– Mogę żyć w Polsce Tuska, Millera czy Palikota – proszę bardzo, ale nie chcę żyć w Polsce Kaczyńskiego i PiS! – mówi w rozmowie z Robertem Mazurkiem w weekendowej "Rzeczpospolitej" ekonomista i publicysta Waldemar Kuczyński. – Dwa lata rządów PiS wywołały takie zmiany w mentalności Polaków, że nie ma z czego żartować – dodaje.
Rozmowa Roberta Mazurka z ekonomistą ukazała się w weekendowym wydaniu dziennika "Rzeczpospolita". Na początku rozmówca dziennikarza mówi o sobie: "Myślę, że jestem genetycznie niezdolny do nienawiści. (...) Otwartym, szczerym i życzliwym. Być może pana zdziwię". I dodaje, że "generalnie kocha ludzi", ale...
Dyskusja zaostrza się, gdy publicysta zostaje zapytany o swoją niechęć do Jarosława Kaczyńskiego. – To dla mnie sprawa fundamentalna, rozumie pan: fundamentalna! – grzmi. – A nie dałoby się tego załatwić interwencją lekarza? – pyta Mazurek. – Zapewniam pana, że jestem człowiekiem całkowicie normalnym – ripostuje Kuczyński. I zwraca się do żony: "Halino, pan redaktor uważa mnie za wariata".
Wątek PiS i IV RP zaczyna dominować w rozmowie. – Używam tego języka, mówię o „k...rewstwie" i „sukinsyństwie" tylko w tym jednym wypadku – gdy mowa o klasycznej paranoi, kiedy o wypadku lotniczym w Smoleńsku mówi się jak o zamachu, który przygotował premier. Tak, proszę pana! To jest k...rewstwo, największe od 1945 roku! – stwierdza Kuczyński.
– Mówienie o zamachu to większa niegodziwość niż strzelanie do ludzi w 1956 czy 1970 roku, większa niż stan wojenny? – precyzuje dziennikarz. – Nie, mówię o oskarżeniach, o słowach, nie działaniach – odpowiada ekonomista. – I to gorsze niż szczucie do zamordowania ks. Popiełuszki, które uprawiał Urban? – dopytuje Mazurek.
– Tak jest! To jest znacznie gorsze niż to, co robił Urban! Rzuca się oskarżenia, że pan premier Tusk i pan prezydent Komorowski współuczestniczyli w zorganizowaniu mordu politycznego, największego od czasu obławy augustowskiej. I na to nie ma innego słowa niż k...rewstwo, łajdactwo, sukinsyństwo! To jest k...rewstwo spowodowane paranoiczną nienawiścią... – dodaje rozmówca.
Smoleńsk zdominował rozmowę. Mazurek drąży temat – Nic strasznego, że pomylono ciała Anny Walentynowicz czy prezydenta Kaczorowskiego? – A czym się różni ciało Anny Walentynowicz od ciała Jana Kowalskiego? – odpowiada Kuczyński. – Pańska dezynwoltura ociera się o drwinę – mówi dziennikarz. – Ależ ja nie drwię! Mówię, że każde ciało jest tak samo ważne i nie ma w tym co mówię braku szacunku do ciała Walentynowicz, ale do tego, co się wokół wyczynia – przekonuje publicysta.