Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso miał w najbliższą sobotę otrzymać tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W ostatniej chwili uroczystość została jednak odwołana. Część profesorów uznała, że jako lewicowiec i zwolennik genderyzmu jest niegodny.
Barroso został już nawet poinformowany, że 10 maja w Krakowie otrzyma tytuł doktora honoris causa najstarszej polskiej uczelni. Wcześniej jego kandydatura została zatwierdzona przez rektora uniwersytetu oraz sześciu profesorów, w tym kierownika Katedry Kultury i Społeczeństwa Europy prof. Zdzisława Macha. „We wniosku argumentowaliśmy, że pan Barroso ma olbrzymie zasługi dla rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski” – mówi „Gazecie Wyborczej” prof. Mach.
Problemy zaczęły się, gdy sprawa trafiła przed radę Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych. W tajnym głosowaniu okazało się, że Barroso ma więcej przeciwników, niż zwolenników. Ci pierwsi argumentowali, że promuje gender i jest byłym maoistą.
Oficjalnie przyczyna obalenia wniosku jest jednak inna. „Przeważył pogląd, że uniwersytet powinien wystrzegać się przyznania tytułu czynnemu politykowi” – zaznacza prof. Bogdan Szlachta. Jak komentuje zaś prof. Ryszard Legutko, eurodeputowany PiS, Barroso „powinien po rękach całować profesorów za to, że w ogóle brali pod uwagę jego kandydaturę”.
Oburzona stanowiskiem pracowników uniwersytetu jest europarlamentarzystka PO Róża Thun. „To, co wydarzyło się w Krakowie, to skandal. Wybitny człowiek został już przecież poinformowany o chęci przyznania mu tytułu. Moim zdaniem profesorowie przeciwni tej kandydaturze kierowali się prywatnymi poglądami politycznymi, a nie względami merytorycznymi” – komentuje w „GW”.