Brazylijczycy wylądowali przed Niemcami na kolanach
Brazylijczycy wylądowali przed Niemcami na kolanach Fot: FIFA.com

Stypa zaczęła się jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę. Nie tak miało to wyglądać. Miało być wesele. Brazylia miała wydrzeć Niemcom zwycięstwo. Mieli dla kontuzjowanego Neymara dojść do finału i wygrać mistrzostwa świata. To miał być ich turniej. O tym dniu piłkarze Canarinhos śnili od chwili, kiedy Brazylia została wskazana przez FIFA jako gospodarz imprezy. Jednak ten piękny sen zamienił się w koszmar. Do przerwy Brazylia przegrywała z Niemcami 0:5. Świat patrzył w szoku. Skończyło się największą porażką w historii najbardziej szanowanej reprezentacji świata.

REKLAMA
Dawno nie było takiego meczu półfinałowego. Dawno gospodarz turnieju finałowego nie został aż tak upokorzony. Ostatni raz podczas imprezy mistrzowskiej wpuścił pięć goli w 1962 roku, kiedy to w finale Brazylia pokonała Szwecję 5:2. Więcej niż 5 goli w półfinale poprzednio padło... 60 lat temu. RFN rozgromił Austrię 6:1 podczas mundialu w Szwajcarii. Wtedy Niemcy Zachodnie wygrały cały turniej. Czy teraz będzie podobnie?
Przed pierwszym gwizdkiem wiadomo było, że Brazylia jest osłabiona. Nie grał ich rozgrywający, gwiazda „Canarinhos” Neymar. Poza tym Luis Felipe Scolari, trener gospodarzy nie mógł skorzystać z Thiago Silvy, doświadczonego obrońcy. Te straty mieli zrekompensować kibice. Stadion w Belo Horizonte niczym kocioł wypełniony po brzegi żółtymi barwami miał ich ponieść do zwycięstwa.
W oczach Brazylijczyków nie widać było strachu. Widać było determinację. Mieli wyszarpać zwycięstwo. Pierwsze starcie wygrali. Pierwsze, czyli odśpiewanie hymnów. Każdy chciałby przeżyć taki moment, jak śpiewający na boisku hymn piłkarze Canarinhos. Skończyła grać muzyka, jednak stadion nie skończył śpiewać. Natomiast David Luiz i Julio Cesar trzymali między sobą koszulkę z numerem 10. Koszulkę Neymara. To jemu mieli zadedykować ten występ, to dla niego mieli wygrać ten turniej.
logo
Od pierwszego gwizdka Brazylijczycy rzucili się na Niemców. Wyglądało na to, że to będzie wyrównane spotkanie. Po minucie Marcelo dostał się w pole karne, niemiecki obrońca wślizgiem wybił mu piłkę. Brazylijczyk chciał karnego, sędzia wskazał na rzut rożny. Doszło do przepychanek. Gospodarze reagowali nerwowo, Niemcy ze spokojem. Wymiana ciosów przez pierwsze 10 minut zakończyła się golem Thomasa Mullera.
Worek z bramkami na dobre otworzył urodzony w Polsce Miroslav Klose. Jego gol był podwójnie upokarzający dla gospodarzy. To dlatego, że tym golem pochodzący z Opola piłkarz stał się samotnym liderem w klasyfikacji najlepszych strzelców mundialu, wyprzedzając jedną z legend brazylijskiej piłki, „Il Fenomeno” Ronaldo. Co do worka z bramkami, to w ciągu sześciu minut Niemcy zdobyli kolejne trzy i prowadzili już 5:0.
Już przed przerwą Brazylia zaliczyła nokaut. Natomiast Twitter, Facebook i cokolwiek człowiek jest w stanie wymyślić oszalały. W końcu nikt nie sądził, że dojdzie do aż takiej kompromitacji pięciokrotnych mistrzów świata. Nie w taki sposób, nie tak szybko. Nikt nie wierzył w to, że Brazylia powstanie z kolan. Nagle drużyna, która za styl gry – bądźmy szczerzy – była mocno krytykowana przez media na całym świecie, stała się pośmiewiskiem i bohaterem memów.
logo
Nie wiadomo jakie słowa padły w szatni brazylijskiej. Jednak na Twitterze zaczęły krążyć pogłoski, że w Brazylii wybuchły zamieszki. Dowód? Zdjęcia z protestów w Sao Paulo, ale z... 2013 roku.
