
Pierwszego dnia w Parlamencie Europejskim Janusz Korwin-Mikke dał się przyćmić Nigelowi Farage'owi, który odwrócił się plecami podczas hymnu UE. Polski polityk był wtedy na korytarzu, szukał miejsca – wyjawia w "Bez autoryzacji" Michał Marusik, poseł do Parlamentu Europejskiego z listy Kongresu Nowej Prawicy. Otwarcie mówi też o przyszłej koalicji z PiS.
REKLAMA
Jak panu minął pierwszy dzień w wielkiej polityce europejskiej?
Żadna ona wielka. Akurat w wydaniu Unii Europejskiej żadnej wielkiej polityki nie ma i nie zanosi się na to, żeby była. To tylko wielkie przedstawienie.
Za to budynki Parlamentu Europejskiego wielkie są. Znalazł pan kawę? Bo Janusz Korwin-Mikke miał z tym problem, kiedy niedawno pojechał do Brukseli.
Na pewno w pośpiechu można się zgubić, bo to wielkie obiekty. To symbol pychy twórców i pomysłodawców tej struktury i oni może czują się tam dobrze. Poszły na to ogromne pieniądze, jest się gdzie zgubić, ale pożytku z tego nie widać.
Ale odnalazłem się tam bez żadnego problemu, obsługa jest bardzo profesjonalna. Jeżeli nie ma wielkiego pośpiechu, to ze wszystkim można tam sobie poradzić. Człowiek się gubi, jeśli trzeba coś załatwić szybko, bo to straszny moloch.
Rozumiem, że pierwszego dnia takich sytuacji nie było za wiele, bo Parlament Europejski nie jest miejscem, gdzie one zapadają?
Ta sesja inauguracyjna to działania pozorne. Jak to w demokracji, wszystko jest ukartowane od dawna. Ci, którzy zorganizowali tę Unię, zorganizowali ją dla siebie, dla siebie ją prowadzą i z góry było wiadomo, jakie będą wyniki. Można było tylko siedzieć i nic więcej. W demokracji racja nie ma żadnego znaczenia, gra się liczbami. A zwolenników Unii, unifederastów, zgromadzono tylu, że nikt ich nie pokona. Tam argumenty nie mają znaczenia. Wszyscy rozsądnie myślący ludzie mogą tylko posiedzieć i pokiwać nad tym głową. Oni już ustalili wyniki i tyle.
A propos siedzenia: jak wysłuchał pan „Ody do radości”? Poseł Legutko z PiS siedział, Nigel Farage i jego ludzie odwrócili się plecami.
Ta Unia jest śmieszna. Najpierw sama postanowiła, że nie ma hymnu i nie ma flagi, a później wszystko obwiesiła tymi chorągiewkami z flagami, odgrywają hymn i jeszcze przyjmują jakieś nobliwe pozy. To była śmieszna żenada i tyle. Akurat mnie to zastało w korytarzu, bo trzeba było szukać miejsca na sali, nie wiadomo było z której strony wejść.
Jeszcze kilkanaście dni temu słyszałem od ludzi KNP, że Janusz Korwin-Mikke przyćmi Nigela Farage’a, a na razie to Brytyjczyk wykorzystał okazję do zdobycia popularności.
No tak, ale to tylko spektakl, błazenada, aktorskie popisywanie się. Jedni tak walczą, inni inaczej. Niewątpliwie pan Janusz także ma wielki dar odnajdywania się w takich teatralnych sytuacjach. Akurat go tam nie było w tym momencie. Ale jest twarzą nieprawdopodobnie rozpoznawalną. Może tutaj, w Strasburgu, trochę mniej dziennikarzy za nim latało, ale w Brukseli wszystkie kamery latały za Korwinem. W swojej roli czuje się bardzo dobrze.
Czytałem na jego Facebooku, że udzielił już chyba 30 wywiadów. A sposobem na zwrócenie na siebie uwagi było tradycyjnie mówienie o kobietach, niepełnosprawnych i Hitlerze. Rozumiem, że…
Tego się czepiają głównie, aż to przeszkadza. Nadmiar tych kamer przeszkadza w pracy, to stało się dokuczliwe. Korwin akurat to lubi, więc czuł się w tym dobrze. Jest wybitnie rozpoznawalny, jak pani Le Pen. Ogromna ilość dziennikarzy chodzi za takimi osobami.
Korwin-Mikke sam prowokuje to zainteresowanie, właśnie powtarzając znane już bardzo dobrze w Polsce, a tam pewnie budzące zdziwienie opinie o kobietach, niepełnosprawnych czy Hitlerze. To chyba nie jest odpowiednia droga do zdobycia popularności.
