ulicy, a nikomu nie chce się po niego schylić. Sklepy nie mają miejsca na ich przechowanie, dlatego nie chcą zawracać sobie głowy skupem. Konsumentom nie chce się targać siatek z butelkami oszczędzając w zamian 35 groszy od sztuki. Ale browary płacą za nowe butelki nawet 70 groszy.
Nad tematem pochylił się Carlsberg wyliczając, że około 400 mln szklanych butelek, będących aktualnie w obiegu, jest wartych 150 mln złotych. To wcale nie mały biznes. Na tyle samo szacuje się wartość rynku medycyny estetycznej związanej z zabiegami z wykorzystaniem botoxu. Podobna skalę ma w Polsce sprzedaż słonych przekąsek z orzeszków ziemnych. Z danych Carslberga wynika, że na rynku butelkowym jest miejsce na 500 firm z obrotami rzędu 300 tys. złotych rocznie. Mowa o butelkach, gdyby dołożyć skup puszek (2,5 zł za kg) dojdzie drugie tyle.
Na tapczanie pije leń
Zysk jest niemal gwarantowany, bo browary kupują nowe butelki po 70 groszy. W skali największych firm to koszt ponad 20 mln złotych. Opłaca im się skupować, bo jedna butelka może krążyć pomiędzy browarem a klientem 20, a nawet 40 razy. Na przykład Browary Żywiec chwalą się specjalną maszyną do skanowania mikropęknięć w butelkach. Więcej niż kilka na centymetr kwadratowy powoduje automatyczne odrzucenie butelki z linii produkcyjnej. Statystycznie butelka krąży na rynku zaledwie 8-12 razy. Skoro jest kupujący, to dlaczego nie pojawia się sprzedający?
Carlsberg twierdzi, że brakującym ogniwem w biznesie jest sam piwosz. Według badań TNS, 26 procent klientów preferuje zakup piwa w butelkach ponosząc przy tym koszty kaucji. A tylko 6 procent klientów interesuje to, czy piwo jest sprzedawane w opakowaniu zwrotnym. – Polacy wolą jednak butelki wyrzucać, bo panuje stereotyp, że ich oddawanie to czynność zarezerwowana dla społecznego marginesu – mówi Jagoda Jastrzębska z Carlsberg Polska. Browar uruchamia nawet kampanie marketingową przekonującą, że oddanie butelek do sklepu nie lumpiarstwo, ale ekologiczny gest.
Problem wiecznie żywy
Skupy butelek i surowców wtórnych były jedną z legend PRL. Powstały kroniki filmowe o chamskich kierowniczkach, albo przedsiębiorczych i rzutkich załogach skupów. Współcześnie funkcję takich skupów mogą przejąć sklepy, ale problem pozostał aktualny. Właściciele sklepów narzekają że nie mają miejsca na przechowywanie kontenerów. Przecież jak największa powierzchnia musi być wygospodarowana na sprzedaż. Część przedsiębiorców niezgodnie z prawem żąda paragonu, że butelki pochodzą z ich sklepów.
– Powstanie nowych skupów butelek byłoby niezłym pomysłem. Niedawno uzbierało mi się 200 butelek, a w Warszawie nie ma żadnego skupu – mówi menedżer jednego z browarów przemysłowych. – Ssanie jest, bo butelki stały się już walutą rozliczeniową ze sklepami. Są indywidualni przedsiębiorcy, którzy uzyskują po kilka tysięcy złotych miesięcznie, a browar wystawia faktury i płaci gotówką – mówi dalej menedżer. Jego zdaniem rynek mógłby się szybciej rozwinąć, gdyby kaucję ustalono na 50-70 groszy. – Klient nie straci, bo oddając butelkę zapłaci tylko za zawartość. Sklep może zarobić, a browar oszczędza. Teoretycznie wszyscy zyskują – dodaje pracownik piwnego koncernu.
10 groszy na flaszce
– Na butelkach można zarobić, ale to nie jest łatwe. Muszę skupować butelki po 10 groszy, a to dlatego, że odsprzedaje jeszcze hurtownikowi. Dopiero on ma wejścia w browarach i tam upłynnia towar. Gdybym wyeliminował pośrednictwo, płaciłbym ponad dwukrotnie więcej – mówi naTemat, właściciel skupu butelek w Puławach. Żeby zdobyć butelki, ogłasza się na portalach internetowych. Potwierdza, że wyższa obowiązkowa kaucja rozkręci rynek. – Tylko pieniądze są w stanie zmienić obyczaje klientów – dodaje.
Liderami używania butelek zwrotnych są Dania, Finlandia, Norwegia i Holandia. Tam konsumenci oddają do sklepów ponad 70 proc. opakowań ekologicznych. W Czechach, Austrii i na Słowacji rozpowszechniły się automaty do przyjmowania butelek. W zamian za szkło otrzymuje się paragon z wartością odliczana potem przy zakupach w kasie. To jednak nie biznes, a raczej obowiązek i ukłon w stronę klienta.
W Polsce nieliczne automaty przyjmujące butelki działają w sieciach handlowych Alma, Piotr i Paweł oraz w Auchan. Na rozwój rynku tych urządzeń w supermarketach nie ma co liczyć. Danuta Gut, dyrektor Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego stwierdza, że to drogi system. Faktycznie, maszyna do skupu butelek i innych opakowań oraz ich sortowania może kosztować około 100 tys. złotych. Przyniesie zysk po przyjęciu pół miliona butelek. Jeśli więc miałyby powstać nowe punkty skupu, to tylko w formie znanej sprzed 25 lat. Może staną się nową, hipsterską modą.