
Pracownik stacji benzynowej jednej z dużych sieci poskarżył się w internecie, że szefostwo kazało załodze zrzucić się na krzesła, bo inaczej będzie musiała stać przez całą zmianę. "Problem z siedzeniem" to codzienność wielu zatrudnionych na stacjach. Tak jak np. obcinanie wypłat, kiedy kierowcy odjadą bez płacenia za paliwo. Ale i pracownicy mają na sumieniu drobne oszustwa i grzeszki. W rozmowach z naTemat opowiadają o tych ciemnych i jasnych stronach pracy w zawodzie "stacyjnego".
Zaprezentowany przez niego opis pasuje do wielu stacji, niezależnie od firmy. Maciej z Krakowa przez dwa lata tankował paliwo, by zarobić na zaoczne studia. Wcześniej zaliczył epizod w sklepie odzieżowym. Twierdzi, że tych dwóch miejsc pracy nie da się porównać.
Manko uderza po kieszeni
Tak jak "stanie na baczność" wpisało się w specyfikę zawodu, tak podobnie traktowany jest obowiązek płacenia manka. Stacja benzynowa jest pod tym względem o tyle wyjątkowa, że ubytki w kasie potrafią być znaczne. – Na stacjach częściej kradną. Oczywiście odpowiedzialność materialna to nic nowego, ale tutaj odpowiedzialność jest większa. U mnie jest tak, że zmiana rozlicza zmianę. Właściwie za każdym razem brakuje kilka, kilkanaście złotych. Musimy się na to zrzucić. Przez miesiąc uzbiera się spora sumka – opowiada Wojtek Długosz, pracownik stacji z miejscowości pod Rzeszowem.
Manko, jak manko. Wszędzie trzeba oddawać kasę, czy w spożywczym, czy w warzywniaku. Praca nie jest dla osób wygodnych. Jest masa roboty, czasami człowiek ma dość, wraca wycieńczony. Ale wolę przez 12 h coś robić niż stać i co 5 min patrzeć na zegarek. CZYTAJ WIĘCEJ
Klient zaszufladkowany
I jeszcze ci klienci... Każdy pracownik stacji to kopalnia historii dotyczących często trudnych i uciążliwych kontaktów z kierowcami. Jak twierdzi Ania, na podstawie ich zachowania oraz tego, kiedy przyjeżdżają na stację, można wyodrębnić kilka kategorii. – Od 6 do 8 sami taksówkarze. Stałe zamówienia, więc luz. Od 8 do 11 prime time. Pracownicy korporacji z pretensjami, że jest kolejka, a powinno być 15 kas. W nocy, szczególnie przy stacjach gdzie są kluby, masakra. Przychodzą pijani i wtedy obsługujemy przez okienko, a obsługa 5 klientów zajmuje pół godziny – wylicza.
Zarobki bez rewelacji (przeciętnie 1200-2000 zł), nogi bolą, klienci często nieprzyjemni, a i tak na stacjach benzynowych pracowników nie brakuje. Bo wymagania niskie, a o zatrudnienie dziś trudno. Studenci, którzy chcą zarobić, też nie wybrzydzają. – Gdzieś w magazynie albo na taśmie byłoby pewnie gorzej. Ze stacji zostały fajne znajomości – przekonuje Maciej z Krakowa.