To jest na takiej zasadzie, że jak ktoś chce psa zabić, to kij znajdzie. Jeżeli ktoś chce usunąć Korwina, to znajdzie coś, co mogłoby być postrzegane jako jego wada. Więc na pewno nikt nie chce mówić o jego programie politycznym, zasadach, więc wymyślają cokolwiek, o czym można mówić, byleby tylko nie mówić o tych ważnych sprawach. Takie są reguły chamskiej propagandy i z tego się nie wyrwiemy.
Panie pośle, ale to nie korespondenci w Brukseli wymyślają takie tematy, tylko Korwin-Mikke sam pisze na Facebooku, że porusza je umyślnie, by o nim więcej mówiono. Nie o programie, o nim.
Tak, bardzo często tego używa, na pewno bardzo często zachowywał się w ten sposób, żeby zwrócić uwagę mediów na swoją osobę. Ale celem jest to, żeby zwrócić uwagę na program, ale konsekwentnie media chcą mówić o wszystkim, tylko nie o tym. Zresztą po sobie pan nie zauważył, że o wszystkim pan rozmawia, a o programie politycznym nie.
O programie KNP napisałem sporo artykułów, szczególnie w czasie kampanii.
Cieszę się ogromnie…
Myślę, że teraz nie ma potrzeby tego powtarzać. Chciałem przejść na krajowe podwórko. naTemat dotarło do wczorajszego „przekazu dnia” Platformy. Jego tytuł brzmi: „Jednoczenie prawicy = Koalicja Kaczyński-Korwin + powrót synów marnotrawnych”. Dogadacie się z PiS po wyborach?
Na tym etapie na pewno się nie dogadamy, bo Prawo i Sprawiedliwość nic wspólnego z prawicą nie ma. Podobnie jak Platforma Obywatelska. Jeżeli miałoby być jednoczenie prawicy, to na pewno nie z lewicowych partii, bo im więcej się ich zsumuje, tym bardziej one są lewicowe. Znamy definicję prawicowości i nie damy się nabrać.
Natomiast taktyczny sojusz po wyborach jest możliwy, bo takie są reguły parlamentaryzmu. Tam nie grają żadnej roli argumenty, tylko ilość głosów. Jeżeli nasza ilość głosów mogłaby przeważyć, czy projekt ustawy przeprowadzi PO czy PiS, to my stawiamy warunki: jeżeli będzie nam bliższy programowo, to go poprzemy. To samo z formowaniem rządu. To oznacza, że te lewicowe partie musiałby czasem zrobić krok w prawą stronę. I to byłby sens naszej obecności w polskim parlamencie.
Kaczyński pewnie będzie gotowy na dalekie ustępstwa, bo zdaje sobie sprawę, że to jego ostatnia szansa na premierostwo i stworzenie dziedzictwa. Ale czy nie boicie się, że stracicie wiarygodność partii antysystemowej i wiernej ideałom wchodząc w koalicję z PiS?
Nie stracimy, jeśli uda nam się zrealizować choć część naszego programu. Jeśli zlikwidujemy kontrolę dochodów przez państwo, to ludzie to zauważą, uznają, że warto było wejść w koalicję, by to zlikwidować. Albo jeśli uda się zlikwidować przymusowe ubezpieczenia, to byłoby warto.
Nie targujemy się o stołki, ale o dobre rozwiązania, bo po nich jest co jeść. Po złych rozwiązaniach mamy tylko gołosłowie i dzieci uciekające z granicę. To sprawdzian, nie boimy się tej konfrontacji, wręcz do niej dążymy, aby sprawdzić, czy te nasze rozwiązania są rzeczywiście dobre i przynoszą skutki. Mam nadzieję, że zrobimy dobry wynik w kraju i zgniły kompromis z lewicowymi partiami pokaże kto ma rację.
Poza tym wasi działacze, po tych wszystkich latach na marginesie, są już spragnieni synekur.
Nie, nie są, nie specjalnie. Byłbym pierwszym, którego można o to podejrzewać, bo przecież z panem Januszem działam od lat 70., a jednak nie o synekury nam chodziło. Kiedy walczyliśmy w wyborach, wkładaliśmy własne pieniądze. I nadal wkładamy. Na pewno się na tym nie utuczymy.
Chcemy pokazać, że jeśli uda się wprowadzić pewne elementy naszego programu, w Polsce będzie się żyło lepiej. Później możemy iść do grobu, nawet fizycznego, spokojnie umrzeć, bo następni ludzie zrobią kolejną rzecz w tym kierunku
