Tylko co trzeci z pół miliona zarejestrowanych dawców szpiku jest gotowy pomóc, gdy przyjdzie co do czego. Co z resztą? Część to ofiary „mody na bycie dawcą”. Zapisali się do bazy np. dlatego, że tak zrobiła Doda i inni celebryci. Tuż przed przeszczepem wycofują się, choć mają świadomość, że zmniejszają szanse biorcy na życie.
„W trakcie imprezy podszedł do nas prezes pewnej firmy. Już po chwili okazało się, że gość w momencie, w którym zadzwoniłby do niego telefon, odmówiłby uratowania komuś życia. Dlaczego więc pan chciałby się zarejestrować? – Bo to jest modne, dostaje się kartę, którą można szpanować, a przecież na pewno znajdzie się ktoś inny w moje miejsce, gdyby ktoś chciał otrzymać szpik. A ja mam swoje życie” – taką historię na portalu Piekielni.pl opisał internauta przedstawiający się jako wolontariusz Fundacji im. Anny Wierskiej „Dar Szpiku”.
Zostać potencjalnym dawcą szpiku nie jest w Polsce trudno. Procedura jest krótka. Wystarczy zgłosić się z odpowiednimi dokumentami do najbliższej placówki, wypełnić kwestionariusz i deklarację dobrej woli oraz poddać się badaniom kwalifikacyjnym. Wyniki są potem umieszczane w Centralnym Rejestrze Niespokrewnionych Dawców Szpiku i Krwi Pępowinowej. Od tego momentu każdy taki kandydat może być poproszony o oddanie szpiku. Teoretycznie złożona przez niego deklaracja oznacza, że jest na to przygotowany. Ale często tylko teoretycznie…
Gotowość tylko na piśmie
8-letnia Natalka z Gniezna, której historię opowiedziały w maju „Wiadomości’, pierwszy przeszczep miała mieć w październiku ubiegłego roku. Dawca się rozmyślił. Niedawno znalazł się kolejny bliźniak genetyczny. Finał był ten sam. Dziewczyna wciąż czeka.
Pod koniec 2011 roku głośna była historia chorego na białaczkę czteroletniego Norberta. On też tuż przed operacją dowiedział się, że dawca szpiku się wycofał. Po materiale TVN 24 na forach internetowych rozgorzała dyskusja, a lekarze i eksperci apelowali, by obecność w krajowym rejestrze traktować na serio.
To nie rozwiązało problemu. Takich historii wciąż zdarza się sporo. Z szacunków Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplatacji Poltransplant, które prowadzi centralny rejestr dawców, wynika, że tylko co trzecia zapisana osoba jest gotowa oddać szpik.
– Każdy powinien być świadomy, jak działa bank dawców. Jednak rzeczywiście jednym ze skutków mody na bycie dawcą staje się często brak takiej świadomości. Trudno zbadać, co ktoś myśli w chwili rejestracji, ale my zawsze staramy się przekonywać, żeby dany kandydat przemyślał swoją decyzję – komentuje w rozmowie z naTemat Kamila Sobczak z Fundacji „Dar Szpiku”.
Jak twierdzi, masowa, a często bezrefleksyjna rejestracja, rozpoczęła się, kiedy w kampanię na rzecz uświadomienia społeczeństwa zaangażowały się znane osoby. To skutek uboczny, bo najważniejszym jest oczywiście wzrost świadomości.
"Nie wyobrażam sobie, by zapisać się do banku szpiku, a następnie się wycofać" – komentował po historii Natalki Maciej Stuhr, aktor, który sam oddał szpik sześcioletniej dziewczynce. Dorota "Doda" Rabczewska, Maja Bohosiewicz, Weronika Marczuk, Olga Kalicka, Magdalena Wójcik, Łukasz Jakóbik, Marcelina Zawadzka – te gwiazdy publicznie deklarowały, że zarejestrują się w bazie dawców. Na pewno takimi deklaracjami przekonali innych. Tylko czy ich decyzje podejmowane są z namysłem i rozwagą?
To tylko margines?
Nawet wśród aktywistów organizacji pozarządowych nie ma co do tego zgody. – Na pewno możemy powiedzieć, że jest moda, ale ja to postrzegam w sensie pozytywnym. Ludzie masowo się rejestrują, a DKMS zrobił kawał dobrej roboty przez ostatnie pięć lat edukując ludzi odnośnie tej idei. Zostanie dawcą stało się wśród młodych ludzi "trendy". Tylko 1,2 proc. potencjalnych dawców wycofuje się bądź odpada z przyczyn medycznych – mówi w rozmowie z naTemat Ewa Magnucka, wiceprezes Fundacji DKMS.
Zaznacza, że te 1 proc. to w dużej mierze kwestia tego, że nasze społeczeństwo nie jest właściwie przebadane. W ostatecznych badaniach okazuje się, że dawca jest po prostu chory, dlatego operacja nie może dojść do skutku.
Według Magnuckiej przypadków, gdzie ktoś sam w ostatniej chwili rezygnuje, jest niewiele. – Bardzo łatwo jest takie osoby ukamienować, ale przecież one mogą mieć subiektywne odczucia. Znam przypadek, gdzie sportowiec oddał szpik, potem doszło do nawrotu choroby i lekarz zgłosił się do niego z pytaniem, czy może oddać komórki. Odmówił, bo widocznie odczuwał efekty uboczne – dodaje moja rozmówczyni.
Podkreśla również, że masowa rejestracja jest bardzo ważna, bo tylko w ten sposób można wychwycić nietypowych dawców. Jeśli zastosowano by gęste sito weryfikacji to by się nie udawało.
– W naszej bazie zarejestrowane jest 500 tys. osób, z czego 1,3 tys. poddało się przeszczepowi komórek macierzystych lub szpiku. Media podchwyciły przypadki wycofywania się, a na te statystyki nikt nie zwraca uwagi. Tygodniowo koordynujemy procedury przeszczepiania u 10-12 osób! Warto też dodać, że w Polsce nie było przypadku, że rezygnacja dawcy doprowadziła do śmierci człowieka. Nie zapominajmy o tym, że w ostatnich kilku latach zrobiliśmy krok milowy w kierunku budowania świadomości społeczeństwo – stwierdza.