Nie było jednak sympatycznie. Na trybunach skandowano obelgi pod adresem pani prezydent Dilma, a także pod adresem Freda. Dlaczego akurat oni? Prezydent jest obwiniana o słabą kondycję gospodarczą w kraju, z kolei napastnik Canarinhos w każdym meczu zawodzi. Zasłynął jedynie efektownym padem w meczu otwarcia dzięki czemu nabrał japońskiego sędziego Nishimurę na rzut karny. Jednak każdy (Brazylijczyk) po cichu pewnie liczył, że może Fred się przełamie.
Druga połowa dla Niemców wydawała się być formalnością. Rzadko się zdarza, aby komuś nie udało się dociągnąć wyniku 5:0 do końca. Jednak Brazylijczycy nie chcieli powiesić białej flagi. Podobnie jak w pierwszej połowie rzucili się na bramkę Manuela Neuera. Niestety dla nich bramkarz reprezentacji Niemiec był świetnie dysponowany, a Brazylijczycy pewnie zastanawiali się nad tym, czy w ogóle zdobędą gola. W tym czasie drużyna Joachima Loewa zadała dwa śmiertelne ciosy.
Andre Schurle był autorem obu bramek. Niemcy prowadzili już 7:0. Najwyższa porażka w historii Brazylii to 6:0. Przegrali wówczas z Urugwajem. To był 1920 rok. Od tego czasu to raczej Brazylia strzelała tyle bramek rywalom. Nie do pomyślenia było, że będą ich w stanie tyle wpuścić. Zwłaszcza w meczu o finał mistrzostw świata. Gol Oscara w 90. minucie jedynie otarł łzy. Ten dzień to pogrzeb brazylijskiej piłki. Pogrzeb Canarinhos. I mimo wszystko każdy fan piłki nożnej będzie rozpaczał.
logo
Nawet Niemcy zapewne nie sądzili, że tak łatwo znajdą się w finale. W poprzednich meczach grali poniżej oczekiwań. Nie wygrali przekonująco swojej grupy. W 1/8 finału potrzebowali rzutów dogrywki, by pokonać Algierię. W ćwierćfinale z Francuzami zagrali jeden z najnudniejszych meczów tych mistrzostw. Wygrali zaledwie 1:0. Teraz z zaciekawieniem czekają na rywala. Dla Niemców łatwiejszym rywalem byłaby Argentyna, jednak chłodno oceniając szanse, raczej będziemy świadkami trzeciego z rzędu europejskiego finału.
Tym, którzy źle życzą Niemcom, damy parę słów otuchy. Na dwóch poprzednich mistrzostwach świata zespoły, które wyeliminowały Brazylię przegrywały w finale. Były to odpowiednio Francja w 2006 i Holandia w 2010 roku. Czy historia się powtórzy?
logo
.Wracając do gospodarzy mistrzostw... Po pierwsze, ciążyła na nich klątwa Pucharu Konfederacji. Wygrali go rok temu. Klątwa polega na tym, że zwycięzca tego turnieju nie wygrywa w następnym roku mundialu. Po drugie, po raz kolejny dochodzi do kompromitacji brazylijskiej piłki na organizowanych przez nich mistrzostwach.
Poprzednio w 1950 roku doszło do największego (wówczas) upokorzenia Brazylii. Wtedy również byli organizatorami mundialu. Przegrali w finale z Urugwajem. Na trybunach wybuchły zamieszki. Do dekoracji mistrzów doszło w tunelu pod trybunami Maracany. Po meczu z Niemcami nie doszło do takich scen. Ponad 50 tysięcy Brazylijczyków na trybunach stadionu w Belo Horizonte wolałoby zapaść się pod ziemię i schować twarze ze wstydu.
To czarny dzień nie tylko dla brazylijskiej piłki, ale dla wszystkich. Można mieć antypatie do tej drużyny, do Canarinhos. Jednak przykro się patrzy na kompromitację mistrza, drużyny, która przez lata była inspiracją dla wielu. Teraz Brazylii pozostał mecz o trzecie miejsce, może on pomoże minimalnie zmazać największą plamę w historii piłki nożnej w Kraju Kawy.
Na koniec dwa polskie akcenty mimo że na mundialu nas nie ma. Ostatni raz Brazylia wpuściła pięć w meczu mundialowym w 1938 roku z... Polską (ostatecznie i tak przegraliśmy 5:6). A drugi? Na jesieni zagramy z Niemcami. Jesteście gotowi?